Początek meczu absolutnie nie zapowiadał, że FC Barcelona zakończy spotkanie na tarczy. Po kuriozalnym błędzie Davida Alaby gospodarze błyskawicznie objęli prowadzenie, a następnie tworzyli kolejne okazje pod bramką Kepy Arrizabalagi.
Real Madryt jednak jak to ma w zwyczaju, w drugiej połowie spotkania, a szczególnie jego końcówce, wziął sprawy w swoje ręce i okazał się zwycięski. - FC Barcelona miała przewagę w pierwszej połowie. Zagrała trochę lepiej, co przełożyło się na zdobytego gola. Ten padł po błędach defensywy Realu Madryt, przede wszystkim Davida Alaby. Wówczas bardzo dobrze zachował się Ilkay Gundogan. Do końca pierwszej połowy Katalończycy wyglądali trochę lepiej na placu gry i schodzili do szatni z zasłużoną jednobramkową przewagą - mówi Roman Kosecki w rozmowie z WP SportoweFakty.
- W drugiej sytuacja uległa zmianie. Real zaczął dobrze rozgrywać piłkę, zwłaszcza po wejściu Modricia. FC Barcelona miała wprawdzie swoje momenty i mogła wyjść na dwubramkowe prowadzenie, jednak ich rywale wykazali się większą boiskową dojrzałością. O końcowych losach spotkania w ostatecznym rozrachunku przesądził Jude Bellingham. Anglik najpierw posłał kapitalne uderzenie z dystansu, a później świetnie odnalazł się w polu karnym - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz tylko patrzył, jak leci piłka. Co za gol!
Gdzie są jego limity?
Bellingham przechodzi samego siebie. 20-letni pomocnik ma na koncie już 10 bramek w rozgrywkach ligowych. Po raz kolejny został najlepszym zawodnikiem spotkania.
- Moim zdaniem FC Barcelonie zabrakło takiego piłkarza. Lidera, który wziąłby na swoje barki odpowiedzialność za wynik i poprowadził zespół do zwycięstwa. Bellingham potwierdził, że jest w świetnej dyspozycji. W tej chwili to jeden z najlepszych piłkarzy na świecie. Widać, że jest pewny siebie i zmierza ku dobremu. Jego forma i pozycja w Realu mówią sama za siebie. Jest liderem klubu z wielkimi tradycjami, z którym liczy się każdy - przyznaje Kosecki.
Zespół z dzielnicy Chamartin nie oddał nawet jednego celnego strzału do przerwy. Czy z tego powód można mu jednak ujmować? - Goście wygrali zasłużenie. Mecz pokazał, że skład FC Barcelony musi jeszcze dojrzeć. W decydujących momentach Real był lepszy i opuścił Katalonię z trzema punktami na koncie - odpowiada były reprezentant Polski.
Lewandowski potrzebuje czasu
W spotkaniu nie błysnął za to Robert Lewandowski. Polak pojawił się na boisku w 60. minucie meczu i w ostatecznym rozrachunku oddał jeden strzał.
- Szkoda, że Robert był świadkiem dwóch straconych goli. Myślę, że przez to wszystko może czuć się zaniepokojony. Nie mógł pokazać zbyt wiele. Nie zabrakło mu natomiast determinacji. Po kontuzji potrzeba czasu, by wrócić na wysokie obroty. Nie jest łatwo odzyskać świeżość. Sądzę, że Robert z czasem będzie prezentował się coraz lepiej i strzeli jeszcze niejedną bramkę. Być może włączy się do walki o koronę króla strzelców, co na pewno jest w jego zasięgu. W końcu broni tego tytułu - zauważa Kosecki.
Czy Real udowodnił, że jest w tej chwili najlepszą drużyną na Półwyspie Iberyjskim? - Sezon w Hiszpanii jest naprawdę ciekawy. Po sobotnim zwycięstwie rządzi Real, biorąc pod uwagę kluby z Madrytu i Barcelony. Nie zmienia to faktu, że nie można zapominać o Atletico i świetnie grającej Gironie. Do walki o najwyższe cele mogą się włączyć także inne zespoły, które gonią czoło stawki. Trudno przesądzać. Do końca sezonu jeszcze daleka droga - podsumował Roman Kosecki.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Najpiękniejsze gole ligi futsalu (wideo)
- Almeria pikuje. Sevilla wyrwała punkt