Śląsk w tym sezonie rozczarowuje i do Wronek przyjechał skazany na porażkę, choć w poprzedniej kolejce pokonał Zagłębie Lubin, co mogło wzbudzać lekkie obawy. - Śląsk nie spełnia założeń, które postawił przed drużyną zarząd. W ostatniej kolejce wygrali i dawali sygnał, że mogą "odpalić". Pokazali kilka fajnych akcji - mówi Bartosz Bosacki.
Sobotnie spotkanie rozczarowało chyba nawet najmniej wymagających kibiców. Żadna z drużyn nie pokazała nic wielkiego. - Był to mecz walki. Ani jedna, ani druga drużyna nie stworzyła zbyt dużej ilości sytuacji podbramkowych - dodaje obrońca poznańskiego zespołu.
Kapitan Kolejorza może czuć się największym szczęśliwcem po tym spotkaniu, bo defensywa zagrała na zero z tyłu, a "Bosy" dał Lechowi trzy punkty, pewnie egzekwując rzut karny podyktowany po faulu Piotra Celebana na Robercie Lewandowskim. Obrońca Lecha nie zawodzi przy tym stałym fragmencie gry. Nie pomylił się w meczach z Wisłą Kraków, Club Brugge i Stalą Stalowa Wola. Tym razem zdobył jednak gola w regulaminowym czasie gry. - Jestem wyznaczony do wykonania rzutów karnych i na razie dobrze wywiązuje się z tej roli, bo to już mój czwarty gol w tym sezonie strzelony w ten sposób - opowiada lechita.
Poznaniacy mogą cieszyć się ze zwycięstwa, ale styl gry pozostawia sporo do życzenia. Kolejorz przez prawie cały mecz miał przewagę optyczną, z której jednak niewiele wynikało. Wrocławianie również nie błysnęli, chociaż w ostatnich minutach mieli dwie doskonałe okazje do wyrównania. - Myślę, że zwycięstwo nam się należało, chociaż Śląsk w końcówce stworzył kilka sytuacji, które mogły się dla nas skończyć przykro. Fajnie zagraliśmy na zero z tyłu kolejny mecz - zakończył Bosacki.