Szaleństwo na Bliskim Wschodzie. Za wszystko odpowiada jeden człowiek

Muhammad bin Salman, premier, książę koronny i saudyjski następca tronu, ma nową zabawkę, dzięki której buduje królestwo pośrodku pustyni. Ale to nie tylko rozgrywka. Jego pobudki są znacznie poważniejsze.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Muhammad bin Salman, następca tronu Arabii Saudyjskiej Getty Images / Anadolu Agency / Na zdjęciu: Muhammad bin Salman, następca tronu Arabii Saudyjskiej

Coś, co jeszcze niedawno uchodziło za abstrakcję, stało się codziennością. Saudyjskie kluby urządziły sobie tego lata Football Managera w realnym wydaniu: sprowadzają głośne nazwiska, kompletują dream teamy, ogranicza je tylko wyobraźnia. Arabski rozmach sprawił, że tamtejsza liga w kilkanaście tygodni przebyła drogę z marginesu do centrum światowego zainteresowania.

- W styczniu przetarłem szlak. Byłem krytykowany za transfer do Arabii, a co dzieje się teraz? Moja decyzja była kluczowa dla pozyskiwania kolejnych graczy z topu. W tej chwili wszyscy piłkarze przychodzą do tutejszych klubów - oznajmił Cristiano Ronaldo.

Jakkolwiek butnie brzmią słowa 38-letniego gwiazdora, jest w nich sporo racji. Portugalczyk stanowi spiritus movens saudyjskiego nurtu transferowego: CR7 wyznaczył kierunek, zapoczątkował trend, przekonał tych, którzy mieli wątpliwości. Podpisanie przez niego kontraktu z Al-Nassr było pierwszym elementem domina.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ma "młotek" w nodze! Tak strzela syn Zinedine'a Zidane'a

Złote podstawy

Działania książąt znad Zatoki Perskiej szaleństwem są tylko z pozoru. Pod wykraczającymi poza zdrowy rozsądek ofertami kryje się bowiem wyrachowana metoda. Saudyjczycy postanowili stworzyć fundamenty futbolowego eldorado z możliwie najmocniejszych materiałów. A co może przemawiać do globalnej wyobraźni bardziej niż obecność w jednej lidze kompletu zdobywców Złotej Piłki z ostatnich 15 lat?

Ruch wykonany przez Ronaldo z pewnością nie był bez znaczenia dla Karima Benzemy. Wydawało się, iż śladami dawnych kumpli z szatni podąży Luka Modrić, jednak Chorwat uznał, że to nie pora, znalazł w sobie pokłady ambicji, by jeszcze przez sezon reprezentować barwy Realu Madryt.

W przypadku Lionela Messiego istniała jedna poważna oraz kilka hipotetycznych przesłanek, że przeprowadzka na Półwysep Arabski może dojść do skutku. Argentyńczyk już jest powiązany biznesowo z regionem, na mocy trzyletniej umowy promuje Arabię Saudyjską jako kierunek turystyczny.

36-latek nie musi się szczególnie wysilać przy wypełnianiu obowiązków: jego zadania jako ambasadora sprowadzają się do umieszczania postów w social mediach oraz wyjazdów z rodziną i przyjaciółmi na sponsorowane przez saudyjski rząd wakacje. Mistrz globu ma za to inkasować - według różnych źródeł - od 25 do 33 milionów dolarów rocznie.

W związku z tą współpracą wybrał się w maju do Arabii, opuszczając trening Paris Saint-Germain, co de facto było wysłaniem światu sygnału: nie jestem zainteresowany dalszą grą w klubie finansowanym z katarskich funduszy. Za ewentualnym transferem Messiego do saudyjskiej ligi przemawiały również potencjalna chęć wznowienia rywalizacji z Cristiano, a także osiągnięte po mundialu poczucie spełnienia w wielkiej piłce. Na kumulację tych warunków bardzo liczyło Al-Hilal, dopisując do listy argumentów 400 milionów euro za sezon.

- Przy podejmowaniu decyzji nie kierowałem się pieniędzmi - przemówił Messi, gdy świat obiegła wiadomość, że wybrał opcję amerykańską. - Gdyby to była kwestia finansów, wyjechałbym do Arabii Saudyjskiej, albo gdzieś indziej - dodał.
Leo Messi nie skusił się na saudyjskie pieniądze Leo Messi nie skusił się na saudyjskie pieniądze
Nie tylko emeryci

Koncepcję złotych filarów udało się zrealizować tylko i aż w 50 procentach. Mając w sejfie umowy z Ronaldo i Benzemą, szejkowie przeszli do budowania kolejnych poziomów imperium. Na tym etapie coraz częściej dochodzi do odstępstw od idei pozyskiwania podstarzałych gwiazd.

