5,3 mln zł - tyle miał zarobić Fernando Santos przez 230 dni prowadzenia reprezentacji Polski. Portugalczyk jest oczywiście najlepiej opłacanym selekcjonerem w historii. Za każdy miesiąc pracy ma inkasować co najmniej 700 tys. zł.
"Co najmniej", ponieważ po porażce z Albanią (0:2) część mediów kolportuje informacje, jakoby miesięczne uposażenie Portugalczyka wynosiło 740 tys. zł. Bez względu na tę "drobną" różnicę, poprzedni rekordzista pod tym względem, czyli Paulo Sousa (315 tys. zł) wygląda przy rodaku jak ubogi krewny.
Pensja minimalna w godzinę
"Dniówka" Santosa to ok. 23 tys. zł, a każda godzina jego pracy kosztuje PZPN 2880 zł. Oczywiście przy uproszczonym (i naiwnym) założeniu, że pracuje 8 godzin każdego dnia od 24 stycznia i podpisania kontraktu. A tak nie jest, bo żaden pracodawca nie kupuje całego czasu pracownika.
A Santos doskonale organizuje swoje życie. Nie jest żadną tajemnicą, że nie spędził tych 230 dni na pracy. Wręcz przeciwnie, Portugalczyk jest królem urlopów. Już tuż po prezentacji... udał się na dwutygodniowy wypoczynek. Odkąd podpisał kontrakt z PZPN, przebywał poza Polską przez 12 tygodni. Czyli 37,5 proc. czasu. I oficjalnie były to wyjazdy urlopowe.
ZOBACZ WIDEO: Fernando Santos zwolniony? "Dojdzie do spotkania z prezesem"
W takim razie, PZPN wypłaca mu średnio 37 857 zł za dzień pracy poświęcony przez 68-latka na prowadzenie Biało-Czerwonych. W godzinę Santos zarabia więcej (4732) niż wynosi pensja minimalna w Polsce (3490). A nim skończy się mecz plus to, co doliczy sędzia, selekcjoner ma na koncie więcej niż wynosi średnie wynagrodzenie w kraju (7485). Zgroza!
Olbrzymie rozczarowanie
Ale gigantyczne, jak na polskie warunki, zarobki Santosa robią wrażenie nie tylko w porównaniu z przeciętnym Kowalskim. Portugalczyk zarabia miesięcznie więcej, niż trzech jego poprzedników razem wziętych: Paulo Sousa (315), Czesław Michniewicz (200) i Jerzy Brzęczek (160).
Inwestycja w Santosa miałaby sens, gdyby broniły ją wyniki. Tymczasem jego kadencja to olbrzymie, niewyobrażalne wręcz, rozczarowanie. Po pięciu meczach eliminacji Euro 2024, do których mieliśmy się dostać w cuglach, zajmujemy czwarte miejsce w tabeli i wyprzedzamy tylko Wyspy Owcze.
6 zdobytych punktów w 5 pierwszych meczach kwalifikacji do mistrzostw Europy bądź świata to najgorszy wynik Polski od kwalifikacji do mundialu we Francji w 1998 roku (1-1-3). I drugi najgorszy, odkąd za zwycięstwo w tych rozgrywkach przyznaje się trzy punkty.
Jesteśmy teoretycznie najsilniejszym zespołem w grupie E, ale jednocześnie jesteśmy najsłabszym spośród tych najsilniejszych drużyn (losowanych z I koszyka) w całych eliminacjach Euro 2024. Wstyd.
W zamian za rekordową pensję Santos wystawia reprezentację na pośmiewisko w zasadzie co zgrupowanie. W jego debiucie z Czechami (1:3) Polska straciła gola najszybciej w historii, bo już w 27. sekundzie. Więcej TUTAJ. A do czerwcowej wizyty w Kiszyniowie i meczu z Mołdawią (2:3) Biało-Czerwoni nigdy nie przegrali z tak nisko notowanym rywalem.
Nasz drogi selekcjoner
Za dotychczasową pracę Santos wystawił PZPN istny "paragon grozy". Każde z dwóch zwycięstw o stawkę (nad Albanią i Wyspami Owczymi) warte było ok. 2,65 mln zł. Każdy zdobyty punkt przez Polskę w eliminacjach Euro 2024 to dla federacji koszt 883 tys. zł. Każdy strzelony gol strzelony - milion z małym hakiem.
Na tle swoich poprzedników Santos wypada dramatycznie. Dość powiedzieć, że przez niespełna 8 miesięcy prowadzenia reprezentacji Polski zarobił niemal tyle samo, co Adam Nawałka przez całą, trwającą blisko 5 lat kadencję (nie licząc premii). A po 10 latach Portugalczyk doprowadził Biało-Czerwonych do ciemnego miejsca, z którego Nawałka dekadę temu ich wyprowadzał.
Wynagrodzenie Fernando Santosa na tle poprzednich selekcjonerów:
Fernando Santos | Czesław Michniewicz | Paulo Sousa | Jerzy Brzęczek | Adam Nawałka | |
---|---|---|---|---|---|
Pensja wypłacona | 5,3 mln zł | 2,2 mln zł | 1,15** | 4,43 mln zł | 5,44 mln zł |
Pensja roczna | 8,4 mln zł | 2,4 mln zł | 3,78 mln zł | 1,92 mln zł | 1,18 mln zł |
- pensja miesięczna | 700 tys. zł | 200 tys. zł | 315 tys. zł | 160 tys. zł | 97 tys. zł* |
średnio za zwycięstwo | 2,65 mln zł | 550 tys. zł | 192 tys. zł | 369 tys. zł | 209 tys. zł |
średnio za punkt | 883 tys. zł | 200 tys. zł | 55 tys. zł | 127 tys. zł | 103 tys. zł |
średnio za bramkę | 1,06 mln zł | 200 tys. zł | 34 tys. zł | 123 tys. zł | 51 tys. zł |
* - w przypadku Adama Nawałki to kwota uśredniona - zaczynał od ok. 80 tys. zł miesięcznie, a kończył na 120 tys. zł miesięcznie
** - kwota pomniejszona o wypłacone przez Paulo Sousę odszkodowanie za zerwanie kontraktu
Cezary Kulesza, szukając następcy Michniewicza, uznał, że PZPN stać na rekordowy kontrakt (więcej TUTAJ) i taki zaoferował Santosowi. W styczniu trudno było go za to winić. W końcu udało mu się namówić na pracę z Polską trenera, jakiego dotąd Biało-Czerwoni nie mieli. Nawet Leo Beenhakker nie miał takiego CV, zwłaszcza reprezentacyjnego.
Wtedy wydawało się, że prezes PZPN upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Zatrudnił fachowca, który miał być gwarantem udziału w Euro 2024. I ugasił kryzys wizerunku PZPN i reprezentacji Polski. Dziś niestety wiemy, że pieniędzy wydanych na Santosa mógłby użyć do rozpalenia grilla, na którym smażony od niedzieli jest Portugalczyk.
W takich okolicznościach warunki rozstania z selekcjonerem, o których w poniedziałek poinformował portal TVP Sport, jawią się jak dobra okazja. Za przedwczesne rozwiązanie kontraktu PZPN miałby wypłacić Santosowi odszkodowanie w wysokości dwóch pensji, czyli ok. 1,4 mln zł.
"Dlaczego rozwód tyle kosztuje? Bo jest tego wart" - mawiają adwokaci. I Kulesza, w obliczu finiszu eliminacji Euro 2024 i ewentualnego udziału w barażu o awans do mistrzostw, powinien wziąć sobie do serca to powiedzenie.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty