Przed startem spotkania sytuacja była dość klarowna: łodzianie byli już pewni gry w najwyższej klasie rozgrywkowej w kolejnym sezonie. Z kolei kielczanie potrzebowali w sobotnim meczu zwycięstwa. W przeciwny razie, musieliby oglądać się na to, co zrobią Wisła Płock i Śląsk Wrocław znajdujące się za nimi w tabeli.
- Widzew gra w domu, będą mieli za sobą mocne wsparcie. My także mamy mocne grono Kibiców, którzy będą śledzić nasze spotkanie i chcemy dać im dużo radości. Mamy plan na ten mecz i na pewno będziemy chcieli go zrealizować - zapowiadał cytowany na oficjalnej stronie Korony Jewgienij Szykawka.
Przyjezdni od początku poczuli się pewnie na Stadionie Miejskim przy al. Piłsudskiego w Łodzi i dali temu wyraz już w piątej minucie, gdy po dośrodkowaniu w łódzkie pole karne piłkę wybił Henrich Ravas, a następnie z dystansu huknął Kyryło Petrow. Po drodze piłka odbiła się jeszcze od Dawida Błanika i zatrzymała się dopiero w bramce Widzewa.
ZOBACZ WIDEO: Zadał pytanie o Messiego. Tak odpowiedział “Lewy”
W pierwszej połowie piłkarzom trenera Janusza Niedźwiedzia bardzo trudno konstruowało się akcje z przodu. W ciągu pierwszych 45 minut czerwono-biało-czerwoni oddali zaledwie dwa strzały, w tym żadnego celnego. A w 31. minucie Ronaldo Deaconu uderzył z dystansu, a Ravas z trudem odbił piłkę nad poprzeczkę.
Jednak w minucie 40. Korona podwyżsyła prowadzenie. Błanik dośrodkowywał piłkę z rzutu wolnego, a wrzutkę tę zamknął głową Piotr Malarczyk, który nawet nie musiał specjalnie wyskakiwać po tę piłkę. Goście byli zatem coraz bliżej utrzymania. A jeszcze przed przerwą mogli i powinni prowadzić wyżej. Po centrze z rzutu rożnego główkował Petrow i trafił w poprzeczkę.
Po przerwie Widzew zaliczył jeden zryw dzięki rezerwowym - Mato Milosowi, Juliuszowi Letniowskiemu i Kristofferowi Hansenowi. Stąd dwie całkiem niezłe okazje, lecz nie zostały zamienione na bramki. Ale później zespół Kamila Kuzery przystąpił do ofensywy i mocno naciskał.
W 58. minucie miękkie zagranie z boku pola karnego głową zamykał Szykawka i tylko on sam wie, jak tego nie trafił. Jednak kilkadziesiąt sekund później Jakub Łukowski ucieszył się z bramki, a celebrować ją podbiegł do pierwszego rzędu trybun z rodzicami. 27-latek zamknął świetne podanie za linię obrony wykonane z lewego skrzydła Mariusa Briceaga.
Mocno zbity Widzew nie miał nawet zbyt wielu szans na to, by się odgryźć. Najlepszą była chyba ta z 68. minuty, gdy strzał Bartłomieja Pawłowskiego poleciał w boczną siatkę. Ale na więcej - poza golem Serafina Szoty, ale ze spalonego w 90. minucie - tego popołudnia łódzkiego beniaminka stać nie było.
Nie udało się więc Widzewowi przerwać serii porażek na własnym obiekcie, która wynosi aktualnie już sześć. Korona zaś zrealizowała cel i pozostanie w PKO Ekstraklasie na kolejny sezon.
Widzew Łódź - Korona Kielce 0:3 (0:2)
0:1 - Dawid Błanik 7'
0:2 - Piotr Malarczyk 40'
0:3 - Jakub Łukowski 60'
Składy:
Widzew: Henrich Ravas - Mateusz Żyro (46' Juliusz Letniowski), Serafin Szota, Martin Kreuzriegler - Paweł Zieliński (46' Mato Milos), Patryk Stępiński, Juljan Shehu, Fabio Nunes (46' Kristoffer Normann Hansen) - Andrejs Ciganiks, Bartłomiej Pawłowski, Ernest Terpiłowski (80' Ignacy Dawid).
Korona: Marcel Zapytowski - Dominick Zator, Piotr Malarczyk (80' Jacek Kiełb), Miłosz Trojak, Marius Briceag - Kyryło Petrow (76' Dalibor Takac), Dawid Błanik (76' Marcus Godinho) - Ronaldo Deacnou, Nono, Jakub Łukowski (86' Hubert Szulc), Jewgienij Szykawka (86' Hubert Szulc).
Sędziował: Paweł Raczkowski (Warszawa)
Żółte kartki: Letniowski, Milos (Widzew) - Szykawka, Petrow, Błanik (Korona).
Widzów: 17 423.
Czytaj też: Klub z PKO Ekstraklasy pokazał nietypową dla siebie koszulkę