W ostatnich latach Atletico obniżyło loty i uczciwie mówiąc przestało być europejską potęgą. Nie zmienia to faktu, że "Rojblancos" wciąż mają wielkie aspiracje, a ich zarząd robi wszystko, by nawiązać do niedawnych lat świetności.
W Madrycie uznano, że sprowadzenie uniwersalnego Pierre-Emila Hojbjerga będzie doskonałym ruchem, który wzmocni niekiedy newralgiczną linię pomocy klubu z Civitas Metropolitano.
Tym sposobem działacze przeszli od słów do czynów i jak podaje Matteo Moretto, dziennikarz relevo.com, wyłożyli na stół dwadzieścia milionów euro. Trudno sobie wyobrazić, by taka oferta wywarła na kimś w Tottenhamie Hotspur większe wrażenie.
Po pierwsze, ceny na dzisiejszym rynku transferowym są wyśrubowane, po drugie, Duńczyk to etatowy zawodnik pierwszego składu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ma "młotek" w nodze! Tak strzela syn Zinedine'a Zidane'a
Summa summarum, oferta przyprawiła londyńczyków o niesmak i została błyskawicznie odrzucona. Gdyby Hojbjerg miał opuścić Tottenham Hotspur Stadium, to za zdecydowanie większe pieniądze. W związku z tym, wiele wskazuje na to, że Atletico wypada z gry, ze względu na zbyt niski budżet, który uniemożliwia im kontynuowanie negocjacji.
Z kolei sam Duńczyk czuje się na Wyspach jak ryba w wodzie. Hojbjerg występuje na boiskach Premier League już od siedmiu sezonów. Najpierw cztery lata spędził w Southampton, z którego trafił do swojego obecnego klubu. Z roku na rok 27-letni już pomocnik prezentuje się coraz lepiej, a jego znaczenie rośnie.
Apogeum formy Hojbjerga przypadło właśnie na miniony sezon. Jak na razie Duńczyk w ciągu trzech lat rozegrał 144 spotkania w barwach Kogutów. Trafiał w nich do siatki 10 razy. Dodatkowo zanotował 15 asyst.
Zobacz także:
- Oficjalnie. Gwiazda Manchesteru City zmienia klub. Zaskakujący kierunek
- Egzotyczny kierunek byłego bramkarza Górnika Zabrze. Znamy jego nowy klub