Koszenie trawy zakończyło się dramatem. Co ze zdrowiem naszej legendy?

Henryk Kasperczak złamał nogę i żebra, przeszedł operację i rehabilituje się w specjalistycznym ośrodku. Legendarny polski trener opowiada, co zmieniło się przez ostatnie miesiące.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Henryk Kasperczak WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Henryk Kasperczak
Henryk Kasperczak w połowie czerwca miał bardzo groźny wypadek podczas koszenia trawy w swoim ogródku. Legendarnego polskiego szkoleniowca przygniotła trzydziestokilogramowa kosiarka i dopiero po godzinie trenera znaleźli przechodnie. Kasperczak złamał kość w lewym udzie i trafił do kliniki. Początkowo nie mógł chodzić o własnych siłach.

- Liczymy, że przełom może nastąpić po minimum trzech miesiącach - opowiadał nam trener na początku lipca.

Do wypadku doszło przez nieuwagę 77-letniego szkoleniowca. - Kosiłem trawę traktorem i została mi sama końcówka, jakieś drobne poprawki. Niestety, zlekceważyłem sytuację i nie zmieniłem butów. Sto razy to robiłem i zawsze zakładałem obuwie z grubszą podeszwą. Było ślisko, straciłem równowagę i poleciałem z górki jakieś sześć metrów. Próbowałem ruszyć złamaną nogę, ale leżała bezwładnie, jakby nie należała do mnie. Dopiero po godzinie znaleźli mnie turyści. Przejeżdżali obok naszego domu na koniach - mówił nam Henryk Kasperczak.

Kasperczak to jeden z najbardziej zasłużonych szkoleniowców w polskiej piłce. Został wybrany trenerem roku we Francji w plebiscycie "France Football" (1990 r.), z reprezentacją Tunezji został wicemistrzem Pucharu Narodów Afryki (1996 r.), awansował z tamtejszą kadrą na igrzyska olimpijskie w Atlancie (1996 r.) i na mistrzostwa świata we Francji (1998 r). W Polsce trener z sukcesami prowadził Wisłę Kraków (dwa mistrzostwa i dwa puchary Polski, 1/8 Pucharu UEFA w sezonie 2002-03). Jako piłkarz wywalczył z reprezentacją trzecie miejsce w MŚ w RFN i wicemistrzostwo olimpijskie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz tylko patrzył, jak leci piłka. Co za gol!

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jak z pana zdrowiem?

Henryk Kasperczak: W porządku, dziękuję. Jest już lepiej. Wróciłem do domu ze szpitala, ale dojeżdżam do kliniki na zabiegi. Na początku przyjeżdżał po mnie kierowca, ale teraz już sam prowadzę auto. Rehabilituje się, mam jeszcze trochę do poprawy jeżeli chodzi o stan nogi.

Jak teraz wygląda pana sytuacja po wypadku?

Mogę ruszać nogą, dzięki temu odstawiłem balkonik i wózek. Nie wspieram się też kulami. Można powiedzieć, że chodzę normalnie, ale wolno. Muszę uważać, żeby się nie przewrócić.

Gdy rozmawialiśmy w lipcu pana stan był znacznie poważniejszy.

Wtedy powiało grozą. Byłem połamany, obolały. Złamałem kość w udzie, żebra. W lipcu nie mogłem postawić lewej nogi na podłodze. O samodzielnym poruszaniu się nie było mowy. Przemieszczałem się głównie na elektrycznym wózku inwalidzkim. Dodatkowo lewa strona ciała była cała w krwiakach. W nocy wszystko bardzo mnie bolało i przez początkowy okres nie mogłem w pełni zasnąć.

Poprawa jest zatem znacząca.

Jestem bardzo zadowolony z tego, jak wygląda proces rehabilitacji. Wzmacniam mięśnie - i że tak powiem - muszę odnowić nogę, czyli przywrócić ją do stanu sprzed złamania kości. Z ćwiczeniami zejdzie mi się na pewno jeszcze do końca tego roku. Nakreśliliśmy z lekarzami plan, że będę ćwiczył, dopóki nie wrócę do formy. Z żebrami jest już w porządku, ból minął. Mogę wchodzić i schodzić po schodach, ale na razie z asekuracją. Trzymam się poręczy.
Jest pan na bieżąco z piłką?

Niestety tak. Straszne rzeczy dzieją się we Francji. Nawiązuje do okładki "L'Equipe" i zakrwawionego trenera Lyonu. W mojej karierze zdarzyło się kilka podobnych incydentów, gdy kibice rzucali w autokar kamieniami, ale nikt tak nie ucierpiał. Trzeba zareagować, wyłapać tych, którzy zrobili drużynie krzywdę. Na pewno nie można tego tak zostawić. Przydałaby się też odgórna edukacja - zwłaszcza potępiająca agresję. Świat się zmienił, jest niebezpiecznie.

Mówi pan ogólnie?

Był COVID, który mocno nas zniszczył, są wojny. Boimy się wielu rzeczy, bo jest wiele zagrożeń dla ludzkości. Trzeba w końcu wyciągnąć jakieś wnioski. Mam nadzieję, że w końcu rządzący zaczną działać, bo na razie wygląda to tak, że ludzie tylko gadają, a nie ma konkretnych reakcji.

W naszej piłce też ciągle coś się dzieje.

Ma pan na myśli reprezentację?

My potrzebujemy jednego: drużyny. Trenerzy wchodzą i wychodzą. Przegrasz dwa, trzy mecze i zmiana, następny. Z jednej strony człowiekowi brakuje piłki, z drugiej, gdy się na to patrzy... Kto na koniec odpowiada za wyniki? Piłkarze. Trener daje może trzydzieści procent. Szkoda słów.

No cóż, musimy czekać i zobaczymy, w jakim kierunku pójdziemy. Mamy teraz w reprezentacji wielu młodych graczy i możemy tylko żałować, że zmiana pokoleniowa, to przekazanie pałeczki, nie nastąpiło sukcesywnie. Wcześniej starsi zawodnicy jeszcze mogli kontynuować grę, pomóc, ale teraz kręgosłup drużyny już się wykruszył.

Selekcjonerem kadry ponownie został Polak. Michał Probierz to dobry wybór?

Stara się to wszystko poukładać, zobaczymy, czy mu czasu starczy. Jak przegra dwa lub trzy mecze, to będzie do zwolnienia. Tak to się u nas kręci. Oczywiście nie życzę takiego losu trenerowi Probierzowi. Nie mogę zrozumieć jednak, dlaczego dalej nie ma w tym wszystkim logiki.

Trzeba określić jakiś cel. Bo jak nie dopisze nam szczęście i się nie zakwalifikujemy na mistrzostwa Europy, to co, przyjdą nowi? Pracę trenera można ocenić po roku lub półtora, a nie na podstawie paru meczów. Poza tym - my nie mamy prawa mówić o selekcjonerze po takich spotkaniach jak z Mołdawią czy Wyspami Owczymi.

Dlaczego?

Bo to wszystko wina zawodników. Zmienia się trener, bo piłkarze nie dają satysfakcji. Myślę, że mamy dobrych szkoleniowców, ale polityka sportowa jest zła. Z tak słabej grupy nie wyjść w eliminacjach? To będzie katastrofa. Miałem ostatnio trochę czasu na przemyślenia i generalnie wszystko dookoła nas nie wygląda dobrze.

Do wypadku wraca pan czasem myślami?

Staram się tego nie rozpamiętywać. Na pewno wypadek zostanie mi pamięci, ale wolę o tym nie myśleć.

Żona już na stałe zakazała panu kosić trawę?

Zobaczymy, czas pokaże, jak to się ułoży. Na pewno nie będzie ze mną tak dobrze, jak przed wypadkiem. Jeżdżę na rowerku stacjonarnym, ale na zwykłym mi nie wolno, przynajmniej teraz. Nawet na grzyby nie mogę chodzić, musze uważać. Jedynie spaceruję. Ale cieszę się, że idę do przodu.

rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty

"Złota Piłka": Tak głosował Polak. Lewandowski na liście

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×