Mecz Aston Villi z Legią Warszawa w Lidze Konferencji Europy został przyćmiony przez to, co działo się pod stadionem w Birmingham. Na ulicach doszło do zamieszek, a obrazki z nich obiegły całą Europę. Są ranni, a kilkudziesięciu fanów Legii zostało aresztowanych (więcej TUTAJ).
Jak doszło do tego, że kibice Legii nie weszli na Villa Park i jak te wydarzenia wyglądały z perspektywy naocznego świadka? Czy zamieszki były efektem ograniczenia w dostępności biletów dla kibiców Legii?
Mniej biletów
- Legia mówi, że było to nagłe zmniejszenie puli biletów, ale 2 listopada w komunikacie Aston Villa podkreślała, że zmniejszy liczbę wejściówek do tysiąca, co było też pokłosiem wydarzeń z Alkmaar - przypomina Jacob Tanswell z "The Athletic".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: latający Manuel Neuer. To robi wrażenie!
- Problem Legii jest taki, że cały czas nie podobała się jej ta decyzja i nawet w tygodniu meczu starała się o wpuszczenie większej liczby kibiców. Więc klub powinien powiedzieć swoim fanom, że ma tylko tysiąc biletów, zanim ci zaczęli planowanie podróży z wyprzedzeniem - dodaje dziennikarz z Birmingham.
- Oficjele z Legii twierdzą, że w tym tygodniu rozmawiali z władzami Aston Villi i odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo na meczu, aby zaproponować bardziej szczegółowe rozwiązanie. Klub chciał 1700 biletów, co stanowiłoby spory wzrost i ostatecznie stanęło na tysiącu - komentuje nasz rozmówca.
I rzuca nowe światło na sprawę: - Kiedy 2 listopada składano wniosek o zmniejszenie liczby biletów, miano na uwadze potencjalne problemy z przepustowością przy dużej liczbie fanów i dlatego też nastąpiła redukcja przyznanych miejsc. Prośba o ich zwiększenie nie została zaakceptowana przez Aston Villę, UEFĘ i osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo - podkreśla nasz rozmówca.
Gęsta atmosfera
Atmosfera była nietypowa jak na mecze piłkarskie. Polacy przylatujący do Birmingham już dzień przed spotkaniem relacjonowali w sieci, że na lotnisku byli przepytywani co do celów swojego przyjazdu.
Dziennikarz "The Athletic" przyznaje, że w dniu meczu coś wisiało w powietrzu. - Już od popołudnia było czuć spore napięcie, wokół stadionu było dużo policji - przyznaje i dodaje: - Główne wydarzenia, o których mówimy, miały miejsce na Witton Lane pomiędzy jedną z trybun, a trybuną północną, przy której był parking, na którym byli kibice Legii.
- Stamtąd też były rzucane race i inne przedmioty. Aresztowano 46 osób, czterech policjantów zostało rannych, jeden z nich został zabrany do szpitala. W dodatku ucierpiały dwa policyjne psy i dwa konie - relacjonuje.
Dzień po wydarzeniach w Birmingham trudno wskazać, co do nich doprowadziło. - Trudno ocenić, kto ponosi za to odpowiedzialność. Jeśli posłuchasz wypowiedzi obu stron, zobaczysz bardzo duży kontrast pomiędzy nimi - przyznaje Tanswell.
- Legia mówi, że angielska policja prowokowała, była brutalna i krzywdziła kibiców. Druga strona mówi, że policja zna zachowania kibiców Legii z przeszłości i musiała ich kontrolować, bo przecież musi pilnować bezpieczeństwa lokalnych fanów, czy też nie dopuścić do spotkania obu stron. Był duży bałagan, co pewnie było spowodowane tłumem kibiców - mówi nasz rozmówca.
Czytaj też:
Podolski o nietypowej lidze w Niemczech, wielkim otwarciu w Zabrzu i sytuacji Górnika
Lewandowski będzie miał problem?