[b]
[/b]Jakub Kamiński to jeden z najzdolniejszych zawodników młodego pokolenia, który już teraz wiele znaczy w reprezentacji Polski i drużynie klubowej. W pierwszym sezonie w Bundeslidze skrzydłowy należał do kluczowych graczy Wolfsburga. Obecne rozgrywki ligowe w Niemczech zaczął jednak na ławce rezerwowych.
Polak opowiada, czego spodziewa się w swoim drugim sezonie w Bundeslidze i wraca pamięcią do ostatniego meczu polskiej kadry.
W czerwcu nasza reprezentacja rozegrała jeden z najgorszych występów w całej historii polskiej piłki, gdy przegrała w Kiszyniowie z Mołdawią 2:3 w eliminacjach Euro 2024.
Kamiński do tej pory zagrał w reprezentacji jedenaście razy w tym podczas mistrzostw świata w Katarze.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Rozpocząłeś sezon na ławce rezerwowych Wolfsburga. Dlaczego?
Jakub Kamiński, reprezentant Polski i zawodnik VfL Wolfsburg: Myślę, że byłem rezerwowym ze względu na rotację w składzie. Przed tygodniem w Pucharze Niemiec zacząłem mecz w wyjściowym składzie, natomiast z FC Heidenheim (2:0) pojawiłem się na boisku na dwadzieścia kilka minut.
A chciałem zacząć rozmowę od pytania, czy czujesz się pewniakiem w składzie Wolfsburga.
Na pewno nie. Kilku znaczących graczy opuściło drużynę, ale klub ściągnął innych jakościowych zawodników i na pewno jeszcze dokona kilku transferów. W pewnym momencie okresu przygotowawczego trenowało nas prawie trzydziestu graczy i każdy biegał po boisku z ogniem w oczach. Rywalizacja jest jeszcze większa niż przed rokiem i nikt nie ma gwarancji gry.
W poprzednim sezonie tylko pięć razy wchodziłeś z ławki.
Zagrałem w Bundeslidze 31 meczów i na ten moment, wydaje mi się, że może być trudno o lepszy wynik w nowych rozgrywkach. Oczywiście chciałbym go poprawić, ale tak jak każdy zawodnik - mam czystą kartę i muszę od nowa pokazać trenerowi Kovacovi pełnię swoich umiejętności. Kovac zdążył poznać mnie przez ten rok, wie, na co mnie stać i czego może ode mnie wymagać.
Trener dokręcił ci śrubę?
Zdecydowanie. Trener i sztab chcą, bym stał się jeszcze bardziej znaczącą postacią zespołu i był pewniejszy siebie z piłką przy nodze. Też mam taki cel. Chcę być bardziej efektywny i efektowny, ale też mocniej akcentować swoją pozycję w szatni.
Co to oznacza?
Mam nadzieję, że nie będę długo czekał na asystę lub bramkę, chciałbym potwierdzić dobrą formę z końcówki poprzedniego sezonu. Wtedy w nieco ponad miesiąc strzeliłem w Bundeslidze trzy gole.
Pierwszy okres przygotowawczy w Wolfsburgu był dla ciebie trudny pod względem fizycznym. Jak było w tym roku?
Rok temu przychodziłem do Bundesligi z Ekstraklasy i musiałem się zaadaptować do nowych obciążeń. Dostosowałem się mniej więcej po miesiącu. Teraz od początku wiedziałem, co muszę zrobić, by być gotowym. Przygotowania były krótkie, ale intensywne - dużo biegania i odpraw taktycznych, ale praca została dobrze wykonana. W spotkaniu o Puchar Niemiec z Makkabi Berlin (6:0) nogi były jeszcze ciężkie, ale jest coraz lepiej.
W poprzednim sezonie widzieliśmy cię nawet w obronie Wolfsburga. Dasz zrobić z siebie Łukasza Piszczka?
Kto wie, zobaczymy, jak będzie dalej, ale zdecydowanie najlepiej czuję się na lewym skrzydle. Moim zdaniem na tej pozycji najwięcej daję drużynie. Trener Kovac wie, że jestem dość uniwersalny i może na mnie liczyć w różnych sytuacjach.
Minął już kac po czerwcowej porażce z Mołdawią (2:3) w eliminacjach Euro 2024?
Tej porażki nie wymażemy już nigdy z naszych głów i z historii meczów reprezentacji. Ale musimy to przejść i każdy kolejny mecz eliminacji rozegrać jak finał. Nasz główny cel to awans na mistrzostwa Europy, ale też odzyskanie zaufania kibiców, którzy zawsze nas wspierają.
Czułeś, że zawiedliście ludzi tym meczem?
Jeden kibic mówił: "A, szkoda gadać, nie chcę o tym nawet wspominać". Inny dopytywał, co zaważyło, dlaczego tak się stało. Za każdym razem na wspomnienie tego spotkania czułem negatywne emocje, demony wracały. Obyśmy już nigdy czegoś takiego nie przeżyli.
Reakcja trybun w Kiszyniowie też była wymowna. Kibice kazali wam "wyp...ć", gdy poszliście podziękować im za doping.
Poziom irytacji i zawodu był najwyższy, także wśród nas, ale jeżeli chcesz grać na najwyższym poziomie, musisz sobie radzić w takich sytuacjach. Wnioski są proste: w piłce nożnej nie można nikogo lekceważyć i tyle. Mogę jedynie zapewnić kibiców, że w każdym następnym meczu zrobimy wszystko, by zrehabilitować się za wstyd, który musieli znosić.
Selekcjoner kadry Fernando Santos w rozmowie z szefem PZPN Cezarym Kuleszą przyznał, że z Mołdawią "zawiódł mental" drużyny.
Wiele czynników miało wpływ na wynik. Na boisku czuliśmy jeden wielki szok, nikt nie dowierzał w to, co się dzieje. Przede wszystkim nie możemy tak łatwo tracić goli, bo pod tym względem mamy problemy. Każdy musi zacząć od siebie, zrobić rachunek sumienia.
Co myślałeś, gdy w ostatnich tygodniach tematem numer jeden w polskiej piłce były afery w PZPN?
Nie są to dla nas, piłkarzy, wygodne tematy. Jesteśmy rozliczani z tego, co robimy na boisku, za wyniki. To, co dzieje się w PZPN, nie zależy od nas, dlatego trudno mi coś powiedzieć.
Ta cała mętna atmosfera może odbić się na waszej grze?
Na pewno nie. Na to, co dzieje się dookoła, można jedynie pokręcić głową. My mamy jednak trochę inną robotę do wykonania i przede wszystkim musimy skupić się na sobie.
rozmawiał Mateusz Skwierawski
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za gol! Po tym strzale komentator oszalał
Grzegorz Krychowiak z konkretnym przekazem do selekcjonera. "Nie trzeba się bać"
Jerzy Brzęczek ocenia kryzys w polskiej kadrze. "Mogę się tylko uśmiechnąć"