Ćwierćfinałowy dwumecz włoskich ekip w Lidze Mistrzów padł łupem Milanu. Podopieczni Stefano Pioliego zwyciężyli w pierwszym meczu z Napoli (1:0), a tydzień później zremisowali na stadionie imienia Diego Armando Maradony (1:1).
Mimo wszystko po wtorkowym spotkaniu wiele mówi się na temat decyzji Szymona Marciniaka. Polski arbiter nie podyktował "jedenastki" dla Azzurrich w 37. minucie. Rafael Leao zaatakował wślizgiem Hirvinga Lozano we własnym polu karnym.
Zawodnicy SSC Napoli zaczęli protestować, a powtórki telewizyjne sugerowały, że mogło dojść do przewinienia. Sędzia VAR Tomasz Kwiatkowski i asystujący mu Bartosz Frankowski nie wezwali jednak Marciniaka do monitora. Gra została wznowiona z rzutu rożnego.
- Ja tam widziałem rzut karny - stwierdził w rozmowie z nami Marcin Borski.
ZOBACZ WIDEO: Leo Messi wraca do Barcelony!? Co z Lewandowskim?
Jak wiadomo, to sędziowie w wozie VAR decydują, czy arbiter główny sam powinien obejrzeć całą sytuację. Czy były ku temu podstawy? - Moim zdaniem tak. Może w wozie VAR były lepsze ujęcia. Z fotela przed telewizorem wyglądało to na trafienie w nogi - dodał Borski.
Spore kontrowersje nieco przyćmiły kolejny solidny występ Szymona Marciniaka. Według naszego rozmówcy 42-latek znów spisał się z dobrej strony.
- Mecz był pod kontrolą. Widać autorytet finalisty mistrzostw świata - podsumował Marcin Borski.
Zobacz też:
Real Madryt wyrachowany i zwycięski. Chelsea wypada z Europy na co najmniej rok