Odkopali im trupa - relacja z meczu Ruch Chorzów - Jagiellonia Białystok

Takiego festiwalu na stadionie przy Cichej chyba nie spodziewał się nikt. Przed meczem wiele mówiło się o sile ofensywnej obu drużyn, ale zarazem zwracano uwagę na fakt, że zarówno Niebiescy jak i Jaga nie tracą wielu goli. W efekcie w niedzielne popołudnie na stadionie w Chorzowie padło... siedem bramek.

Spotkanie dawnych kolegów z zespołu Ruchu zakończyło się pogromem drużyny prowadzonej przez Michała Probierza. - Przegrać po takiej grze, to nie jest wstyd - pocieszał młodszego kolegę trener Niebieskich Waldemar Fornalik. I miał rację. Białostoczanie zostawili po sobie przy Cichej bardzo dobre wrażenie. I chyba tylko Tiago Cionek oraz Grzegorz Sandomierski nie będą mile wspominali gry w Chorzowie.

Wszak dla golkipera Jagi, tak jak zapowiadaliśmy przed meczem, pojedynek przy Cichej miał być "catharsis", a okazał się "odkopaniem trupa". Sandomierski po raz ostatni w ekstraklasie skapitulował w maju 2008 roku, gdy walcząca o uniknięcie barażów Jaga przegrała z Ruchem 0:4. Po półtora roku reprezentant młodzieżówki, z passą 549 minut bez straconego gola, znowu przyjechał na Cichą i już po kwadransie licznik Sandomierskiego zatrzymał się.

Piłkę na prawej stronie otrzymał, wracający do zespołu po pauzie za nadmiar żółtych kartek, Krzysztof Nykiel, podał do Artura Sobiecha, który przyjął piłkę i z siedemnastu metrów huknął w samo okienko bramki gości. - Ostatnio kilka osób zarzucało mi, że niepotrzebnie przyjmuję piłkę. Okazało się, że dobrze robię - cieszył się "Abdul".

Odpowiedź gości mogła być natychmiastowa. W 20 minucie, po kornerze piłkę w kierunku bramki uderzył jeden z pomocników przyjezdnych, a stojący metr przed bramką Tomasz Frankowski wpakował ją do siatki. Okazało się jednak, że "Franek" był na spalonym i arbiter słusznie gola nie uznał. Można jednak było odczuć, że to nie ostatnie słowo Jagi. Zespół Michała Probierza w obronie grał niepewnie, ale w ataku prezentował się dużo korzystniej i w 25 minucie dopiął swego. Najlepszy w szeregach Jagiellonii Kamil Grosicki minął kilku chorzowian i podał do byłego zawodnika Ruchu Remigiusza Jezierskiego Doświadczony zawodnik w sytuacji sam na sam z Krzysztofem Pilarzem umieścił piłkę w bramce i tym samym zakończył passę Niebieskich bez straconego gola na własnym stadionie w bieżących rozgrywkach. Była to zarazem pierwsza bramka jaką Niebiescy stracili w Chorzowie w ekstraklasie od momentu, gdy ten zespół przejął Waldemar Fornalik.

Na kolejną bramkową okazję jednej z drużyn nie trzeba było długo czekać. W 30 minucie po dośrodkowaniu aktywnego Wojciecha Grzyba Andrzej Niedzielan trafił z dwóch metrów w bramkarza Jagi. Jednak co się odwlecze... Sześć minut później Ruch znowu prowadził. Piłkę przed polem karnym, po dalekim zagraniu Nykiela źle przyjął Cionek, futbolówkę przejął szybki Niedzielan i wpadł w pole karne. Wychodzący z bramki bramkarz Jagi skrócił kąt i mający mało miejsca do strzału "Wtorek" uderzył w bramkarza. Jednak piłkę przejął czujny Sobiech, zwodem położył na ziemię interweniującego Andriusa Skerlę i strzałem pod poprzeczkę zdobył swojego drugiego gola w meczu.

To nie był koniec emocji w tej części meczu. Przed przerwą jeszcze Sobiech mógł podwyższyć wynik, ale uderzając z pola karnego przestrzelił. Gdy do tego dodamy nie wykorzystaną okazję Niedzielana w pierwszych minutach spotkania oraz szybkie tempo gry obu drużyny, będziemy mieli obraz świetnego widowiska przy Cichej, którego pierwszą część mocnym akcentem zakończyli chorzowianie.

W 44 minucie Grzyb dośrodkował, piłka przeszła na drugą stronę pola karnego, gdzie futbolówkę ponownie w pole karne chciał wrzucić Łukasz Janoszka. Jednak "Ecikowi" piłka zeszła z nogi i... wpadła "za kołnierz" Sandomierskiemu. 3:1 do przerwy, a w drugiej odsłonie kibice również oglądali doskonały mecz.

Jagiellonia postawiła wszystko na jedną kartę. Białostoczanie zagrali trójką w obronie, Ruch się cofnął, czyhając na kontry. Po niespełna kwadransie goście trafili do siatki chorzowian. Podawał Grosicki, piłkę bardzo ładnie przyjął w polu karnym, wprowadzony po przerwie, Marco Reich i strzelił płasko do siatki. Odpowiedź Niebieskich był natychmiastowa. Z piłką biegł Niedzielan, ale nie wiedział któremu partnerowi zagrać. Ostatecznie "Wtorek" zdecydował się na strzał z dystansu i futbolówka przy słupku wpadła do bramki.

Po takim ciosie Jaga podnieść się już nie mogła, ale należy przyznać, iż białostoczanie walczyli do końca. - Nie wiadomo jakby się ułożyło to spotkanie, gdybyśmy szybko nie odpowiedzieli golem na 4:2 - zastanawiał się trener Niebieskich.

Po zdobyciu czwartego gola przez chorzowian obydwa zespoły stworzyły sobie jeszcze kilka dobrych okazji. Więcej mieli ich Niebiescy, wszak goście przez cały czas skoncentrowani byli na ofensywie, pozostawiając z tyłu niewielu zawodników. Momentami można było odnieść wrażenie, że zespoły grają bez linii pomocy. Spotkanie było tak szybkie, że obydwa zespoły momentami nie nadążały z poukładaniem swoich formacji.

Tuż przed końcem regulaminowego czasu gry Ruch po raz piąty "ukąsił" gości. Zagraną przez własnego obrońcę piłkę przejął Niedzielan, który wyprzedził dwóch defensorów Jagi i strzałem po ziemi pokonał Sandomierskiego. Była to swoista zemsta "Wtorka" na defensorach z Białegostoku za zachowanie Cionka, który uderzył kilka minut wcześniej Niedzielana, za co ten drugi otrzymał... żółtą kartkę. - Dostałem po prostu w pysk od niego. Ale sam sobie zaszkodził, bo to mnie jeszcze bardziej zmotywowało i zdobyłem kolejnego gola w meczu - cieszył się Niedzielan.

I tylko część kibiców, która wcześniej opuściła stadion przy Cichej (czy z teatru wychodzi się przed zakończeniem świetnej sztuki?) może żałować, że nie widziała ostatniego gola w meczu.

Ruch wygrał kolejny pojedynek na własnym stadionie. Niebiescy stracili pierwsze gole u siebie, ale takie straty są wkalkulowane w piłkę nożną i powinny przynieść więcej plusów niż minusów. Jagiellonia zaś po pogromie w Chorzowie musi spokojnie przeanalizować swoje błędy i zastanowić się czy momentami prowokacyjna gra niektórych piłkarzy (Cionek, Hermes, Bruno) ma sens. I jeszcze jedno. W Białymstoku w najbliższym okresie, przechodząc w okolicach Grzegorza Sandomierskiego nie można wypowiadać słów: Chorzów, Cicha, Ruch. Wszak z trup został znowu wykopany.

Ruch Chorzów - Jagiellonia Białystok 5:2 (3:1)

1:0 - Sobiech 15'

1:1 - Jezierski 25'

2:1 - Sobiech 36'

3:1 - Janoszka 44'

3:2 - Reich 59'

4:2 - Niedzielan 60'

5:2 - Niedzielan 89'

Składy:

Ruch Chorzów: Pilarz - Nykiel, Grodzicki, Sadlok, Brzyski - Grzyb, Baran, Straka, Janoszka (74' Zając) - Sobiech (85' Pulkowski), Niedzielan (90+2' Balaz).

Jagiellonia Białystok: Sandomierski - Lewczuk, Cionek, Skerla, Norambuena - Jezierski (64' Pawłowski), Hermes (74' Gevorgyan), Bruno, Jarecki (46' Reich) - Grosicki, Frankowski.

Żółte kartki: Sobiech, Niedzielan (Ruch) oraz Hermes (Jagiellonia).

Sędzia: Marek Karkut (Warszawa).

Widzów: 8500.

Najlepszy piłkarz Ruchu: Andrzej Niedzielan

Najlepszy piłkarz Jagiellonii: Kamil Grosicki

Piłkarz meczu: Andrzej Niedzielan (Ruch Chorzów).

Statystyki:

Ruch - Jagiellonia I połowaII połowaŁącznie
Gole 3:1 2:1 5:1
Strzały 8:4 6:8 14:12
Strzały celne 6:3 4:5 10:0
Strzały niecelne 2:1 2:3 4:4
Rzuty rożne 0:1 2:1 2:2
Faule 5:9 9:7 14:16
Spalone 0:1 1:0 1:1
Słupki/poprzeczki 0/0:0/0 0/1:0/0 0/1:0/0
Kartki 1:1 1:0 2:1
Żółte kartki 1:1 1:0 2:1
Czerwone kartki 0:0 0:0 0:0
Źródło artykułu: