Czapka, w której występował przez lata Jens Martin Knudsen, dziś jest w muzeum FIFA w Zurychu, obok atrybutów związanych z Pele i Beckenbauerem. Legendarny bramkarz pożyczył ją światowej federacji piłkarskiej na 10 lat, ale symboliczny rekwizyt raczej zostanie tam już na stałe.
W sumie nie ma się co dziwić, bo gdy przez lata gwiazdy lub po prostu rywale Wysp Owczych byli pytani o ten zespół, to najczęstsza odpowiedź była taka, że kojarzą tylko bramkarza w tej czapce z pomponem.
Dziś Knudsen jest trenerem drugoligowego klubu w ojczyźnie, ale przede wszystkim prowadzi dużą firmą związaną z rybołówstwem, eksportuje towary do wielu europejskich krajów.
A przed meczem eliminacji Euro 2024 Polska - Wyspy Owcze legendarny bramkarz porozmawiał z WP SportoweFakty. O swojej niezwykłej karierze, o tym, skąd brał słynne już czapki, a także o progresie Farerów w świecie futbolu. Choć sam, co ciekawe, nie ograniczał się tylko do piłki. Był też mistrzem kraju w gimnastyce, grał w reprezentacji Wysp Owczych w piłce ręcznej jako zawodnik z pola.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: najpierw tylko się przyglądał, a potem... Co za historia!
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Pamięta pan swój ostatni mecz w reprezentacji Wysp Owczych?
Jens Martin Knudsen, 66-krotny reprezentant Wysp Owczych: Jak mógłbym nie pamiętać? Maj 2006. To był piękny dzień spędzony przeze mnie w Poznaniu. Graliśmy z Polską, a ja żegnałem się z kadrą po 18 latach. Pamiętam, że Polska wprowadzała wtedy do składu kilku nowych piłkarzy, na boisku było więc sporo entuzjazmu. Zagrałem 45 minut, schodziłem z boiska przy stanie 1:0 dla Polski. Ostatecznie mecz skończył się wynikiem 4:0 dla was. Wynik jak wynik, ale wspomnienia piękne, bo kończyły moją wielką piłkarską przygodę.
Czyli Polska dobrze się panu kojarzy?
Tak i to podwójnie. Bo u was żegnałem się z naszą kadrą, a poza tym w Polsce, w Szczecinie, medycynę studiował mój syn, Roi Knudsen. To były lata 2008-2014. Dzięki temu syn poznał też język polski. Obecnie jest lekarzem w Danii, w Vejle. Dokładniej mówiąc, jest otolaryngologiem. A poza tym, jeśli chodzi o futbol, to macie przecież piękne tradycje. Polska albo miała dobrą reprezentację, albo bardzo dobrą.
Teraz nasze drużyny narodowe zmierzą się po raz kolejny. Widzi pan różnicę, jeśli chodzi o futbol na Wyspach Owczych za pańskich czasów i obecnie?
Generalnie futbol na Wyspach Owczych poszedł do przodu. Jest w nim więcej pieniędzy, piłkarze częściej wyjeżdżają za granicę. Oczywiście, wciąż mamy swoje limity, wiadomo, że nie przeskoczymy pewnego pułapu, choćby przez to jak niewielu mieszkańców mają Wyspy Owcze (mieszka tam około 50 tys. ludzi - przyp. red.). Nasz postęp nie ma jednak polegać na tym, że nagle będziemy dużo częściej wygrywać z mocniejszymi od siebie.
Chodzi bardziej o to, aby był postęp w samej grze. Żebyśmy częściej na boisku byli przy piłce, oddawali więcej strzałów... Choć na przykład na swoim boisku już potrafimy być groźni dla niejednego rywala. I tu mam na myśli już nie te aspekty, o których mówiłem przed chwilą, a sam wynik.
W pańskim przypadku nie da się nie poruszyć tematu czapki z pomponem, dzięki której poznał pana piłkarski świat. Jak czytałem, to był efekt urazu głowy.
Tak. Gdy miałem 14 lat lat, doznałem urazu, przez który spędziłem sporo czasu w szpitalu na oddziale intensywnej opieki. Ale sytuacja była taka, że zespół, w którym wtedy występowałem, nie bardzo miał mnie kim zastąpić, więc kombinowałem, jak tu najszybciej wrócić do bramki. Wtedy nie grało się w kaskach jak teraz, więc żeby jakoś przekonać moją mamę i lekarza, ustaliliśmy, że będę bronił w czapce, która mnie ochroni. I tak to się właśnie zaczęło.
Zawsze mnie ciekawiło, kto panu szykował te czapki.
Na początku szyła mi je mama. A potem były już firmowe, adidasa. Natomiast sam pomysł był równocześnie praktyczny. Bo czapka przydawała się również z tego powodu, że na Wyspach Owczych mamy 250 dni deszczowych w roku. Czy to na treningu, czy w trakcie meczu czapka spełniała więc podwójne zadanie.
Aż w końcu trafiła do muzeum FIFA. Czy tam jest ta czapka z najsłynniejszego waszego meczu?
Tak. W meczu eliminacji EURO 1992 sensacyjnie pokonaliśmy Austrię 1:0. To był 1990 rok. O tamtym meczu mówił wtedy cały piłkarski świat, to była jedna z największych niespodzianek w historii futbolu. Do tej pory to spotkanie jest uważane za najbardziej niezwykłe wydarzenie w historii naszej piłki. Do tego stopnia, że przez wiele lat ten mecz był w rocznicę, czyli 12 września, przypominany w naszej telewizji. Obecnie wygląda to nieco inaczej, powtórki są raz na pięć lat.
Wróćmy jednak do tej czapki, która wylądowała w muzeum...
Tak, mówiąc dokładniej, FIFA wypożyczyła ją ode mnie na 10 lat. Choć pewnie już tam zostanie, tym bardziej że miejsce ma godne, bo między koszulką Pelego a butami Beckenbauera.
Miejsce fantastyczne, tym bardziej patrząc na to że Wyspy Owcze to był jednak głównie, przepraszam za określenie, chłopiec do bicia. I tak się zastanawiam: to była dla pana piękna przygoda czy jednak frustrująca, skoro tak często wyciągał pan piłkę z siatki?
Odpowiem inaczej: zawsze byłem lepszy od bramkarza rywali. Nieważne z kim graliśmy.
Nie bardzo rozumiem...
Mówiąc pół żartem, pół serio po prostu byłem lepszy. Bo niemal zawsze broniłem większą liczbę strzałów niż mój rywal. Z prostego powodu: on miał w trakcie meczu ze 2-3 interwencję, a na moją bramkę sypało się po kilkanaście lub kilkadziesiąt strzałów.
W dużej mierze łączył pan grę w piłkę z pracą, prawda?
Tak. Z pracą w fabryce związanej z przetwórstwem rybnym, z którym to zakładem związany był mój ojciec. I w sumie mogę powiedzieć, że nic się nie zmieniło, bo dalej łączę futbol z rybami. To są właśnie Wyspy Owcze, czyli "football and fish". Tyle że dziś jestem trenerem drugoligowej drużyny, ale prowadzę też firmę, która zatrudnia ponad 100 osób. Oczywiście, w sektorze rybnym.
Wracając na koniec do piłki. Wasza reprezentacja sprawiła sensację w swoim pierwszym oficjalnym meczu o punkty, pokonując wspomnianą Austrię. A teraz Klaksvik, mistrz Wysp Owczych, jako pierwszy zespół z waszych stron awansował do fazy grupowej europejskich pucharów. Zaskoczyli pana?
W dużej mierze tak. Najbardziej tym, że w eliminacjach Ligi Mistrzów pokonali węgierski Ferencvaros. Tak, tym mnie zszokowali. Ale właśnie na tym polega piękno piłki, że i ktoś z Wysp Owczych potrafi od czasu do czasu zaskoczyć świat futbolu.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
***
Mecz 5. kolejki eliminacji Euro 2024 Polska - Wyspy Owcze odbędzie się w czwartek o godz. 20:45. Transmisja w TVP 1, TVP Sport, Polsacie Sport Premium 1 oraz na platformie Pilot WP. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.
Wywiad z Erikiem Exposito: "To dlatego tyle strzelam"
Rzecznik PZPN o kontuzji Zielińskiego