W czwartek Lech Poznań mierzył się na własnym boisku z Fiorentiną. Ćwierćfinał Ligi Konferencji Europy nie ułożył się kompletnie po myśli Kolejorza, który stracił bramkę już w czwartej minucie.
Gospodarze wprawdzie wyrównali, ale przed przerwą stracili kolejnego gola. Pozbawił on ekipę z Polski animuszu. Ostatecznie Viola wygrała 4:1.
- Gdyby Lech miał więcej wartości, to spotkanie mogłoby się inaczej ułożyć. Niestety, nowoczesna piłka do Ekstraklasy nie dociera i mamy tego efekt. Różnica była bez problemu do wychwycenia na boisku - mówi 45-krotny były reprezentant Polski, a obecnie komentator i ekspert od ligi włoskiej Piotr Czachowski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bajeczny gol 17-latka z Legii
Czy to brak Salamona zabił Lecha?
W spotkaniu nie mógł wystąpić Bartosz Salamon. Po meczu rewanżowym z Djurgardens IF w organizmie środkowego obrońcy wykryto chlortalidon. To substancja, która ma działanie moczopędne i może wypłukiwać inne środki dopingujące.
Zawieszenie jednak zostało ogłoszone dość późno, bo zaledwie na kilka godzin przed spotkaniem. Czy obecność Salamona dużo zmieniłaby w końcowym wyniku?
- Niewiele. Może z Salamonem nie byłoby aż tak źle, ale nie byłaby to diametralna zmiana. Fiorentina pokazała to, co w ostatnich dniach robiła najlepiej. W ostatnich dwóch miesiącach są w znakomitej formie. Zaprezentowali piłkarską jakość, nie mogli sobie wymarzyć lepszego scenariusza - ocenia były zawodnik.
- Pierwsza połowa była całkiem udana, można było się pokusić o remis do przerwy i może kolejne bramki by tak szybko nie wpadały. Gdyby było trochę więcej szczęścia, to mecz mógłby się potoczyć inaczej. Jednak wydaje mi się, że Kolejorza na więcej w tym dniu stać nie było. Z każdą kolejną minutą po przerwie przewaga rywali stawała się większa - dodaje.
Ten karny zmieniłby wszystko?
W pierwszym kwadransie premierowej odsłony Mikael Ishak wychodził na czystą pozycję w polu karnym. Doszło jednak do starcia z obrońcą Fiorentiny, który został za zawodnikiem Lecha. Ten przewrócił się, sugerując, że powinna zostać podyktowana jedenastka.
Późniejsze powtórki jednak pokazały co innego. - Na początku wydawało mi się, że był karny - przyznaje dziennikarz.
- Później jednak powtórki pokazały, że spięcie było delikatne. Piłkarz czuje takie położenie ręki na plecach i w jakiś sposób chce pokazać arbitrowi, że siła jest bardzo duża. Sędzia widział tę akcję bardzo dobrze. Nie mieliśmy interwencji VAR-u, więc jedenastki nie powinno być. Kolejne powtórki rozwiały też moją wątpliwość - twierdzi.
Ostatecznie po przegranej 1:4 Lech Poznań szanse na awans do półfinału Ligi Konferencji Europy ma tylko matematyczne. To na ćwierćfinale Kolejorz najpewniej zakończy udział w rozgrywkach.
- Szansa piłkarzy Lecha jest iluzoryczna. Jeżeli przegrywa się 1:4 na własnym boisku, to trudno mieć nadzieję na odrobienie strat - mówi dziennikarz.
Zwraca jednak uwagę na ponadprzeciętne wyniki poznaniaków w całych rozgrywkach. Czy przyćmią one czwartkowe niepowodzenie?
- Należy się cieszyć, że Lech dotarł do tego ćwierćfinału. Osiągnęli wynik powyżej swoich możliwości i trzeba im pogratulować. Oby inne polskie zespoły, a także sam Lech, powtórzyły ten rezultat. Może także w tych wyższych rangą europejskich pucharach - kończy Piotr Czachowski.
W czwartek 20 kwietnia o godz. 18:45 Lech Poznań powalczy na wyjeździe w rewanżu. Transmisja w Viaplay, a relacja na żywo w WP SportoweFakty.
Czytaj więcej:
Nadzieje były ogromne, rzeczywistość brutalna. Fiorentina zabiła marzenia Lecha Poznań