O ile bowiem Kalidou Koulibaly, N'Golo Kante, Roberto Firmino czy Edouard Mendy najpewniej podpisali właśnie ostatnie wielkie kontrakty, o tyle z tygodnia na tydzień nad Zatoką Perską przybywa znanych piłkarzy będących przed trzydziestką.

- Saudyjczycy popełniają błąd. Powinni inwestować w akademie, sprowadzać trenerów, a także rozwijać własnych graczy. Nie obawiam się exodusu zawodników na Bliski Wschód. Tu nie chodzi tylko o pieniądze. Piłkarze chcą wygrywać najważniejsze trofea, a najbardziej prestiżowe rozgrywki są w Europie - stwierdził Aleksander Ceferin w wywiadzie udzielonym holenderskiemu NOS. - Proszę podać mi jedno nazwisko zawodnika, który jest w topowym wieku, rozwija karierę i wyjechał grać do Arabii.

Polemiki z prezydentem UEFA podjął się Ronaldo: - Przecież do saudyjskich klubów dołączają również młodzi piłkarze. A w najbliższym czasie będzie tu trafiać coraz więcej czołowych zawodników.
Cristiano Ronaldo przetarł szlak Cristiano Ronaldo przetarł szlak
Portugalczyk posłużył się przykładem kolegi z kadry. Transfer Rubena Nevesa może okazać przełomem. Oto do Rijadu postanowił wyjechać gracz wyróżniający się w Premier League, a przede wszystkim - 26-latek. Neves nie ukrywa, co skłoniło go do podjęcia zaskakującej decyzji: - Główny powód to szansa na zapewnienie bliskim życia, o jakim zawsze marzyłem. Mam kochającą rodzinę, o którą muszę zadbać. Dlatego nie miałem żadnych wątpliwości, gdy pojawiła się oferta.

O dwa lata starszy od nowego partnera z zespołu jest Sergej Milinković-Savić, lecz również w jego przypadku nie sposób mówić o zbliżającej się emeryturze. Serbski pomocnik mógł przebierać w propozycjach ze wszystkich najmocniejszych lig, jednak nikt w Europie nie zagwarantowałby mu 18 milionów podstawowego wynagrodzenia, które z premiami może wzrosnąć nawet do 30 milionów rocznie.

- Zadzwonił do mnie i błagał, abym go puścił. Kilka razy próbowałem przekonać Sergeja do pozostania, byłem gotów przedłużyć z nim kontrakt i podwyższyć pensję - zdradził na łamach "Il Messaggero" prezes Lazio Claudio Lotito.

W działalności transferowej przedstawicieli Saudi Pro League zauważalna jest jeszcze jedna tendencja. Arabskie kluby nie interesują się już wyłącznie postaciami z pierwszych stron gazet, sięgają również po zawodników z nieco niższego szczebla.

Jak w przypadku Seko Fofany - piłkarza bardzo wartościowego, lecz grającego dotychczas jedynie dla europejskich średniaków. Nieoczywistym posunięciem Al-Ittihad było sprowadzenie Joty. Skrzydłowy ma dopiero 24 lata, za sobą udany sezon, ale tylko w barwach Celticu. Ciekawe ruchy, być może nastawione na stworzenie komfortowego środowiska dla jednostek z najgłośniejszymi nazwiskami.

Wszak wiele już było przykładów drużyn, w których dwie-trzy gwiazdy otoczone słabymi lokalnymi zawodnikami nie były w stanie niczego zwojować. A może to po prostu efekt "strategii kupowania wszystkich", jak poczynania Saudyjczyków określił John Textor, właściciel między innymi Olympique Lyon.

Kluby z Półwyspu Arabskiego okazują się pojętnymi uczniami z zakresu wykorzystywania okazji rynkowych. Mając świadomość, że Chelsea musi jak najszybciej sprzedawać, saudyjscy negocjatorzy bez większych kłopotów ustalili warunki transferów Koulibaly'ego i Mendy'ego (Kante odszedł z The Blues po wygaśnięciu umowy). Nieco ponad 40 milionów euro pozostawione na Stamford Bridge to dla szejków wydatek nieodczuwalny.

Kto odmawia fortuny?

Saudyjczycy zdali sobie sprawę, że pozyskując wyłącznie piłkarzy, nie uda im się stworzyć w pełni poważnej ligi. Zawodnicy z dużymi nazwiskami prowadzeni przez zupełnie anonimowych trenerów - to układ szkodliwy dla każdej ze stron. Dlatego nad Zatoką Perską inwestuje się również w zagraniczną myśl szkoleniową.

Z 18 klubów żaden nie zatrudnia obecnie rodzimego trenera. Portugalczycy, prowadzący aż sześć zespołów, stanowią najliczniej reprezentowaną na ławkach nację. To między innymi dlatego Al-Shabab interesował się zatrudnieniem Fernando SantosaNuno Espirito Santo rok temu podpisał umowę z Ittihad, natomiast Jorge Jesus przed kilkoma tygodniami podjął się wyzwania w Al-Hilal. 69-latek może czuć się wizjonerem, bowiem znacząco wyprzedził trend: to jego powrót do klubu z Rijadu, w którym pracował już w sezonie 2018/19.
Na zdjęciu: Fernando Santos, selekcjoner reprezentacji Polski Na zdjęciu: Fernando Santos, selekcjoner reprezentacji Polski
Arabskie kluby niekoniecznie przejmują się faktem, że dany szkoleniowiec w przeszłości nie poradził sobie w tym regionie. Szefowie Al-Fateh powierzyli drużynę Slavenowi Biliciowi, chociaż parę lat temu Chorwat zepsuł sobie reputację wynikami osiąganymi z Al-Ittihad. Jego rodak, Igor Jovicević, na umowę z Al-Raed zapracował udanym sezonem w Szachtarze Donieck.

Letnim hitem transferowym na rynku trenerskim jest przyjście Stevena Gerrarda do Al-Ettifaq. 43-latek, dla którego to pierwszy w karierze szkoleniowej przystanek poza Wielką Brytanią, początkowo miał odrzucić saudyjską propozycję. Zmienił zdanie dopiero po osobistych rozmowach z najistotniejszymi ludźmi w klubie; niewykluczone, że środkiem perswazji były dodatkowe zera w kontrakcie. Anglik przekonuje jednak, że kierował się innymi wartościami.

- W Arabii Saudyjskiej poczułem się mile widziany, jak w rodzinie. Przy tym jestem podekscytowany i zmotywowany wyzwaniem. To ambitny projekt - stwierdził nowy trener zespołu z Ad-Dammam.

Mówić "nie" zdarza się jednak nawet zawodnikom. Niebotycznymi sumami nie dali się przekonać choćby Heung-min Son, Lorenzo Pellegrini, Alexandre Lacazette, Jamie Vardy, Gianluigi Buffon czy Steve Mandanda. Początkowo arabskim zakusom opierał się Marcelo Brozović, jednak szybko dał się namówić.

Wyzwania sportowe ponad pałac w saudyjskiej stolicy przedłożył z kolei Moussa Diaby. Al-Nassr było gotowe spełnić wymagania Bayeru Leverkusen w takim samym stopniu jak Aston Villa, ostateczna decyzja należała więc do skrzydłowego.

Element strategii

Z początkiem sezonu 2023/24 najwyższa klasa rozgrywkowa w Arabii Saudyjskiej zostanie rozszerzona - z 16 do 18 drużyn. Przy czym cztery z nich będą w zasadzie rywalizować w odrębnej lidze. W ostatnich tygodniach ukończono proces nacjonalizacji największych klubów: Al-Ahli, Al-Hilal, Al-Ittihad oraz Al-Nassr. Właśnie dlatego tylko te nazwy przewijają się w doniesieniach o hitowych transferach.

Większościowym udziałowcem (po 75 procent akcji w każdym z klubów) stał się Fundusz Inwestycji Publicznych. PIF to trzy kluczowe litery w opowieści o saudyjskiej ofensywie w świecie futbolu. Kapitał organizacji szacuje się na 700 miliardów dolarów, jednak jej potencjał finansowy właściwie nie podlega ograniczeniom.

O tym, na co przeznaczane są pieniądze, decyduje Muhammad bin Salman. Premier, książę koronny, najważniejszy człowiek w państwie. Saudyjski następca tronu od kilku lat uchodzi za jedną z najbardziej wpływowych postaci Bliskiego Wschodu, a z każdą dużą transakcją sfinalizowaną z europejskim klubem rośnie jego biznesowe znaczenie w skali świata.

Za pensje Ronaldo, kontrakt Firmino czy wykupienie Milinkovicia-Savicia płaci więc ta sama osoba. Bin Salman wciska enter również przy transferach dokonywanych przez Newcastle United. Public Investment Fund już wykorzystuje możliwości, jakie daje posiadanie kilku klubów na różnych kontynentach.

Przyparte do muru przez Finansowe Fair Play Newcastle powinno notować przychody, postanowiono więc sprzedać, a w praktyce przerzucić Allana Saint-Maximina do Al-Ahli. Tego typu posunięcia można wykonywać do woli - w przeciwieństwie do Europy, w Arabii nie trzeba przejmować się ograniczeniami.

Wszystkie te działania nie służą jednak tylko rozrywce niewyobrażalnie bogatych książąt. Każdy bajoński kontrakt, kolejna gwiazda pozująca do zdjęć z szejkami, to elementy strategii wykraczającej daleko poza sport.

Stworzenie mocnej ligi (arabskie ambicje sięgają czołowej dziesiątki globu), do której światowe gwiazdy przyjeżdżają nie tylko po to, by odcinać kupony, ma być środkiem służącym poprawieniu wizerunku państwa.

Rodzinie królewskiej bardzo zależy, by Arabia kojarzyła się z inwestycjami oraz dostatnim życiem, a nie naruszaniem praw człowieka. Drugi cel, powiązany z pierwszym, ma podłoże ekonomiczne. Saudyjczycy realizują program Wizja 2030, strategiczne przedsięwzięcie polityki bin Salmana.

Głównym założeniem projektu jest przekształcenie Arabii Saudyjskiej w nowoczesny kraj, regionalną potęgę, stanowiącą - jak głosi motto - "centrum łączące trzy kontynenty". Wizja 2030 przewiduje dywersyfikację gospodarki, zmniejszenie zależności państwa od ropy naftowej, zintensyfikowanie handlu międzynarodowego czy prywatyzację części sektorów. W ostatnim elemencie kluczową rolę odgrywa PIF i jego monstrualne wydatki na futbol.

- Saudyjczycy chcą przekształcić kluby z zależnych od państwa w organizacje o znacznie bardziej strategicznym i biznesowym charakterze - wyjaśniał prof. Simon Chadwick, światowej sławy ekspert w dziedzinie geopolityki (cyt. za stacją telewizyjną Al Jazeera).

- Celem jest przyciągnięcie zagranicznych funduszy inwestycyjnych. Żeby arabskie kluby były pod tym względem atrakcyjne, muszą zostać przemodelowane. Trzeba sprawić, by stały się bardziej opłacalnymi propozycjami komercyjnymi - dodał.

Bin Salman nie zamierza czekać. Początek procesu prywatyzacji klubów sportowych zaplanowano już na ostatni kwartał bieżącego roku.
Muhammad bin Salman w trakcie MŚ 2018 w Rosji w towarzystwie Gianniego Infantino i Władimira Putina Muhammad bin Salman w trakcie MŚ 2018 w Rosji w towarzystwie Gianniego Infantino i Władimira Putina
Wypełnić lukę

- Strategia kupowania piłkarzy w zaawansowanym wieku nie wpłynie na rozwój futbolu w tym kraju. Podobny błąd popełniono w Chinach - przypominał Ceferin. Historia w pewnym stopniu się powtarza, jednak między azjatyckimi próbami realizacji snu o potędze więcej jest różnic niż podobieństw.

Chińczycy w poprzedniej dekadzie sprowadzali głośne nazwiska, jak Didier Drogba, Carlos Tevez, Nicolas Anelka czy Ramires, nie potrafili jednak nakłonić do przeprowadzki graczy z takiej półki, na jaką sięgają Saudyjczycy.

Zupełnie inna była konstrukcja finansowa tamtego przedsięwzięcia. W biznes zaangażowały się głównie firmy z rynku nieruchomości: ludzie nieznający się na piłce, lecz chcący poprzez sport zyskać wpływy polityczne.

Przepłacano za wszystko - to akurat cecha wspólna z Arabią - jednak chaotycznie, bez jakiejkolwiek koncepcji. Chińskie ambicje legły w gruzach wraz ze spowolnieniem ekonomicznym, które znacząco dotknęło branżę deweloperską. Gwoździem do trumny była pandemia.

Wiele klubów zbankrutowało, wybuchały kolejne afery, na jaw wyszła korupcja. Liga chińska pogrążyła się w nieładzie i pozostaje w nim do dziś. Miała być nowa światowa siła, jest namiastka poważnego grania.

- Chińczycy nie mieli specjalistycznej wiedzy oraz doświadczenia, żeby poradzić sobie z wyzwaniem. Generalnie w Azji są pod tym względem braki w dziedzinach komercjalizacji i prywatyzacji. Jednak mundial w Katarze pokazał, że tę lukę mogą wypełnić kraje Zatoki Perskiej. Saudyjczycy czerpią z tego inspirację i wierzą, że mogą odnieść sukces tam, gdzie zawiodły inne azjatyckie państwa - zaznaczał prof. Chadwick.

- W Arabii państwo jest obecne w futbolu, trzyma rękę na pulsie, próbuje zachęcić do bardziej przedsiębiorczych i innowacyjnych działań. Nie jest to wolnorynkowa piłka nożna, ale zarazem nie można jej nazywać centralnie planowaną. To po prostu model saudyjski - zwrócił uwagę ekspert.

Konrad Witkowski, "Piłka Nożna"

Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy będziesz śledził rozgrywki w Arabii Saudyjskiej?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×