Ludzie mają różne lęki w życiu. Jedni boją się ciemności, inni pająków, jeszcze inni małych i ciasnych pomieszczeń. Istnieje też m.in. coś takiego, jak Aurorafobia, czyli strach przed zorzą polarną.
Polskie drużyny cierpią natomiast w ostatnich latach na Karabachofobię, czyli przeraźliwy lęk przed rywalizacją z azerskim Karabachem Agdam. Jest to rywal przeklęty, który w ostatnich latach nie chce dać spokoju polskim drużynom.
Nie dała rady Wisła Kraków, choć wtedy Karabach nie był jeszcze w Europie tak znany. Wówczas mówiono o kompromitacji. Później narracja bardzo mocno się zmieniła. Przed rokiem w Baku poległ Lech Poznań, choć po pierwszym meczu miał skromną zaliczkę. Wcześniej odprawione zostały również Legia Warszawa i Piast Gliwice. I paradoksalnie ci ostatni byli najbliżej wyeliminowania ekipy Qurbana Qurbanova.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skradł show przed graczami Juventusu. Zobacz, co zrobił z piłką
Bach, bach, Karabach
29 lipca 2010 roku. Wydawało się, że Wisła Kraków miała szczęście w losowaniu. Trafiła na niezbyt dobrze znany wtedy w Polsce Karabach. Miał być spokojny awans do kolejnej rundy, a skończyło się na kompromitacji. To znaczy - wtedy tak się wydawało. Jak pokazały kolejne lata, Karabach wcale nie był chłopcem do bicia.
Wisła przegrała wtedy u siebie 0:1 (a w zasadzie na stadionie Hutnika Kraków), a w samej końcówce Maciej Żurawski nie wykorzystał rzutu karnego. W rewanżu już do przerwy było 3:0 dla Karabachu. Co prawda w drugiej części wiślacy potrafili strzelić dwa gole, jednak było to zbyt mało, by myśleć o odrobieniu strat. Po meczu do dymisji podał się trener Henryk Kasperczak.
Piast powalczył
Cztery sezony później los po raz kolejny skojarzył polski zespół z Karabachem. Wtedy był to Piast Gliwice w II rundzie eliminacji Ligi Europy. Oczywiście nikt już nie mówił o spacerku, bo Karabach miał już bardziej uznaną markę, a w dodatku każdy pamiętał o laniu, jakie dostała Wisła.
Piast prowadził w Baku 1:0 po golu Marcina Robaka, lecz później dwukrotnie trafili gospodarze. Rewanż? Zgoła odmienny. Bo to Karabach wyszedł na prowadzenie, ale jeszcze w pierwszej połowie Piast zdobył dwie bramki i doprowadził do remisu w dwumeczu. Do rozstrzygnięcia potrzebna była dogrywka, ale niestety w niej to Azerowie okazali się lepsi.
Bez szans
W sezonie 2020/21 Legia Warszawa była o krok od fazy grupowej Ligi Europy. Legia była już w IV rundzie eliminacji, jednak w starciu z Karabachem okazała się bez szans. I została totalnie rozbita na własnym boisku. Przegrała 0:3, a jako iż był to sezon w trakcie pandemii, o wszystkim decydowało jedno spotkanie.
Wtedy Karabach po prostu bawił się w Warszawie, przeprowadzał akcje, które wręcz ośmieszały zespół późniejszego selekcjonera Czesława Michniewicza. O ile do przerwy jakimś cudem udawało się utrzymać wynik bezbramkowy, o tyle później zaczął się koszmar legionistów.
Ukraiński artysta
Po takiej lekcji udzielonej Legii tylko najwięksi optymiści mogli spodziewać się, że Lech Poznań będzie w stanie sprawić niespodziankę. Zwłaszcza, że niemalże w przededniu rywalizacji z Karabachem z zespołu odszedł Maciej Skorża.
Ale Kolejorz nie pękł. W pierwszym spotkaniu zaskoczył wszystkich i wygrał 1:0 po golu Mikaela Ishaka. Co więcej, w rewanżu poznaniacy objęli prowadzenie już w 19. sekundzie! W dwumeczu prowadzili 2:0 i wydawało się, że wreszcie uda się pokonać ten koszmar.
Niestety, były to tylko dobre złego (a w tym przypadku tragicznego) początki. Bo później strzelali już tylko gospodarze. O ile bramka na 1:1 była efektem popisu zawodnika Karabachu, o tyle drugi gol został podarowany przez Artura Rudko, który w niegroźnej sytuacji wypuścił piłkę z rąk i za moment Filip Ozobić wpakował ją do pustej bramki. Nie był to jednak koniec popisów ukraińskiego bramkarza. Zawalił też trzeciego gola, gdy odbił przed siebie futbolówkę uderzoną z rzutu wolnego. W porządku, tam był wyraźny spalony, więc przy obecnym systemie VAR coś takiego by nie przeszło. Przy czwartej bramce Rudko dostał strzał między nogami.
Na co stać Raków?
Częstochowianie mają pełne prawo podchodzić do Karabachu z respektem. To zespół regularnie grający w fazie grupowej europejskich pucharów, ma w składzie zawodników z dużym doświadczeniem, trenera będącego na ławce od wielu lat.
Niemniej, Raków na papierze jest bardzo mocny. Przede wszystkim ma bramkarza w osobie Vladana Kovacevicia, a nie tzw. ręcznik. Latem wpompowano w mistrza Polski bardzo duże (zwłaszcza jak na polską skalę) pieniądze. Można więc po cichu liczyć, że po burzy wreszcie nadejdzie słońce.
Pierwszy mecz II rundy eliminacji Ligi Mistrzów Raków Częstochowa - Karabach Agdam w środę o godz. 20.15. Transmisja w TVP Sport. Relacja na żywo na WP SportoweFakty.
CZYTAJ TAKŻE:
Czerczesow poprowadzi gwiazdy Premier League? "Duże zainteresowanie"
To już oficjalne. Jest decyzja ws. sporu Wisły Kraków z byłą prezes