Arka wygrała 1:0 po golu Michała Marcjanika z rzutu karnego. To pierwsze derbowe zwycięstwo żółto-niebieskich od szesnastu lat. Spotkanie rozgrywane było w bardzo trudnych warunkach, praktycznie przez cały czas padał śnieg i murawa nie nadawała się do gry w piłkę. O wielu rzeczach decydował przypadek.
- Nie uważam, że byliśmy słabsi. O wyniku zdecydował jeden głupi błąd. W końcówce mieliśmy przewagę jednego zawodnika i powinniśmy to lepiej wykorzystać. To dla nas ciężki dzień. Inaczej wyobrażaliśmy sobie powrót do Gdańska - mówił Jan Biegański w tzw. katakumbach stadionu w Gdyni tuż po zakończeniu meczu derbowego, na który czekało całe Trójmiasto i okolice.
Spotkanie z perspektywy trybun oglądało nieco ponad 11 tys. kibiców. Kompletu jednak nie było, co jest dość zaskakujące, nawet jak na piątek i mało komfortowe warunki atmosferyczne. To było pierwsze spotkanie Arki w tym sezonie z udziałem zorganizowanej grupy kibiców. Wcześniej trwał bojkot i fani nie chodzili na trybuny.
- Kibice przyszli, bo przyjechała Lechia. Gdyby to był inny zespół, to bojkot dalej by trwał i kibiców wciąż by nie było. Zawodnicy chcieli się pokazać z dobrej strony. Udało im się wygrać pierwszy raz od szesnastu lat. Mam nadzieję, że kolejny raz uda im się to za szesnaście lat - skwitował pomocnik Lechii.
ZOBACZ WIDEO: 16-latek z Polski jak Messi. Tego gola można oglądać w nieskończoność
Dla Lechii jest to tym bardziej bolesna przegrana, że obecnie strata do Arki wynosi sześć punktów. W 2023 roku do rozegrania zostały jeszcze trzy mecze i gdańszczanie zagrają z Miedzią Legnica, Chrobrym Głogów (oba u siebie), a na tydzień przed świętami pojadą na wyjazd do Motoru Lublin.
- Ja na pewno będę miał ciężką noc, może nawet nieprzespaną. Myślę, że pozostali podobnie. To bolesna i trudna do zaakceptowania przegrana, ale czasami w życiu tak jest, że nie wszystko układa się po naszej myśli. Trzeba oczyścić głowę. Każdy powinien zrobić rachunek sumienia i zastanowić się, czy mógł zachować się lepiej w jakiejś sytuacji - przyznał Biegański.
20-latek zagrał w derbowym meczu od 1. minuty. Znalazł się w wyjściowym składzie pierwszy raz od 22 września. Trochę z konieczności, bo pauzować za kartki musieli Iwan Żelizko i Tomasz Neugebauer. Stracił sporo czasu przez nie do końca zdiagnozowaną kontuzję. Wyniki badań nic nie wykazywały, a on sam niejednokrotnie zgłaszał ból, gdy schodził z treningu.
- Od dłuższego czasu miałem problemy. Walczę z Achillesem, nie jest to przyjemna sprawa, ciągnie się to już ósmy miesiąc. Ostatnio miałem podawany zastrzyk. Każdego dnia czeka mnie praca, jutro tak samo. Mimo iż jestem świeżo po meczu, to muszę wykonać pewne ćwiczenia od fizjoterapeutów. Trochę ich męczę, ale czuję się coraz lepiej - podsumował Biegański.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty