Czas na drugi półfinał LM. Która część Mediolanu nie zaśnie? Ogromny problem AC Milanu, rozwiązania brak

PAP/EPA / MATTEO BAZZI / Na zdjęciu: Stefano Pioli
PAP/EPA / MATTEO BAZZI / Na zdjęciu: Stefano Pioli

Już w środę w Mediolanie rozpęta się burza, a jej samym epicentrum będzie San Siro. W półfinale Ligi Mistrzów na przeciwko siebie staną dwie włoskie potęgi - AC Milan i Inter. Z tym, że ta pierwsza ma ogromny problem i brakuje jej paliwa w baku.

Gdyby przed rozpoczęciem sezonu albo tuż po jego starcie ktoś wyszedłby na przeciw ze śmiałą tezą, że w półfinale Ligi Mistrzów spotkają się AC Milan i Inter Mediolan, reszta świata postukałaby się w czoło.

Po zniknięciu Juventusu z mapy najsilniejszych europejskich klubów potęga włoskiej piłki zgasła i zaczęła uchodzić za przeżytek. Szybko okazało się, że werdykt zapadł zbyt wcześnie.

Słabi? No nie do końca

Odmłodzone Napoli od samego początku zachwycało największych piłkarskich malkontentów i z każdym kolejnym rozegranym spotkaniem udowadniało, że kluby z Serie A wcale nie muszą zabijać piękna tej dyscypliny grą na zero z tyłu.

ZOBACZ WIDEO: Sensacyjna oferta dla Polaka? "Ktoś go proponuje"

Ba, dawna drużyna boskiego Diego Maradony zachwycała piękną grą, i to fanów na całym świecie. Zaczęto snuć marzenia i wieszczyć szansę na dokonanie czegoś wielkiego. Na awans do finałowej batalii o najcenniejsze trofeum na Starym Kontynencie.

Brutalna weryfikacja

Na marzeniach się skończyło, katem okazał się rywal z krajowego podwórka. AC Milan obnażył słabości SSC Napoli, które straciło wiele mocy przez nieobecność najlepszego strzelca Victora Osimhena. Obserwując Azzurich można było dojść do wniosku, że zabrakło im paliwa, a brak Nigeryjczyka odebrał drużynie przynajmniej połowę potencjału.

Piłka bywa bezlitosna, o czym pogromca świeżo upieczonego mistrza Włoch może przekonać się bardzo szybko. Bolączką gospodarzy środowego spotkania będzie prawdopodobny brak Rafaela Leao.

Kreowany na następcę Cristiano Ronaldo

Dla mniej wtajemniczonych fanów, rzadko śledzących zmagania na Półwyspie Apenińskim, być może absencja Portugalczyka nie jest niczym tragicznym. Fakt, niespełna 24-letni skrzydłowy nie jest jeszcze przesadnie medialny. Natomiast śmiało można nazwać go odpowiednikiem Osimhena. I śmiało można powiedzieć, że AC Milan znalazł się w identycznej sytuacji.

Fani Rosonerich doskonale zdawali sobie sprawę ze skali osłabienia i w głębi duszy z pewnością modlili się, żeby cała otoczka związana z urazem Leao była zasłoną dymną. Niestety wszystko wskazuje, że tak nie jest i piłkarz opuści dwa następne mecze, jak donoszą zagraniczne media. Zawodnik w 10. minucie spotkania przeciwko Lazio Rzym wytrzymał na murawie raptem dziesięć minut, z kolei 3 dni wcześniej wszedł na niespełna pół godziny gry, w trakcie potyczki z US Cremonese.

– Ja też sprawdzałem w sieci co to znaczy wydłużenie mięśnia, jak tylko poznałem tę diagnozę... W dniu meczu Rafa spróbuje podjąć wyzwanie. Jeśli będzie czuł się dobrze, to zagra, ale na tę chwilę takie same szanse są na to, że w ogóle nawet nie znajdzie się w kadrze meczowej. Biorąc pod uwagę jego cechy, musi czuć się na sto procent - mówił trener Milanu, Stefano Pioli na konferencji prasowej.

