"Niepotrzebne sceny". Mówi o tym, co zobaczył po meczu Polski

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

- Najśmieszniejsze jest to, że za nami jedne z najgorszych eliminacji w ostatnich latach, a mamy jeszcze szansę na awans. To jest ewenement - mówi dla WP Sylwester Czereszewski. Zwraca też uwagę na to, co działo się po meczu Polski z Czechami.

- Za nami bardzo dobre losowanie eliminacji mistrzostw Europy 2024. Będziemy faworytem grupy E. Awans z pierwszego miejsca to nasz cel. Szanujemy rywali, ale wszyscy są w naszym zasięgu i liczę na to, że już niedługo to udowodnimy! - takie słowa wybrzmiały z ust prezesa PZPN Cezarego Kuleszy w wywiadzie dla portalu Łączy Nas Piłka tuż po tym, jak dowiedzieliśmy się, że w grupie eliminacyjnej do Euro zagramy z Czechami, Albanią, Mołdawią i Wyspami Owczymi.

"Eliminacje wstydu"

Miał być awans w cuglach, a jest kompromitacja. W ośmiu spotkaniach reprezentacja Polski wywalczyła 11 punktów. Nie zdobyła nawet połowy maksymalnej liczby "oczek" do wywalczenia. Czarę goryczy przelało ostatnie starcie z Czechami zakończone remisem 1:1. Dawno nie było tak fatalnej postawy kadry w kwalifikacjach do turnieju międzynarodowego. Tymczasem w marcu jeszcze czekają polskich piłkarzy baraże.

- Najśmieszniejsze jest to, że za nami jedne z najgorszych eliminacji w ostatnich latach, a mamy jeszcze szansę na awans. To jest ewenement. Jeśli chodzi o rozgrywki grupowe, to za nami eliminacje wstydu. Mieliśmy praktycznie najsłabszą grupę, ale okazała się za mocna. Nie zasłużyliśmy nawet na drugie miejsce, co potwierdził mecz z Czechami - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Sylwester Czereszewski, 23-krotny reprezentant Polski.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznaliśmy bramkę roku?! Fenomenalny gol piłkarki

- Trzeba sobie powiedzieć prawdę. My w tej chwili reprezentujemy poziom Albanii, Czech, Mołdawii. Przez najbliższy czas raczej nie podskoczymy do gigantów. Nie ma co się oszukiwać. I to niezależnie od tego czy trenerem będzie Probierz, Papszun, czy też zwykły Kowalski. Takie szarpane mecze w naszym wykonaniu będziemy oglądać przez kolejne lata. Nawet w tym ostatnim pojedynku widać było, że koniecznie chcieliśmy wygrać, ale moim zdaniem to rywale byli lepiej zorganizowani. Remis był wynikiem sprawiedliwym, bo Czesi podobnie jak my, mieli kilka okazji bramkowych - dodaje.

Polacy w piątkowym pojedynku zanotowali tylko dobre pojedyncze momenty. Przykładem była akcja bramkowa, gdzie świetnym podaniem z lewej strony boiska popisał się Nicola Zalewski.

- Takie zagrania powinny mieć częściej miejsce. Zalewski obsłużył jednym podaniem dwóch kolegów z zespołu, a w dodatku jeszcze rywal mógł strzelić samobója. Trzeba też wyróżnić Jakuba Piotrowskiego, który może w przekroju całego meczu nie rozgrywał piłki perfekcyjnie w środku, ale wchodził w pole karne i strzelił gola - ocenia nasz rozmówca.

Czereszewski jest lekko zaskoczony wypowiedzią trenera Michała Probierza po meczu, który wyznał, że zagrał va banque. Tymczasem według niego trudno się z tym zgodzić.

- Myślę, że jeśli graliśmy va banque, to nie wpuszcza się Sebastiana Szymańskiego dopiero w 85. minucie. Wcześniej można było też wprowadzić na boisko Kamila Grosickiego. Osobiście lubię trenerów, którzy nie przebierają w środkach i gdy widzą, że dany zawodnik źle się prezentuje na boisku, to po pierwszej połowie, czy na początku drugiej części gry go zmieniają - podkreśla.

Nietypowe zebranie

Remis z Czechami przekreślił nawet matematyczne szanse Polaków na bezpośredni awans do Euro 2024. Po zakończeniu meczu rozległy się gwizdy. Zawodnicy podziękowali kibicom za doping, a potem... zrobili sobie zebranie na środku boiska.

- Rozbawiła mnie ta sytuacja, kiedy zebrali się na środku w kółku i rozmawiali. Trzech graczy przemawiało, a reszta słuchała. Dziwię się takiemu zachowaniu, bo mecz się nie udał, ludzie gwiżdżą, a tutaj robi się takie niepotrzebne sceny. Ja tego nie kupuję. To są po prostu rzeczy na pokaz. Lepiej by było, gdyby poszli do szatni i tam sobie wszystko wyjaśnili - ocenia Czereszewski.

Polskim piłkarzom nie pozostało teraz nic innego, jak czekać na rozstrzygnięcia w innych grupach. Wtedy też poznamy potencjalnych rywali w barażach. Niezależnie jednak od tego, czy trafimy na potęgi, czy też nieco słabsze ekipy, to o awans z taką grą będzie piekielnie trudno.

- Oczywiście z jednej strony dobrze by było, gdybyśmy grali w mistrzostwach Europy. Natomiast, jeśli mają nas czekać takie mecze na przetrwanie jak ten z Argentyną na mundialu, to już nie wiem co jest dla nas lepsze. Po takich spotkaniach kibiców po prostu mogą boleć oczy. Na tę chwilę w przypadku awansu z baraży, to musiałyby się wydarzyć cuda, żebyśmy na Euro coś mogli osiągnąć - podkreśla Czereszewski.

To martwi w kontekście przyszłości

Podstawą dobrego funkcjonowania drużyny jest pewna gra w formacji defensywnej. Tymczasem od pewnego czasu tego nie widzimy. Tak samo jak wciąż nie widać na horyzoncie przywódcy bloku obronnego z prawdziwego zdarzenia, pomijając zawodnika na pozycji bramkarza.

- Dobrze, że jest Wojciech Szczęsny. Nawet, gdy zakończy karierę reprezentacyjną, to na pewno w jego miejsce wskoczy inny klasowy bramkarz. Co do środkowych obrońców, to jest u nas problem. Myślę, że często słynęliśmy z tego, iż mieliśmy co najmniej jednego klasowego zawodnika na tę pozycję. Z mocnymi rywalami czekają nas wielkie kłopoty. Ogółem widać w naszej defensywie niepewność i to szczególnie przy dośrodkowaniach, stałych fragmentach gry. Łatwo dochodzi do sytuacji bramkowych dla rywala - ocenia nasz rozmówca.

Po ostatnim meczu z Czechami była grupa piłkarzy, która uważała, iż cały zespół zagrał dobrze. Nie ma co jednak ukrywać, że przyszłość kadry rysuje się w szarych barwach.

- Zawodnik nie może powiedzieć w wywiadzie, że pikujemy w dół. Moim zdaniem będziemy przez najbliższe lata typowym europejskim średniakiem. Tak jak często ten skład będzie zmieniany, tak często zobaczymy szarpaną grę - kończy Czereszewski.

Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Reprezentacja jak stare auto z popsutą skrzynią biegów [OPINIA]

Źródło artykułu: WP SportoweFakty