Fani Broendby w meczu derbowym przygotowali dla Wilczka specjalną oprawę doceniając, że hurtowo zdobywa bramki dla ich drużyny (w sumie 92 gole w 163 meczach). W cztery lata Polak stał się najskuteczniejszym graczem w historii klubu, kibice przerobili też dla niego piosenkę "Freed from desire". Po finale krajowego pucharu, w którym napastnik strzelił dwa gole, śpiewali: "Wilczek's on fire". Broendby sięgnęło po pierwsze od czternastu lat trofeum (2018 r.).
Ale gdy były reprezentant Polski odszedł do lokalnego rywala, FC Kopenhagi, przestało być sympatycznie. W kilka dni zawodnik otrzymał tysiące hejterskich wiadomości w swoich mediach społecznościowych. Zdanie na temat transferu Wilczka zabierały także osoby publiczne. Napastnika skrytykował nawet duński minister ds. cudzoziemców i integracji Mattias Tesfaye, nazywając zawodnika "Kamilem wypłatą". Później usunął swój wpis z internetu.
Kasper Fisker, były kolega Wilczka z Broendby, na każdym kroku kąsał zawodnika za ten ruch w programach telewizyjnych nazywając go "Polaczkiem".
ZOBACZ WIDEO: Polski zespół o krok od Ligi Mistrzów. Ekspert wskazuje na problemy rywali
Zaraz po transferze Wilczka (2020 r.) interweniowały tamtejsze służby. Zawodnik spotkał się z policją, która przekazała mu instrukcje, jak reagować, gdyby wydarzyło się coś nieprzyjemnego. W klubie poproszono z kolei, by pracownik ochrony miał Polaka na oku.
Od idola do "szczura"
- Dziś te negatywne emocje wygasły. Mam kontakt ze znajomymi z obu drużyn, szanujemy się. Po transferze do Gliwic odwiedziłem Kopenhagę dwa razy i było bardzo sympatycznie. Pan minister pokazał, że był nieco "odklejony" od rzeczywistości. Z kolei Kasper chciał zbudować sobie zasięgi w kanałach społecznościowych. Mogę podsumować go jednym słowem: gamoń - śmieje się Wilczek.
- Wtedy byłem przygotowany na wyzwiska w mediach społecznościowych, ale wszystko zamknęło się w świecie wirtualnym i nie przedostało do życiu prywatnego. Miałem obawy, że coś się może wydarzyć, ale ludzie zachowali zdrowy rozsądek. W internecie niestety tracą rozum - mówi nam Kamil Wilczek, obecnie gracz Piasta Gliwice.
Nasz rozmówca nie trafił do FC Kopenhaga bezpośrednio z Broendby, ale po kilku miesiącach nieudanej przygody w tureckim Goztepe. Nie miało to znaczenia, kibice Broendby nie mieli litości - nazwali Polaka szczurem i judaszem, palili też jego koszuli.
Nie mogli znieść tej zdrady, bo Wilczek był w klubie kimś więcej, niż jedynie kolejnym obcokrajowcem. Z drużyny odchodził jako kapitan zespołu i sam powtarzał, że w Danii był bardziej popularny niż w Polsce.
Medal czeka
Nie przekreśla to jednak świetnego czasu, który piłkarz spędził w tamtejszej lidze. - Duńczycy dali mi odczuć, że byłem istotną częścią całej układanki. Zdobycie krajowego pucharu było świętem dla całej społeczności, to moje najlepsze wspomnienie z tamtych czasów. Jestem teraz na etapie przeprowadzki w Polsce. W nowym miejscu powieszę koszulki klubów, w których grałem. Broendby i Kopenhagi zawisną obok siebie - mówi piłkarz.
W barwach FC Kopenhaga napastnik nie był już tak skuteczny. Pierwsze sezon miał solidny, ale w drugim wypadł z rytmu przez drobne urazy (w sumie 46 meczów, 14 goli). - Trafiłem na gorszy moment klubu: zmiany personalne, przebudowę całej drużyny, ale przeżyłem tam wartościowy okres - ocenia. - Mogę żałować, że nie zostałem w drużynie do końca umowy, doszliśmy jednak do ściany i trzeba było zmienić otoczenie - wspomina nasz rozmówca. Z FC Kopenhaga do Piasta odszedł po półtora roku w drugiej połowie sezonu 2021-22.
Oficjalnie Wilczek figuruje jako mistrz Danii za tamte rozgrywki. Wystąpił w sześciu meczach i strzelił gola.
- Podobno gdzieś w klubie czeka na mnie medal. Może teraz mi go dostarczą? Może Kamil Grabara ma go w szafce? - puszcza oko Wilczek. - Dostałem wtedy zaproszenie na fetę i kolację, ale musiałem odmówić, bo kończyłem przeprowadzkę z Danii do Polski - przypomina.
- Rozpocząłem tamten sezon od gola, ale wiem, że za dużo nie pomogłem chłopakom - komentuje. - Ale wybiorę się do Sosnowca i odwiedzę starych znajomych w hotelu - dodaje.
Są słabe punkty
Wilczek nie skreśla Rakowa w starciu ze swoim byłym klubem. - Raków jest poukładanym zespołem, gra na wysokiej intensywności, ma dużo jakości i nie stoi na straconej pozycji - twierdzi piłkarz.
- Faworytem jest FC Kopenhaga ze względu na doświadczenie i solidność. Mają większe przetarcie w pucharach, wiedzą jak rozgrywać takie mecze. Kopenhaga ma niezły środek pola, ich słabszym punktem jest obrona. Kamil Grabara jest stabilny, ale defensywa nie jest aż tak mocna, jak inne pozycje - porównuje.
Grabara należy do najlepszych bramkarzy w duńskiej lidze i coraz więcej mówi się o zainteresowaniu nim włoskich i niemieckich klubów, nawet Bayernu Monachium.
- Kamil osiągnął spokój i stabilizację. Dojrzał jako bramkarz. Graliśmy razem pół roku i w tym czasie zrobił duży krok w swojej karierze, a niebawem postawi jeszcze większy - twierdzi Wilczek.
Kamil Grabara w pewnym czasie był bardziej aktywny w internecie, słynął z kontrowersji. Lubił prowokować wpisami na Twitterze, na przykład Tomasza Hajto. O Rafale Gikiewiczu powiedział, że mógłby dostać od niego w tubę. Ale od dłuższego czasu bramkarz wyciszył się medialnie.
- To młody, inteligentny chłopak. Oczywiście, czasem w młodości trzeba coś "odpalić", ale on nie robił przecież żadnej "patologii". Wyróżnia go na pewno mocny "mental". Jest pewny siebie, może trochę bezczelny w tym wszystkim, ale to mu pomaga. Jak coś robi lub mówi, to jest do tego przekonany. Pewność siebie mu służy - ocenia Wilczek.
Coś ekstra w Danii
Piłkarz jest obecnie kontuzjowany, do gry w Piaście wróci najpewniej po wrześniowej przerwie na mecze reprezentacji. Wilczek widział z trybun, jak jego Piast pokonał niedawno Raków 2:1.
- Raków musi być zdyscyplinowany w defensywie i groźny w fazach przejściowych. Kopenhaga ma siłę rażenia z przodu. Przy chwili rozluźnienia, Raków może mieć problemy - zauważa. - Wyjazd do Kopenhagi nie będzie łatwy. Kibice na Parken potrafią stworzyć świetną atmosferę. Raków może spodziewać się czegoś ekstra w Danii - kończy były reprezentant Polski.
Pierwszy mecz IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów pomiędzy Rakowem Częstochowa a FC Kopenhaga we wtorek (22.08) o godzinie 21.00.
Grzegorz Krychowiak z konkretnym przekazem do selekcjonera. "Nie trzeba się bać"
Jerzy Brzęczek ocenia kryzys w polskiej kadrze. "Mogę się tylko uśmiechnąć"