Były zawodnik Lille OSC wypłynął na szerokie wody we Francji, ale od tego czasu wiele się zmieniło. Leao z każdym kolejnym rokiem spędzonym na włoskiej ziemi gra coraz lepiej. Nawet dorósł do miana najlepszego zawodnika klubu z Mediolanu. Imponuje przede wszystkim szybkością, ale i dynamicznym, unikalnym prowadzeniem piłki. Gdy ta wpada pod jego nogi, rosły Portugalczyk jest jak czołg, tylko jakiś pięć razy bardziej zwinny.

Dzięki temu 23-latek niemal w pojedynkę potrafi wkręcać obronę przeciwników w ziemię i odważnymi szarżami tworzyć kolejne okazje. Milan może nie gra źle, bo przecież zaszedł tak daleko nie bez kozery, ale piłkarzy o takiej specyfice mu brak. Leao był złotym środkiem i człowiekiem nie do zastąpienia. A jednak trzeba go jakoś zastąpić.

Zabójczo skuteczni

Sytuacja w bieżącym sezonie zmienia się jak w kalejdoskopie. Jeszcze kilka tygodni temu Inter przegrywał mecz za meczem, miał ogromne problemy ze strzelaniem bramek i nawet mniej przekonujący podopieczni Stefano Pioliego byliby faworytem derbowej rywalizacji, mimo że od początku sezonu także znacznie obniżyli loty.

Tylko to już nieaktualne. Inter w ostatnich trzech spotkaniach posyłał piłkę do siatki rywali aż 11 razy, a do tego ledwo co awansował do finału Pucharu Włoch, ogrywając Juventus FC. Tymczasem Milan na ostatnich sześć spotkań zanotował cztery remisy i nie może pochwalić się równie imponującą skutecznością.

Może zastąpi go jeszcze w ataku?

Zostaje jeszcze sporo argumentów działających na korzyść Stefano Piolego. Przecież nie sam Leao doprowadził swój zespół tu gdzie jest. Trudno zapominać o Theo Hernandezie, który ma stalowe płuca i jest obecny we wszystkich sektorach boiskach, a gdy trzeba stanąć na wysokości zadania i wyłączyć akcję w zalążku, przełącza się na tryb "ściana".

Nie można pominąć również świetnego Mike'a Maignana. Gdyby Francuza zabrakło w dwumeczu z Napoli, to właśnie ono grałoby dalej. Jest jeszcze solidna defensywa w osobach Fikayo Tomoriegp i Simona Kjaera, wspierana młodym ale niezmordowanym Sandro Tonalim, grającym nieco wyżej. Ale co z ofensywą?

Milan awansował po dziewięciu latach awansował do fazy pucharowej. Mało tego, dopiero w poprzednim sezonie od tamtej chwili wyszedł z grupy. I od razu półfinał. Jak coś robić - to porządnie. Czasami w takich sytuacjach logika schodzi na drugi plan.

Mediolan odleci

Zwłaszcza że rywal zdaje się mimo wszystko być tym z gatunku nie najmocniejszych. Mówi się, że to druga para (Real Madryt i Manchester City) zagra finał w półfinale. Determinacji nie zabraknie jednak także po przeciwnej stronie barykady.

Z kolei statystyki są nieubłagane. W tym roku obie ekipy spotkały się dwukrotnie. Za każdym razem zwyciężał Inter, a Milan nie był w stanie strzelić bramki, samemu tracąc cztery.

Mówi się, że te derby rządzą się swoimi prawami, ale w takim razie co powiedzieć o takich? Rzadko kiedy dwie drużyny rozgrywają oba półfinałowe mecze Ligi Mistrzów na tym samym stadionie, a właściwie prawie nigdy.

W Mediolanie rozpęta się prawdziwa burza. Faworytem Inter, który jednak nie może liczyć z tego tytułu na żadne benefity, a jedynie może ciążyć na nim nieco większa presja.

Tym bardziej, że ekipa obecnie prowadzona przez Simone Inzaghiego w tej fazie rozgrywek również bywa szalenie rzadko i ma coś do udowodnienia. Za to jedno należy przyznać. Włosi wcale nie odeszli do lamusa i będą mieli swoją delegację w finale, co można uznać za wielki sukces, zważywszy na panujące realia.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Duży optymizm w szeregach AC Milan
Wielkie derby o finał Ligi Mistrzów

Komentarze (0)