Trudno wskazać postać mającą w ostatnich latach większy wpływ na szkolenie w Polsce. Przez ponad dekadę poprowadził kadry narodowe różnych kategorii w prawie 150 spotkaniach. Półtora roku temu schował trenerski dres do szafki i usiadł za dyrektorskim biurkiem.
- Kiedy zaczynałem pracę jako dyrektor sportowy, podczas jednego z posiedzeń zarządu PZPN pozwoliłem sobie na deklarację, że w ciągu czterech lat zamierzamy awansować na cztery turnieje w różnych kategoriach wiekowych. Uwzględniając zeszłoroczny występ kadry U-17 na ME, prognoza już się sprawdziła - mówi Marcin Dorna.
Na przełomie maja i czerwca kadra U-17 zagra na mistrzostwach Europy, a w lipcu w podobnym turnieju wystartuje drużyna U-19. Pierwszy raz w historii zdarzyło się, by obie juniorskie reprezentacje Polski wzięły udział w Euro w jednym roku.
ZOBACZ WIDEO: Nieprawdopodobne sceny. Cieszył się z gola ze środka boiska, a po chwili...
Konrad Witkowski, "Piłka Nożna": Czym konkretnie zajmuje się dyrektor sportowy PZPN?
Marcin Dorna, dyrektor sportowy PZPN: To mimo wszystko inny zawód niż dyrektor sportowy w klubie. Głównie pod względem zasięgu. Moje zadania to planowanie, monitorowanie, współpraca ze sztabami 16 reprezentacji: wszystkich męskich oraz żeńskich drużyn młodzieżowych, do tego pierwszej kadry kobiet. To kilkaset zgrupowań rocznie, kilkaset osób, które w każdym terminie FIFA wyjeżdżają w Polskę z orłem na piersi, a my musimy im zapewnić jak najlepsze warunki. Kwalifikacja pracowników, powołania oraz model selekcji to również bardzo istotne aspekty.
Dodatkowo jest sporo aktywności w zakresie współpracy z departamentem Grassroots - między innymi certyfikacja, wszelkie akcje preselekcyjne, turniej "Z Podwórka na Stadion". Wprowadziliśmy nowe rozwiązania systemowe, jak projekt dla zawodników późno dojrzewających czy modyfikacje strukturalne w rozgrywkach CLJ. W Szkole Trenerów powstało pięć nowych kursów: dyrektora sportowego, dyrektora akademii, trenera przygotowania motorycznego, analityka oraz skauta. A obowiązków i wyzwań przybywa.
Każda aktywność pociąga za sobą konieczność obserwowania zmian, ewaluacji. Mam wokół siebie fantastyczny zespół, trenerów, wielu ludzi bardzo sprawnych w kwestiach administracyjnych.
Jak przebiega pańska współpraca ze sztabem najważniejszej drużyny w kraju?
Wraz ze wszystkimi trenerami kadr spotkaliśmy się zarówno z Fernando Santosem, jak i asystentami selekcjonera. Przedstawiliśmy strukturę zespołów narodowych, plany, koncepcję dotyczącą tego, jak chcemy się rozwijać. Sztab reprezentacji śledził to z wielkim zainteresowaniem, zabiegał zresztą o spotkanie także po to, aby poznać się ze szkoleniowcami. W biurze często dyskutujemy o poszczególnych aktywnościach, o najbliższych działaniach, o strategii, choćby na turnieje finałowe w maju i w lipcu. Kooperacja jest na bardzo dobrym poziomie.
Podejmując się roli dyrektora sportowego, czerpał pan z zagranicznych wzorców?
Zdiagnozowaliśmy to, co dzieje się w innych federacjach, jeśli chodzi o unifikację, strukturę, funkcjonowanie reprezentacji czy projekty wspierające rozwój talentów. Uczestniczyłem w kursie dyrektorów sportowych w Anglii, na którym byli przedstawiciele kilkunastu europejskich związków. Od paru miesięcy jestem na kursie PZPN, gdzie spotykam dyrektorów sportowych praktycznie wszystkich klubów Ekstraklasy. Do tego dokładam własne doświadczenia, gdyż przez kilka lat byłem wicedyrektorem odpowiedzialnym za wybrane obszary funkcjonowania federacji. Przede wszystkim jednak pracowałem jako szkoleniowiec, który widział ten proces od wewnątrz.
Wróci pan na ścieżkę trenerską?
Nie twierdzę, że już nie będę trenerem, tak samo jak nie deklaruję, iż wrócę do tego zawodu za trzy albo pięć lat.
Po 15 latach w PZPN z tyłu głowy jest jeszcze chęć spróbowania sił w piłce klubowej?
Były momenty, kiedy mogłem zdecydować się na taki ruch, ale nigdy tego nie rozważałem. Jeżeli się na coś umawiam, wypełniam misję do końca - niezależnie, czy prowadzę kadrę U-15, U-21 czy sprawuję obecną funkcję. Dla mnie to oczywiste. Nie planuję żadnych zmian.
Mistrzostwa Europy do lat 21 na polskich stadionach rozegrałby pan zupełnie inaczej?
Robienie tego samego i spodziewanie się różnych efektów to aberracja. Mając aktualne doświadczenia, wiele rzeczy zrobilibyśmy w inny sposób. Nie byliśmy zadowoleni z wyniku zespołowego, niemniej tamto Euro oceniam jako turniej zebrania cennych informacji, bardzo dobry pod względem selekcyjnym. Życie polega na tym, aby patrzeć w przyszłość, więc wnioski ze wszystkich mistrzostw, w których gramy, zamierzamy wykorzystać na rzecz następnych pokoleń.
Czy biorąc pod uwagę, jak niewielu zawodników z tamtej kadry gra dziś na poważnym poziomie, półfinał Euro U-17 z 2012 roku wciąż należy postrzegać jako osiągnięcie?
Spora grupa dostała szansę na szczeblu Ekstraklasy, jedni wykorzystali ją w większym, inni w mniejszym stopniu. W roczniku 1995 było wielu piłkarzy, którzy ostatecznie nie pojechali na mistrzostwa, a znajdowali się blisko kadry - na przykład Paweł Dawidowicz i Przemysław Frankowski. Selekcja polega na tym, że z populacji kilkuset obserwowanych trzeba wybrać 20 zawodników. Przed takim zadaniem staje teraz Marcin Włodarski. Od turnieju U-17 do piłki profesjonalnej jest trochę czasu i wiele zmiennych zakłócających po drodze. Gwarantuję, że spotkamy się za parę lat i będziemy rozmawiać o trzech grupach piłkarzy: tych, którzy wystąpią na Euro i zrobią kariery, takich, którzy mimo udziału w turnieju się nie przebiją, oraz tych, którzy będą grać wysoko, choć do kadry się nie załapali. To nie jest domena polskiej selekcji. Ilu zawodników z obecnego zespołu do lat 17 spodziewa się pan w przyszłości w pierwszej reprezentacji?
Bazując na dotychczasowej tendencji: dwóch, może trzech.
Jeżeli najmłodszy polski piłkarz powołany na ubiegłoroczny mundial ma 20 lat, natomiast najstarszy - 35, to jest 15 roczników. Biorąc po dwóch zawodników z każdego, mamy 30 reprezentantów w kadrze. To naturalna liczba. Drużynę Niemiec, z którą 11 lat temu rywalizowaliśmy w półfinale Euro, tworzyli Leon Goretzka, Timo Werner, Julian Brandt czy Niklas Suele. A na turniej nie pojechał choćby Joshua Kimmich. Tyle że to była wyjątkowa generacja. We Francji wielu piłkarzy z rocznika 1995 pojawiło się dopiero później. Te przykłady potwierdzają, że droga przez reprezentacje juniorskie jest czymś wskazanym, pomaga w rozwoju zawodników, lecz brak powołania na turniej nie oznacza końca kariery.
Obserwując z bliska mistrzostwa świata w Katarze, pomyślał pan: musimy szkolić inaczej?
Piłka seniorska rządzi się swoimi prawami. Jeśli w parze z rezultatem idzie spektakularna gra, wszyscy są zachwyceni. Postawieni przed wyborem: efekt wynikowy czy widowiskowy futbol, pewnie odpowiedzielibyśmy, że szukamy tego pierwszego. Nie uzurpuję sobie prawa do haseł typu "powinniśmy wszystko zmienić" albo "wszystko było dobrze". W piłce nie ma takich wyroków. Jeżeli ktoś je popełnia, to nadużywa jednoznacznych osądów, które są łatwe do powiedzenia, ale trudne do weryfikacji.
Transformacja pokoleniowa w pierwszej reprezentacji to na ten moment największe sportowe wyzwanie dla PZPN?
Jest to jedno z wyzwań. Żeby ten proces mógł trwać, nie możemy zapominać o bieżącej pracy u podstaw - jeśli dzisiaj nie będziemy profesjonalni na etapie upowszechniania tej dyscypliny sportu, to identyczną rozmowę będziemy toczyć za siedem, dziesięć lat. Koncentracja na jak najlepszym przygotowaniu graczy, którzy w tej chwili są w kadrach młodzieżowych, nie zwalnia nas z obowiązku zajmowania się tym, co czeka nas w dalszej przyszłości.
Piłkę reprezentacyjną na poziomie młodzieżowym powinniśmy postrzegać według klucza - im wyższa kategoria wiekowa, tym istotniejszy wynik?
19-latek jednego dnia znajduje się w szatni juniorskiej, następnego gra już z seniorami. Zawodnicy w tym wieku występują na poziomie Ligi Mistrzów, gdzie wszyscy robią wszystko, żeby wygrać. Dla nas wynik jest dość istotny, natomiast chcielibyśmy, aby w kadrach młodzieżowych był on efektem pracy, nie zaś celem samym w sobie. Dorośli znają drogę na skróty, prowadząc dziesięciolatków - bardzo łatwo zastosować te narzędzia i wygrać. Jednak wiemy, że w dłuższej perspektywie nie przyniesie to żadnych rezultatów. Na tym etapie stawianie wyniku ponad wszystko jest pułapką.
Trzy tegoroczne awanse do kontynentalnych turniejów to już sukces czy dopiero prognostyk?
Jesteśmy w dobrym momencie, więc się cieszmy, nie bądźmy przesadnie wycofani. Zarazem podwińmy rękawy jeszcze wyżej, aby takich chwil było więcej. Nie wyprodukowaliśmy koszulek z napisem "gratulujemy awansu" ani nie wręczamy sobie nawzajem medali. Przygotowujemy się do imprez, a w siedzibie PZPN dziesiątki ludzi pracują na to, aby kadry pojechały na mistrzostwa w jak najbardziej komfortowych warunkach.
Mamy świadomość, ile trzeba poświęcić, aby na takie awanse zapracować. Dla nas zakwalifikowanie się na mistrzostwa Europy jest tworzeniem dla zawodników środowiska do rozwoju. Żeby notować progres, należy konkurować z najlepszymi. Są ku temu dwie drogi. Pierwszą jest aranżowanie gier kontrolnych z czołowymi federacjami - robimy to, uciekamy od rywalizacji z reprezentacjami, które niekoniecznie sprawią, że będziemy się rozwijać. Druga to występy na turniejach. Piłkarz, który ma za sobą trzy imprezy młodzieżowe, w momencie debiutu w reprezentacji seniorów jest znacznie bardziej doświadczony.
Powinniśmy przyzwyczajać się do obecnego stanu rzeczy?
Byłoby sporym nadużyciem, gdybyśmy mówili, że znaleźliśmy Świętego Graala i od tej pory już zawsze tak będzie. Na to nikt nie ma patentu. Kiedy zaczynałem pracę jako dyrektor sportowy, podczas jednego z posiedzeń zarządu PZPN pozwoliłem sobie na deklarację, że w ciągu czterech lat zamierzamy awansować na cztery turnieje w różnych kategoriach wiekowych. Uwzględniając zeszłoroczny występ kadry U-17 na ME, prognoza już się sprawdziła. To efekt systemowej pracy, innego podejścia do selekcji, jak również zmian w klubach, gdzie w lepszych warunkach młodzież prowadzą lepiej wyedukowani trenerzy.
Czego oczekuje pan po mistrzostwach Europy U-17 i U-19?
Że pozostaniemy wierni swojej idei - będziemy odważni, proaktywni, damy zawodnikom zgodę na ryzyko. Chcemy, żeby wynik przyszedł w następstwie dobrej gry. Taka oddolna ewolucja sprawi, że w przyszłości będziemy w ten sposób funkcjonować na każdym poziomie.