Mowa oczywiście o beniaminku z Łodzi, bo dla gliwiczan był to jedenasty remis w tym sezonie. Ekipa trenera Aleksandara Vukovicia rozegrała świetne pierwsze 40 minut w Łodzi. W ich trakcie zdobyła trzy bramki i pokazała szeroki wachlarz możliwości ofensywnych.
Punktem zwrotnym spotkania była sytuacja z doliczonego czasu gry, kiedy Alexandros Katranis za celowe kopnięcie Adriena Louveau dostał czerwoną kartkę, a łodzianie mieli rzut karny. Jedenastkę na gola zamienił Dani Ramirez, a tuż po przerwie na 2:3 trafił Kay Tejan. Do remisu w 68. minucie doprowadził Piotr Janczukowicz.
- Na pewno po takim meczu są pozytywy, ale nie popadamy tu absolutnie w jakieś skrajne emocje. Pierwsza połowa pokazała tylko, jaki ciężar mają te mecze dla zawodników, którzy są mało doświadczeni w Ekstraklasie. Widać, że te nogi są trochę splątane i nie byliśmy w stanie wymienić kilku podań. Trzeb nad tym się skupić, bo widać, że to dużo kosztuje. Na pewno na wielki plus jest to, że w takim meczu drużyna się nie załamała. Wróciliśmy i dążyliśmy do kolejnych bramek. Oczywiście musieliśmy uważać też na kontry, bo Piast ma liderów w każdej formacji i dużo jakości w sobie - skomentował na konferencji występ swojej drużyny trener ełkaesiaków Piotr Stokowiec.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznaliśmy bramkę roku?! Fenomenalny gol piłkarki
Póki co za jego kadencji ŁKS Łódź przegrał z Lechem w Poznaniu 1:3, uległ Górnikowi Zabrze 0:5, przegrał z Rakowem Częstochowa po dogrywce 0:2, a także w ostatniej minucie dał sobie wyrwać remis w starciu ze Śląskiem Wrocław (1:2). W każdym z tych starć, zdaniem szkoleniowca, widać było fragmenty dobrej, odważnej gry.
- Gdy przegoniliśmy bojaźń i zagraliśmy tak jak w ostatnich meczach, spotkanie z Piastem zaczęło inaczej wyglądać. Aż szkoda, że nie zdobyliśmy trzech punktów. Pocieszeniem dla kibiców jest to, że były emocje, że ŁKS jeszcze żyje i będzie się miał coraz lepiej. Ja wierzę w to, że na bazie tego przełamania będziemy dalej pracować i wierzę, że uda nam się dostarczyć jeszcze więcej pozytywnych emocji - podkreślił trener.
Jednak z drugiej strony Łódzki Klub Sportowy dalej sam sobie komplikuje sytuację błędami w obronie. Szybko stracony gol, podobnie jak tydzień wcześniej w starciu ze Śląskiem we Wrocławiu, nieco zaburzył koncepcję.
- Znowu ta pierwsza bramka trochę podcięła nam skrzydła i straciliśmy kolejne. Na szczęście teraz drużyna potrafiła odpowiedzieć. Wdrażamy wiele rzeczy, ale to jest tylko teoria. Wierzę w to, że na pewno nie ustaniemy w pracy. Wierzę w to, że będziemy grać o trzy punkty i będziemy wygrywać jeszcze tej jesieni - wyartykułował Stokowiec.
Istotna była też reakcja szkoleniowca w przerwie. Na drugą połowę wyszedł m.in. Kay Tejan, który chwilę po wznowieniu gry popisał się pięknym indywidualnym rajdem i zwieńczył go bramką na 2:3.
- Wyszliśmy naprawdę dobrze zmotywowani i super ułożyła się ta bramka na 2:3. Próbowałem wspomagać to razem ze sztabem. Szczególnie, gdy zauważyliśmy, że trochę ta gra przysiadła koło 60. minuty. Zaczęliśmy opadać z sił i szukałem kolejnego bodźca. Postanowiliśmy wycofać stopera i wpuścić jeszcze Hotiego, żeby dał jeszcze kolejny impuls i to się udało. Ten impuls był, a później Mokrzycki poprosił o zmianę i Małachowskiemu niewiele zabrakło do takiego finalnego podania, gdzie Tejan wyjechałby sam na sam, ale to takie "gdybanie" - dywagował trener ekipy z al. Unii.
- Czego nam zabrakło? Może trochę umiejętności, a może zimnej krwi? Trzeba podkreślić, że i tak zawodnicy wiele dali, bo nie jest łatwo wyjść z 3:0, niezależnie z kim by się grało i na jakim poziomie. Udało się wrócić, my dążyliśmy dalej. Cieszy mnie to, że nie zadowoliliśmy się tym. Graliśmy ostrożnie zabezpieczając tył, ale podejmując ryzyko i szukając kolejnej bramki, praktycznie do ostatnich sekund podejmowaliśmy próby. Cieszę się, bo dawno takich pozytywnych emocji nie było. Stadion też nas niósł i za to ogromne brawa dla kibiców, że rozumieli tę sytuację. Możemy żyć nadzieją, że będzie lepiej, a ja w to wierzę - przekonywał Stokowiec.
Z powodu urazu na rozgrzewce przed meczem z Piastem Dawida Arndta musiał w bramce w ostatniej chwili zastąpić Aleksander Bobek. Z delikatną kontuzją kolana zmaga się też Nacho Monsalve, a Michał Mokrzycki - jak przekazał szkoleniowiec - "odczuwał mięsień czworogłowy".
Podczas przerwy na mecze reprezentacji sztab ŁKS-u zaplanował sparing z Polonią Warszawa. A następny mecz o punkty łodzianie zagrają w piątek, 24 października o 18:00 z KGHM Zagłębiem Lubin.
Z Łodzi - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Czytaj również: Mieszane odczucia w Pogoni Szczecin. "To musimy sobie zarzucić"