O konflikcie na linii Robert Lewandowski - Cezary Kucharski w polskich mediach było bardzo głośno. Nie mniej o momencie, w którym funkcjonariusze wpadli do domu byłego agenta najlepszego polskiego zawodnika.
Kucharski o szczegółach opowiedział w rozmowie z "Przeglądem Sportowym Onet". O 6:30 pod jego dom podjechał SUV, a do domu weszło sześciu mężczyzn.
Obok Kucharskiego była tam też jego żona i dzieci. Miał usłyszeć, że szantażuje Lewandowskiego. Dostał też dokumenty do podpisu, ale tego nie zrobił.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gwiazdor futbolu pokazał klasę. Tak zachował się po porażce
- Najbardziej się bałem, że mi coś podrzucą: jakieś narkotyki albo coś obyczajowego. Cały czas im się przyglądałem - przyznał. - Uspokajali mnie, że nic takiego nie będzie.
Kucharski ze spokojem czekał na swojego prawnika, który przybył po godzinie. Funkcjonariusze z kolei zarekwirowali domowy sprzęt elektroniczny, w tym laptopy dzieci do zdalnej nauki. Zdradził, że nie było żadnego przekopywania szafek "jak w amerykańskich filmach".
Sam Kucharski nie panikował. Pytał, czy chcą kawy, herbaty... - Po paru godzinach oni zobaczyli, że ja jestem normalny gość. Nie żaden przestępca, no to zaczęli też normalnie ze mną rozmawiać - wspomniał.
Były zawodnik m.in. Legii Warszawa ma jasne zdanie na temat całej akcji. - Miałem być publicznie zdyskredytowany i pozbawiony wiarygodności. Chcieli mnie tak mocno przycisnąć do muru, abym zgodził się pójść Lewandowskiemu na wielkie ustępstwa - przyznał.
Przypomnijmy, że konflikt na linii Kucharski - Lewandowski rozpoczął się w momencie, gdy ten drugi podziękował mu za współpracę. Kucharski zatem chciał się rozliczyć ze swoim byłym klientem. Obliczono, że "Lewy" ma mu przelać 39 mln zł. - O to toczy się bitwa - powiedział Kucharski.
Zobacz także:
Ikona bije na alarm ws. Lewandowskiego. "Potrzebujemy go"
"Uwielbiam". Jest zachwycony Lewandowskim