Dytiatjew najwięcej czasu spędził w Cracovii, bo aż pięć lat. Rozegrał dla klubu 81 meczów, zdobył Puchar i Superpuchar Polski. Od dłuższego czasu przebywa jednak w Ukrainie. Początkowo kontynuował karierę piłkarską w FK Aksu i FK Lwów, teraz jedynie trzyma formę, trenując w amatorskim zespole.
- Gram trochę w Kijowie, ale nie w takiej drużynie. Miałem ostatnio mały zabieg, ale wracam do formy i bardziej szukam zespołu. Piłka chce ze mną skończyć, ale ja się nie poddaję. Co innego jest teraz ważne - opowiada nam Dytiatjew.
"Walczymy do końca"
Były piłkarz przedstawia, jak wygląda sytuacja na froncie. Zawodnik jeszcze grając w Polsce znajdował rodakom mieszkania w Krakowie, pomagał w tłumaczeniu, zaopatrywał też wojsko w niezbędne rzeczy potrzebne na wojnie - między innymi hełmy, kamizelki, noże czy lekarstwa. Od zawsze powtarzał, że jeżeli będzie potrzeba, poświęci się dla kraju.
Teraz angażuje się w pomoc na miejscu. - Cały czas walczymy, każdy na swoim froncie. Ja angażuje się w pomoc cywilną, ale każdy dla bezpieczeństwa ma broń, by w razie czego móc zareagować - mówi.
ZOBACZ WIDEO: Co Polacy myślą o reprezentacji Polski i Michale Probierzu? "Oglądałem. Źle zrobiłem"
- Sytuacja w kraju wygląda w zasadzie tak samo: "stabilnie". W jednym mieście jest lepiej, w drugim gorzej. Nic się nie zmienia: sytuacja jest niestety bardzo ciężka - komentuje.
Piłkarz mówi też o relacjach polsko-ukraińskich. - Widzę, że powstało sporo problemów politycznych. Nie wiem nawet, o co dokładnie chodzi z sytuacją na granicy i blokowaniem różnych dostaw. Rozumiem, że ktoś chce coś ugrać, żeby Polska poróżniła się z Ukrainą, żebyśmy walczyli na froncie politycznym. Ale spokojnie - my to widzimy i potrafimy rozdzielić normalne ludzkie podejście od zagrań nie fair - komentuje nasz rozmówca.
Zawodnik podkreśla, że Ukraina cały czas ma te same potrzeby. - Trzeba nam więcej broni, nic się nie zmieniło. Poza tym: nawet moje dziecko wie, że musimy kontrolować niebo, by ta wojna skończyła się dla nas pomyślnie. Na razie brakuje nam zasobów, niestety - ocenia.
- Nie wiem, kiedy to się skończy, nawet o tym nie rozmawiamy. Wojna trwa bardzo długo, ale końca nie widać. Na pewno jednak nikt z nas nie myśli w stylu: oddamy Rosji teren, poddamy się. Nie. Walczymy do końca o całe nasze terytorium - mówi nam zawodnik.
Tęskni za Polską
Piłkarz wyjechał na Ukrainę sam, bez rodziny. Jak mówi - nie wie, kiedy wróci do Polski. - Życie w Kijowie toczy się normalnie. Ludzie chodzą do pracy, dzieci do szkół. Są otwarte sklepy, restauracje. Do wszystkiego możesz się przyzwyczaić. W przypadku syreny alarmowej chowamy się do schronów. A później wychodzimy i normalnie funkcjonujemy. Tyle że jest duży niepokój - komentuje.
- Czasem oglądam jeszcze mecze Cracovii, chciałbym wrócić do Polski, bo świetnie się tam czułem. Ale na razie jest to niemożliwe. Walczymy, ale jest bardzo trudno - mówi.
- Rodzina została w Krakowie, ja nie mogę opuścić Ukrainy. Przynajmniej oni są bezpieczni w Polsce. Moja córka ma 10 lat i rozumie, o co chodzi. Powiedziałem jej wprost co i jak i przez kogo jest wojna. Uczę ją, że Rosjanom nie można wierzyć: nigdy, w żaden sposób. Wszystko, co oni robią, nie mieści się w głowie - kończy Ołeksij Dytiatjew.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty
Zobacz też:
Dramat polskiego mistrza. "Wiem, że umieram, ale się nie poddam"
Zieliński zabrał głos po brutalnym faulu. "Dostałem cios"