Bartosz Salamon ma za sobą okres dobrej gry. Jest filarem Lecha Poznań, z którym szykuje się do dwumeczu ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy z Fiorentiną, a w reprezentacji Polski rozegrał przyzwoite spotkanie z Albanią w ramach eliminacji do Euro 2024. Spokój piłkarza zmąciła informacja o tym, że w jego organizmie wykryto środek dopingowy.
To chlortalidon, czyli jak podkreśla Lech Poznań, substancja w leczeniu nadciśnienia i nie przynosząca żadnej korzyści w rozumieniu poprawy zdolności wysiłkowych zawodnika. Klubowi w związku z tym nie grożą żadne konsekwencje. Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli próbka B potwierdzi wynik próbki A, to Salamona może czekać długie zawieszenie. Piłkarz stara się udowodnić swoją niewinność.
- Jeśli wynik się potwierdzi, jego kariera w poważniejszej piłce znajdzie się na ostrym zakręcie, a nawet może dobiec końca. Wtedy zostanie Wieczysta, z całym szacunkiem dla krakowskiego klubiku... - powiedział w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Radosław Kałużny, były reprezentant Polski.
ZOBACZ WIDEO: Idą zmiany. "Santos nie będzie chciał się cofnąć"
Kałużny podkreślił również, że dziś kłopoty dopingowe wynikają raczej z nieumyślnego z działania i braku uwagi.
- Salamon za moment skończy 32 lata i nie wydaje mi się, by chciał kogoś oszukać, patrząc też na jego zaawansowany jak na sportowca wiek. Inna rzecz, że nie kojarzę, by któryś z przyłapanych sportowców oficjalnie przyznał się do szprycowania - dodał Kałużny.
Sprawa obrońcy Lecha może potrwać nawet kilka miesięcy. Pozytywny wynik badania dopingowego wywołał olbrzymie zaskoczenie w środowisku. Salamon jest bowiem zawodnikiem, który nic nie bierze na własną rękę i konsultuje wszystko z lekarzem klubowym. Wiadomo, że lekarstwa, które otrzymywał Salamon zostały już zabezpieczone.
Czytaj także:
Dopingowa wpadka reprezentanta Polski. Lech Poznań jest w szoku