Jego brak był widoczny gołym okiem. W pierwszym meczu Lech Poznań zdecydowanie przegrał walkę o środek pola z piłkarzami Fiorentiny. Radosław Murawski był niejednokrotnie chwalony za występy w europejskich pucharach, to ważny element w drużynie Johna van den Broma.
- Oglądanie moich kolegów walczących na boisku nie było łatwą sprawą. Myślę, że dla żadnego zawodnika siedzącego na trybunach taka sytuacja nie jest prosta, wiedząc, że nie jesteś w żaden sposób pomóc - mówił Murawski na konferencji prasowej.
W czwartek o godz. 18.45 rozpocznie się mecz rewanżowy pomiędzy Fiorentiną i Lechem. Kolejorz ma do odrobienia aż trzy bramki straty z pierwszego spotkania, gdy rywal wygrał 4:1. Sytuacja jest trudna, w zasadzie beznadziejna i niewiele osób daje jakiekolwiek szanse drużynie z Poznania. - Przyjechaliśmy do Florencji pełni wiary, nadziei i chęci, by odwrócić losy tego dwumeczu. Chcemy też pokazać, że 4:1 w pierwszym spotkaniu było zbyt wysokim wynikiem - przekonuje Murawski.
ZOBACZ WIDEO: Kryzys Lewandowskiego, Lech w Lidze Konferencji i Salamon na dopingu - Z Pierwszej Piłki #35
- Jesteśmy na tym etapie dzięki ciężkiej pracy i myślę, że nie zasłużyliśmy, by pożegnać się z tymi rozgrywkami po takim meczu, jak w Poznaniu. Przyjechaliśmy walczyć, zagrać dobre spotkanie i udowodnić, że 4:1 to jedynie wypadek przy pracy - dodał.
Dla niego z jakiegoś względu będzie to szczególne spotkanie. Będzie chciał się pokazać przed włoską publicznością, bo przecież mówimy o zawodniku, który w sezonach 2017/18 i 2018/19 regularnie grał w ekipie Palermo.
Początek meczu Fiorentina - Lech Poznań w czwartek o godz. 18.45.
CZYTAJ TAKŻE:
Lecha stać na więcej w rewanżu z Fiorentiną. "W pierwszym meczu to nie była nasza gra"
Thomas Tuchel zapytany o sędziego. Nie mógł się powstrzymać