Dariusz Tuzimek: Czy Robert Lewandowski pana zaszokował, udzielając mocnego wywiadu dla Meczyków i stacji Eleven?
Marek Koźmiński, były reprezentant Polski i wiceszef PZPN: Mnie te wypowiedzi kapitana reprezentacji ani nie szokują, ani nie są dla mnie kontrowersyjne. Potrafię zrozumieć, jaki przekaz "Lewy" chciał wysłać do sfery publicznej. Że reprezentacja to nie jest sam Lewandowski i ten "wózek" muszą ciągnąć także inni piłkarze. Co w tym szokującego?
Choćby termin tego przekazu i jego forma. Jeśli kapitan reprezentacji mówi otwarcie o innym członku tej drużyny – Łukaszu Skorupskim - że ten jest kłamcą, bo skłamał w swoim marcowym wywiadzie na temat afery premiowej na mundialu, to nie jest to rzecz, jaka się w kadrze zdarza na co dzień. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek – w całej historii reprezentacji – mówił tak jeden piłkarz o drugim.
Tuż po tym, gdy ukazał się tamten wywiad Skorupskiego, powiedziałem wprost, że takie rzeczy załatwia się w szatni, wewnątrz drużyny. Łukasz wtedy przedstawił swoją wersję, a teraz Robert swoją. Słowo przeciwko słowu. Trudno nam rozstrzygać, kto ma rację, kto mówi prawdę, bo nas tam nie było. Jedno jest pewne: wypłynęło na wierzch wielkie g… w tej drużynie. A jakie jest podłoże tej sytuacji, to przecież wiemy.
Ma pan na myśli mundialową aferę premiową i dzielenie pieniędzy obiecanych przez premiera?
Tak. To jest – jak mówi "Lewy" – trucizna, która toczy obecną reprezentację. Widzieliśmy już po wynikach reprezentacji na wiosnę i po tym, jak ona funkcjonuje na boisku choćby w meczach z Czechami i Mołdawią, że jest wielki problem w tej drużynie. Teraz publicznie zostało to potwierdzone, że ta grupa ludzi de facto przestała być zespołem.
Z tym że problemy są nie tylko w samej drużynie, ale także na linii reprezentacja – PZPN. W tym wywiadzie Robert Lewandowski nie oszczędza związku. Prezes Kulesza zostaje dosyć mocno publicznie "wychłostany" przez kapitana kadry.
Kwasy wewnątrz drużyny są skutkiem nie tylko afery premiowej, ale też tego, jak PZPN zarządził – czy raczej nie zarządził – tym kryzysem. Przecież "Lewy" mówi wprost, że prezes związku musiał wiedzieć o tej premii i że to PZPN powinien zająć się tym tematem. Tak się, niestety, nie stało. I ta sprawa do dzisiaj odbija się nam czkawką. Reprezentacja nie może się od tej sprawy uwolnić, ta afera wraca przy każdym zgrupowaniu i robi kadrze kolejne szkody. Długo już trwa to połykanie żaby. Niestety, nadal nie mam poczucia, że wszystko zostało wyjaśnione i można zamknąć temat.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozum na boisku. O tym golu będą chciały zapomnieć
A nie dziwi pana moment, kiedy Robert zdecydował się na publikację tak mocnych słów? Tuż przed początkiem zgrupowania kadry, przed bardzo ważnymi meczami z Wyspami Owczymi i Albanią, które mogą zdecydować o tym, czy zakwalifikujemy się na przyszłoroczne mistrzostwa Europy.
Rzeczywiście można się zastanawiać, czy Robert odpowiednio wybrał moment. Odbieram to tak, że chciał wstrząsnąć grupą, obudzić kolegów z drużyny, wejść im na ambicję i jeszcze uratować te eliminacje do Euro 2024. Tylko tak umiem to sobie wytłumaczyć. Natomiast mnie zaszokowała w tym wywiadzie bardzo konkretna zapowiedź zakończenia przez Roberta kariery w reprezentacji. Lewandowski powiedział, że podejmie decyzję, czy kontynuować grę w kadrze jeszcze przed mistrzostwami Europy, czyli dzielą nas od tego momentu już tylko miesiące. No tego się jednak nie spodziewałem, myślałem, że dzielą nas od tego momentu lata.
Jak pan interpretuje te słowa? To jest przejaw tego, że Robert jest już naprawdę zmęczony kadrą i ma dość? Czy może jest to próba postraszenia działaczy PZPN, że jeśli oni w końcu nie ogarną tego bałaganu wokół kadry, to "Lewy" zrezygnuje z występów w reprezentacji?
Po raz pierwszy tak wyraźnie słyszę z jego ust, że ma dość. Nie samej gry, ale tego, co się dzieje wokół kadry. Atmosfery, bałaganu, ale też obarczania go winą za wszelkie niepowodzenia. A trzeba sobie powiedzieć pewne rzeczy jasno. Podziwiam i szanuję Roberta za jego karierę sportową i osiągnięcia. Natomiast mam przekonanie, że my od niego oczekujemy także czegoś, czego on – najzwyczajniej w świecie – nie ma. On nie jest typowym liderem i przywódcą, który pociągnie za sobą zespół w pojedynkę. Zresztą sam mówi o tym w tym wywiadzie, gdy domaga się, by również inni, jego młodsi koledzy w kadrze, brali na siebie odpowiedzialność za losy drużyny. Bo na razie tak się nie dzieje, a winą za wszystkie niepowodzenia jest obarczany wyłącznie Lewandowski. A to go męczy. I on by chciał poprosić, że skoro na jego placach wisi 10 plecaków, to żeby koledzy wzięli od niego przynajmniej ze dwa. I ja tu go świetnie rozumiem.
Bo my wymagamy od Lewandowskiego zbyt dużo. Chcemy, żeby był najlepszym piłkarzem reprezentacji, najskuteczniejszym strzelcem, grał po 90 minut w każdym meczu, harował na całym boisku, był wielkim przywódcą drużyny i pełnoprawnym kapitanem. I żeby stawał do wywiadów, brał porażki na klatę, przepraszał ze siebie i innych. I jeszcze wiele innych rzeczy. Troszkę za dużo. Wymagajmy też od innych. Od Piotra Zielińskiego czy choćby od Jakuba Kiwiora. Przecież to jest obrońca Arsenalu! Więc rozliczajmy go jak piłkarza Arsenalu. A my mówimy, że spokojnie, może jeszcze popełniać błędy, bo jest jeszcze młody i zbiera doświadczenie. To jest reprezentacja Polski, tu mają grać ci, którzy są na to gotowi. Mam wrażenie, że do każdego umiemy zastosować taryfę ulgową, tylko nie do Lewandowskiego. A to nie jest robot, to człowiek. Ma prawo do słabszego meczu jak każdy inny.
Myśli pan, że te mocne słowa "Lewego" obudzą drużynę?
Mam wątpliwości, bo jak patrzę na obecną reprezentację to czasem to wygląda tak, jakby się składała z… dzieciaków.
Stąd powołania dla Grzegorza Krychowiaka i Kamila Grosickiego? Żeby były w kadrze silne osobowości?
Ja tych powołań nie do końca rozumiem. Dla mnie to jest otwarte przyznanie się Fernando Santosa do tego, że wcześniej popełnił błędy w selekcji. Można było sprawdzać Krychowiaka, Grosickiego czy nawet Glika w marcu i czerwcu. Wtedy im się przyjrzeć. Powoływanie tych piłkarzy teraz odbieram jak akcję "ratujmy co się da", bo mamy pożar.
Czy były sportowe podstawy do powołania Krychowiaka i Grosickiego w tej chwili? Mam wątpliwości. Widzę niekonsekwencję selekcjonera, ale – z drugiej strony – tylko ten nie popełnia błędu, kto nic nie robi. Wszystko rozliczy wynik. Jak wygramy z Wyspami Owczymi i Albanią, to wszyscy powiedzą, że to był dobry ruch selekcjonera. Podobnie jak wywiad Lewandowskiego, bo wstrząsnął drużyną. Ale ja mam przekonanie, że jeśli inni piłkarze Robertowi nie pomogą, to on sam też nie da rady. Robert nie jest liderem, który będzie chodził po pokojach piłkarzy i nakręcał kolegów. Oni sami też muszą mieć świadomość po co przyjeżdżają na zgrupowanie. Traktujmy wszystkich jak mężczyzn i wymagajmy jak od mężczyzn. Nie tylko od Roberta.
Rozmawiał Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty