W końcu Manchester City wygrał rozgrywki, które były przedmiotem ich marzeń. W sobotnim finale Ligi Mistrzów ograli Inter Mediolan 1:0 po bramce Rodriego.
Dominacja? Było gorąco
Przed meczem wielu ekspertów zapowiadało, że Manchester City zmiażdży rywala. Zespół z Włoch miał nie mieć żadnych szans. Tymczasem Nerazzurri grali bardzo mądrze. W zasadzie do ostatniej sekundy meczu mieli szanse na doprowadzenie do dogrywki.
- City rozpieścił nas po drugim meczu przeciwko Realowi. Później dogonili Arsenal w Premier League, po drodze zdobyli Puchar Anglii. Byli już blisko marzenia o potrójnej koronie. Wydawało się, że Inter to nie jest rywal odpowiedniej rangi dla Manchesteru. Włoski zespół miał jednak znakomitą passę w ostatnich dwóch miesiącach, z wyjątkiem porażki z Napoli - podkreśla Marcin Rosłoń, komentator Canal+ Sport, znawca Premier League.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękna partnerka Arkadiusza Milika zakończyła pewien etap
- Wiadomo było, że jak Obywatele zagrają tak, jak z Realem Madryt to szybko rozstrzygną losy tej rywalizacji. Inter był jednak bardzo konsekwentny w każdej formacji i dlatego ta pierwsza część spotkania była wyrównana. Przewagę w posiadaniu piłki miał Manchester City, ale nie przekładało się to na sytuacje bramkowe - dodaje.
Antybohater jest tylko jeden
W drużynie z Wysp Brytyjskich najjaśniej na boisku miał świecić Erling Haaland. Tymczasem Norweg przez większość czasu był niewidoczny. Jednak ekspert zwraca uwagę na dwie sytuacje, które miały kluczowe znaczenie dla wyniku spotkania.
- Erling Haaland żyje z prostopadłych podań. Wtedy może włączyć swoje turbodoładowanie, sadzić wielkie susy, generować dużą moc i prędkość. Inter bronił bardzo nisko, więc nie było dużo miejsca dla Norwega. Zrobił jednak swoje w tym meczu dwukrotnie. Otworzył przestrzeń wolną w polu karnym na prostopadłe podanie od Akanjiego do Bernardo Silvy, co w konsekwencji pozwoliło zdobyć bramkę Rodriemu. Później przy sytuacji Fodena ruszył na prawą stronę i otworzył mu korytarz. Wtedy jednak Foden przegrał pojedynek z Onaną - ocenia Rosłoń.
Po drugiej stronie boiska zawiódł za to Romelu Lukaku. Belg nie wykorzystał kilku dogodnych sytuacji.
- Ederson popisał się kilkoma znakomitymi interwencjami. Antybohaterem został Lukaku, trochę jak z Belgią na mundialu. Powinien przynajmniej w jednej sytuacji zapewnić gola swojej drużynie. Nie od dziś ma poważne problemy w europejskiej piłce. Edin Dżeko także mógł spisać się lepiej - tłumaczy dziennikarz.
Czy można się spodziewać, że Manchester City zdominuje europejską piłkę na lata po swoim pierwszym triumfie w Lidze Mistrzów? Ekspert nie przewiduje wielkich zmian.
- Na prawym skrzydle jest duża moc generowana przez Silvę i Mahreza. Portugalczyk był kuszony przez Barcelonę i PSG, a Algierczyk może być nie do końca usatysfakcjonowany rolą zmiennika Silvy. W środku pomocy ma dojść Kovacić, który jest piłkarzem ruchliwym, aktywnym. Taką ósemką, która świetnie atakuje i do tego broni. Przyszłość Gundogana jest nieznana, jak w zeszłym sezonie. Także w przypadku Rodriego i Johna Stonesa wszystko jest jeszcze otwarte. Wielkiej rewolucji nie przewiduję - kończy Marcin Rosłoń.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
"Jest w tym coś ujmującego". Eksperci podzieleni po finale Ligi Mistrzów