FC Barcelona ostatnich tygodniach przeżywa trudności. Przed niedzielnym meczem z Atletico Madryt zajmuje dopiero 4. lokatę w tabeli La Ligi. Czy najbardziej palącym problemem Blaugrany faktycznie jest forma Roberta Lewandowskiego? A może prawdziwych przyczyn kłopotów Barcy należy szukać zupełnie gdzie indziej?
Odpowiedzi na te pytania udzielił WP SportoweFakty Joan Carrillo, szkoleniowiec pochodzący z Katalonii, który ma na koncie pracę w sztabie m.in. Espanyolu Barcelona u boku Mauricio Pochettino. Później współpracował również z Paulo Sousą na Węgrzech, a w 2018 roku trenował Wisłę Kraków.
Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Interesująco rozwija się ten sezon La Liga, choć niekoniecznie dla kibiców FC Barcelony...
Joan Carrillo: Jak dotąd, niespodzianką sezonu w La Liga jest zespół Girony. Trenerowi Michelowi udało się przekonać piłkarzy do tego, by grać futbol radosny, dynamiczny, ofensywny. Z kolei Real Madryt stracił Karima Benzemę, z powodu kontuzji wypadł im Thibaut Courtois, ale "Królewscy" zawsze są na swoim miejscu. Jeśli chodzi o Atletico Madryt, to Diego Simeone zbudował zespół bardzo mocny w grze defensywnej, a jednocześnie z kilkoma graczami, którzy przeżywają swój świetny moment, jak Antoine Griezmann. Tymczasem FC Barcelona ma dość istotne problemy, zwłaszcza gdy spojrzymy na wyniki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za talent! Miss Euro szokuje umiejętnościami
Barcelona miała grać futbol atrakcyjny dla oka. Zespół miał wygrywać, ale też zwracano uwagę na to, w jakim stylu miał osiągać te rezultaty. Tymczasem zdarzają im się w tym sezonie spotkania, w których wpadają w poważne kłopoty. Gdy zespół ma mieć wysokie posiadanie piłki, a tak naprawdę nie kreuje sytuacji, sytuacja robi się skomplikowana. Mieli pecha z kilkoma kontuzjami ważnych graczy, jak Pedri czy ostatnio Gavi. Jednak wielkim problemem obecnej Barcelony jest kwestia tożsamości.
Czy ostatni mecz z FC Porto w Lidze Mistrzów może być dla Barcelony punktem zwrotnym? Mimo problemów zapewnili sobie awans do dalszej fazy rozgrywek.
Oglądałem mecz Barcy z FC Porto. Portugalski zespół nastręczył Blaugranie dużo problemów. Gdyby tam padł remis, to nie można byłoby się dziwić. Barca nie pokazała się w tym starciu jako zespół naprawdę solidny. Nie sądzę, by tu było rozwiązanie kłopotów Barcelony. Teraz zespół Xaviego ma przed sobą trudny terminarz: najpierw starcie z Atletico, a zaraz potem konfrontacja z Gironą. Blaugrana osiągnęła pierwszy cel minimum, czyli awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Gdyby tego nie udało się zrealizować, to byłaby katastrofa dla katalońskiego klubu, zwłaszcza na poziomie finansowym.
Teraz trzeba jednak poczekać, jak Barca zaprezentuje się w tych dwóch najbliższych starciach ligowych. One pokażą tak naprawdę formę tej drużyny. Barcelona ma graczy z wielkim talentem, jak Joao Felix czy Joao Cancelo. Teraz jednak czeka ich bój z ekipą z samego topu La Liga. To jest moment, kiedy trzeba powiedzieć: znalazłem rozwiązanie. Do tej pory było dużo zmian w składzie Barcy, zwłaszcza w strefie obronnej. Przykład: Xavi ściągnął Joao Cancelo teoretycznie do gry na pozycji prawego obrońcy, a z Porto grał na lewej flance. Podsumowując: Barcelona obroniła pierwszą piłkę meczową, awansowała w LM, ale nadal jest w kryzysie tożsamości.
Pojawiają się wątpliwości co do formy Roberta Lewandowskiego. W zeszłym sezonie miałam okazję na żywo oglądać jego debiut w Barcelonie. Rozpierała go pozytywna energia. Teraz wygląda na to, że takiej energii mu brakuje. Zamiast tego pojawia się frustracja.
Jest jeszcze jedna zmiana. My w Hiszpanii mówimy, że jak zawodnik jest w świetnej fazie swojej dyspozycji, to jak uderzy nawet tyłkiem, to i tak zdobędzie gola. Natomiast trzeba przyznać, że teraz Lewandowski nie ma tych okazji zbyt wiele, by w ogóle uderzać na bramkę. W meczu z Porto nie dostawał piłek. Jakby "Lewy" dostawał 10 dobrych podań, to by z tego ustrzelił hat-tricka. Dla napastnika najważniejsze jest, by ktoś mu te piłki dostarczał. A tego obecnie brakuje.
Czyli problem jest bardziej złożony? Wydaje się też, że fani Barcelony więcej spodziewali się po współpracy między Ilkayem Gundoganem i "Lewym".
W meczu z Porto rzeczywiście nie było chyba żadnego dobrego podania od Gundogana do Lewandowskiego. Ta współpraca z Pedrim też nie wygląda optymalnie. Jeżeli od pomocników brakuje prostopadłych podań, brakuje dostarczania piłek, trudno oczekiwać, by napastnik strzelał bramki.
W Polsce Lewandowski jest jednak mocno krytykowany. Mówi się, że rozczarowuje, że zbliża się do emerytury itd. Jak to wygląda z perspektywy hiszpańskiej?
To nie jest tak. Napastnicy mają swoje serie, to jasne. Lewandowski nie musi jednak bezustannie udowadniać swojej klasy, już to zrobił w przeszłości - najpierw w Borussii Dortmund, potem w Bayernie Monachium. Udowadniał, że ma jakość i umiejętności, by regularnie trafiać do siatki. To nie jest gracz na dorobku. Nie ma co kwestionować jakości Lewandowskiego. Jest obecnie w fazie, gdzie mu tej skuteczności brakuje, ale też nie dostaje wystarczającej liczby podań od kolegów. Gdyby dostawał 10 podań i 10 razy pudłował, to rzeczywiście można byłoby rzec: cholera, może fizycznie jest coś z tym graczem nie tak, albo mentalnie nie jest z drużyną. To nie jest jednak ta sytuacja.
Jednym z najważniejszych ciosów dla Barcelony był ostatnio uraz Gaviego. To rzeczywiście tak fatalna wiadomość dla Xaviego, jak się to przedstawia?
Gdybyśmy mówili o innym klubie, np. o Gironie, to byłby gigantyczny problem. Nie mają bowiem porównywalnej jakości na ławce. Natomiast jak wypada zawodnik w Barcelonie, to jednak ta kadra jest wystarczająco szeroka, by sobie z tym poradzić. W poprzednim sezonie wypadł Pedri i zespół mimo to zdobył mistrzostwo. Jestem zwolennikiem szukania rozwiązań, a nie znajdywania wymówek. Oglądam Barcelonę i ten zespół w tym sezonie wcale nie gra dobrze. Barca nie kreuje okazji podbramkowych i to nie jest problem związany z brakiem Gaviego. Jak Blaugrana przegrywała z Szachtarem, to przegrywała z Gavim w składzie. To nie jest kwestia jednego czy drugiego zawodnika. Jak koncentrujemy się na jednym piłkarzu, to znaczy, że szukamy wymówek. A musimy zamiast tego znaleźć rozwiązanie problemu: tak, by zespół grał bardziej przekonująco.
Niedzielny rywal Blaugrany, czyli Atletico, to zespół trenowany od 2011 roku przez tego samego szkoleniowca - Diego Simeone. Jaki jest jego sekret?
