Czesław Jakołcewicz (ŁKS Łomża): Cóż można powiedzieć przy 4:0? Na pewno nie zasłużyliśmy na taką porażkę. Rozegraliśmy najlepszy mecz, od kiedy jestem trenerem w Łomży. Jest to przewrotne, bo graliśmy naprawdę dobry mecz. Stworzyliśmy kilka sytuacji, których niestety nie wykorzystaliśmy. Przez pierwsze dwadzieścia minut drugiej połowy to my byliśmy stroną przeważającą, a Arka miała problemy w tym momencie. Oczywiście, ja się liczyłem z tym, że kontry Arki będą bardzo groźne i choć mój zespół przegrał 4:0, ja muszę pochwalić go za grę dzisiaj. Widzieliście Państwo, że graliśmy naprawdę ciekawą piłkę, świetny mecz. Świetny mecz dla kibiców. Ja zawsze byłem za Arką Gdynia od wielu, wielu lat i życzę im żeby awansowali, bo im się to po prostu należy, ale jestem pod wrażeniem gry swojego zespołu. Przy tych trzech bramkach pod koniec spotkania nie mieliśmy nic do stracenia, wpuściłem trzeciego napastnika, chcieliśmy szukać punktów nawet z Arką i byliśmy blisko tego. Co prawda w ciągu kilku minut straciliśmy trzy bramki, ale ja tego nie widziałem (śmiech). To jest najgorsze, bo rzeczywiście nie było nic widać. Chciałbym jeszcze raz pogratulować swojemu zespołowi za fajną postawę, że stworzyli fajne widowisko, że graliśmy momentami jak równy z równym. Dla nas zbliżają się teraz dwa kluczowe mecze, bo grać będziemy z zespołami z dołu tabeli, ale dzisiejszy mecz pokazał, że w tym zespole jeszcze jest nadzieja i ci chłopcy potrafią grać w piłkę. Gratuluję trenerowi, gratuluję Arce, gratuluję kibicom, bo to aż fajnie patrzeć, miło słuchać, miło oglądać i przebywać na takim stadionie jak tu w Arce i życzę Wam z całego serca, żebyście awansowali.
Moim zdaniem nie powinno się dziś grać, bo nie było nic widać. Nie wiem, jak z pozycji kibica, ale ja z mojej pozycji nie widziałem, kto po drugiej stronie boiska biega. Przekazałem tylko swoim zawodnikom, żeby podnosili rękę, jak ktoś chce zejść, bo widziałem tylko jak sylwetki biegały. Jak padły bramki kompletnie nie widziałem. Ale trudno, nie chcę się usprawiedliwiać. Fajnie by było, jakbyśmy ten mecz mogli kiedy indziej dokończyć, bo przegrywaliśmy 1:0 i mogłoby się to inaczej potoczyć, a tak dostaliśmy trzy gole i ja mogę ubolewać nad tym.
Robert Jończyk (Arka Gdynia): Potwierdzam słowa, które powiedział mój kolega. Łomża zagrała naprawdę bardzo dobre spotkanie w drugiej połowie, bo nie miała wyjścia – też musi osiągnąć swoje cele w lidze i te punkty są jej potrzebna jak rybie woda. W związku z tym scenariusz był do przewidzenia, że nas zaatakują i to był moment przełomowy, bo nie wiadomo było, jak się ta szala przeważy, bo gdyby padła kontaktowana bramka, to nie wiadomo, jak to się mogło jeszcze potoczyć. Myśmy faktycznie mieli problemy z opanowaniem gry w pierwszych minutach drugiej połowy, bo nasz przeciwnik atakował nas z bardzo dużą determinacją. Brakowało opanowania, przechwycenia piłki, posiadania tej piłki. Ale również do przewidzenia było to, że ta gra jest ryzykowna i przy tak szybkich zawodnikach Arki, zwłaszcza przy Wachowiczu, potem wprowadziłem specjalnie Chmiesta, bo liczyłem na kontrataki, gdyż Łomża będzie otwarta i to powinno przynieść pożądany efekt. Co prawda Chmiest nie strzelił bramki, ale muszę go pochwalić za to wejście. Cieszę się z tego zwycięstwa, bo zawodnicy potwierdzili swoją dyspozycję, swoje zaangażowanie i swoje ambicje.
Ja byłem trochę przerażony, bo mam przykre doświadczenia z mgłą, gdyż w pamiętnym meczu ekstraklasy, gdy Cracovia grała z Koroną przyszła jeszcze większa mgła i to nagle, niespodziewanie. My, prowadząc 2:1 w kompletnej mgle, straciliśmy dwie bramki i przegraliśmy 2:3. Bałem się tego scenariusza, bo przypadek mógł decydować, jaki będzie wynik, przy czym z perspektywy boiska było wszystko widać, ponieważ ja tylko nie widziałem narożników po drugiej stronie, po przekątnej i sędzia moim zdaniem podjął słuszną decyzję.
Autor: Arkadiusz Skubek