Droga Mateusza Bochnaka do PKO Ekstraklasy była odrobinę skomplikowana. Skrzydłowy nie przebił się do pierwszego składu Pogoni Szczecin, przez co później wspinał się przez drugoligowych Błękitnych Stargard i pierwszoligowego Chrobrego Głogów. Debiutował w elicie w wieku 25 lat w barwach Cracovii.
- Na pewno mecz z Pogonią był dla mnie trochę inny niż każdy wcześniejszy. Dobrze się rozpoczął dzięki mojej bramce, ale później Pogoń zdominowała nas do końca pierwszej połowy i na początku drugiej. Gospodarze grali dużo lepiej i Karol Niemczycki obronił dwie, trzy stuprocentowe sytuacje podbramkowe - wspomina Mateusz Bochnak z Cracovii przed kamerą klubowej telewizji.
- Później wydawało się, że odzyskaliśmy kontrolę i zaczęliśmy grać lepiej w piłkę. Mieliśmy szansę na trzeciego gola Benjamina Kallmana i bardzo jej szkoda. Chwilę później Pogoń ukąsiła nas i ostatecznie wygrała mecz - dodaje skrzydłowy.
ZOBACZ WIDEO: Idą zmiany. "Santos nie będzie chciał się cofnąć"
Po decyzji o dołączeniu do Cracovii wychowanek Pogoni nie mógł liczyć na ciepłe przywitanie w Szczecinie. Kibice obu klubów są skonfliktowani. Zanim z trybun można było usłyszeć szorstkie okrzyki pod adresem Bochnaka, ten przypomniał o sobie pięknym golem z dystansu. Już w 3. minucie oddał efektowne uderzenie do bramki Pogoni.
- Cieszę się, że taka bramka wpadła, ale ostatecznie nic nam nie dała. Szkoda końcówki meczu, tym bardziej, że to druga taka po Widzewie. Mogliśmy zwyciężyć w Szczecinie, nawet jeżeli nie byliśmy lepszym zespołem. Sytuacja w tabeli jest skomplikowana, dlatego nie ma innej możliwości niż wygrana z Radomiakiem - zapowiada Bochnak.
Czytaj także: Klub z PKO Ekstraklasy pokazał nietypową dla siebie koszulkę
Czytaj także: Minęło 18 lat. Majdan dostał 48 godzin. "Inaczej go zabijemy"