Atletico wygrywa, bo gra lepszą piłkę - pod względem ofensywnym czy defensywnym. Nie dlatego, że ma jakiegoś super gracza. W przeszłości Barca miała najlepszego piłkarza na świecie, czyli Leo Messiego, a nie wygrywała wszystkiego. Wygrywa bowiem zespół. I na to właśnie stawia Diego Simeone, ale też Carlo Ancelotti w Realu. Oni nie uzależniają się od jednego zawodnika. Kiedy w zeszłym roku Real wygrywał Ligę Mistrzów, mówiono, że to dlatego, że miał najlepszego bramkarza, czyli Courtois i supersnajpera - Benzemę. Teraz Real nie ma już Benzemy, z racji urazu stracił Courtoisa, a jest liderem La Liga i ma komplet zwycięstw w Lidze Mistrzów. Dlatego w kontekście Barcelony najbardziej by mnie nie martwiło to, że Lewandowski chwilowo nie strzela goli, bo on je zacznie na nowo strzelać. Tylko właśnie brak tożsamości.
Czyli piłka teraz jest przede wszystkim po stronie trenera Barcy, czyli Xaviego? To on musi znaleźć remedium na problemy?
Zwłaszcza że ma naprawdę bardzo dobrą kadrę w tym sezonie. Szukano "pod niego" piłkarzy. Trudno mi teraz uznać usprawiedliwienie "rywale przeciwko nam murują bramkę". Oczywiście, że to robią. Jesteście Barceloną. To ty musisz znaleźć plan, by jednak wygrać taki mecz. Jak będziesz rywalizować np. z Alaves, to jest jasne, że oni będą się głównie bronić. Barcelona po prostu nie gra obecnie dobrze. Tracą sporo goli, a jednocześnie mają problem w kreacji. Taka jest brutalna rzeczywistość. Niezależnie od tego, że Gavi złapał kontuzję, że Lewandowski nie strzela, nie ma co szukać wymówek.
To fakt, że w zeszłym sezonie zarzucano Xaviemu, że szuka usprawiedliwień nawet w tym, że w jednym z meczów za mocno świeciło słońce.
Tak, albo że boisko było nieodpowiednie. To, co tak naprawdę powinno martwić w kontekście Barcelony, to fakt, że ten zespół wcale nie jest mocny. Zobaczymy, jak poradzą sobie z testem przeciwko Atletico, a potem z Gironą. Jeżeli Blaugrana pokona tych rywali, to dyskusje o kryzysie się skończą. Jeśli nie, to ten kryzys stanie się jeszcze bardziej znaczący. To trudny egzamin. Zwłaszcza że te dwie ekipy zupełnie inaczej grają w piłkę. Atletico to zespół świetnie zorganizowany w grze defensywnej i w kontratakach, skompaktowany. Girona z kolei wierzy w futbol bliższy filozofii Barcelony czy Manchesteru City. Jeżeli Barca nie pokona tych dwóch drużyn, to znaczy, że nie jest obecnie w stanie wygrywać ani z drużyną reprezentującą zupełnie przeciwną do jej własnej filozofię futbolu, ani z taką, która w teorii gra piłkę podobną, jak Blaugrana. Wówczas by to oznaczało, że problem jest naprawdę poważny.
Pańskim ostatnim miejscem pracy było CD Lugo. Jakie ma pan teraz plany?
Jestem teraz w domu, w Katalonii, oddaję się oglądaniu piłki nożnej. Zobaczymy, kiedy pojawi się dla mnie odpowiedni projekt, by móc wrócić do trenowania. Na ten moment nie mam nic wyklarowanego. Zobaczymy, kiedy znajdzie się zespół, który mi zaufa, a ja będę mógł dać z siebie to, co najlepsze.
Rozważa pan ponowny wyjazd do pracy poza Hiszpanią?
Bardzo by mi się podobała taka opcja. Chętnie wrócę do trenerskiej pracy niezależnie czy w Hiszpanii, czy poza nią. Jestem na bieżąco m.in. z tym, co dzieje się w polskiej piłce. W Jagiellonii Białystok gra teraz kilku zawodników, których znam, w tym oczywiście Jesus Imaz, ale też Jose Naranjo, z którym pracowałem w AEK Larnaka. Śledzę też mecze Legii, widzę, że w rozgrywkach ligowych nie idzie im najlepiej. Oglądałem też w tym sezonie mecz Lecha Poznań, czy Śląska Wrocław.
Polska liga mi odpowiada. Wiem, że to liga bardzo fizyczna, ale są tu zawodnicy o wysokiej jakości. To, czego brakuje, to czasem odpowiednia organizacja gry. Tak, by dotrzeć do zawodnika, by wiedział, co ma robić, jak ma to robić i dlaczego ma coś robić. Mam wrażenie, że w Polsce zdarzają się zespoły, które nie wiedzą, po co grają w dany sposób. Chodzi o to, by przekonać piłkarza do swojej wizji.
Z kolei w Wiśle Kraków, pańskim byłym klubie, występuje obecnie dwóch hiszpańskich graczy, z którymi niedawno miał pan okazję pracować w CD Lugo: Angel Baena i Marc Carbo.
Z moich czasów w Wiśle został chyba tylko Vullnet Basha. Natomiast co do wspomnianej dwójki, to są to gracze bardzo pracowici. Carbo to zawodnik potrafiący grać na dużej intensywności, technicznie pewny, choć nie taki, który będzie ci zapewniał asysty. Dobrze funkcjonuje w grze kombinacyjnej, choć nie jest to piłkarz robiący różnicę w meczach. Baena z kolei - moim zdaniem - wciąż ma przed sobą decyzję, gdzie ostatecznie chce grać: na skrzydle czy w ataku. Dobrze radzi sobie z piłkami kierowanymi na wolną przestrzeń. Jest szybki, przebojowy. Na skrzydle moim zdaniem czasem brakuje mu umiejętności wygrania pojedynku jeden na jeden. To nie jest typ, który kilkukrotnie przedrybluje czterech rywali i trafi do siatki. Dobrze sobie jednak radzi w grze zespołowej i szukaniu przestrzeni. Dla mojej drużyny byli niewątpliwie przydatni. Jeśli chodzi o Wisłę, to staram się pamiętać tylko te dobre rzeczy z mojego tam pobytu. Pamiętam udane mecze, jakie rozegraliśmy, wsparcie kibiców i ludzi pracujących w klubie.
Skoro tak dobrze orientuje się pan nadal w polskich realiach: zaskoczyło pana, że reprezentacja Polski rozstała się już z drugim selekcjonerem z Portugalii? Wcześniej zakończyła się współpraca z Paulo Sousą, czyli szkoleniowcem, w którego sztabie pan kiedyś pracował. Ostatnio z kolei pożegnano Fernando Santosa.
Trzeba przede wszystkim szukać odpowiedniego profilu trenerskiego. Takiego, który byłby odpowiedni, by zaadaptować się do pracy z polskimi piłkarzami oraz do polskiego futbolu. To jest wyzwanie dla dyrektora sportowego danej federacji. Na pewno nie jest dobra sytuacja, jeśli kogoś zatrudnia się tylko za nazwisko. Wtedy może być bowiem tak, że jego preferowany sposób gry nie przystaje do zawodników. Prawda jest jednak taka, że nie znam głębiej polskiej sytuacji i nie mogę się wypowiadać. Natomiast generalnie jest tak, że jak idę na targ i wiem, że szukam pomarańczy, to nie daję się zwieść, gdy ktoś mi woła: "hej, mamy super pomidory, spróbuj!" Jeśli wiem, że potrzebuję pomarańczy, to nie dam sobie wcisnąć pomidorów.
Justyna Krupa, dziennikarka WP SportoweFakty
Trzęsienie ziemi w Wiśle. "Sobolewski na to nie zasłużył"
"Bardzo trudne drużyny". Jest głos z PZPN po losowaniu grup Euro