Od maja Dawid Nowak był kontuzjowany i dopiero niedawno wrócił do trenowania z zespołem, jednak jak sam podkreśla, brakuje mu jeszcze sił na pełne 90' minut biegania po zielonych murawach polskich stadionów. "Dawidek" po raz pierwszy po 5 miesiącach przerwy pokazał się bełchatowskim kibicom w meczu ze Śląskiem Wrocław. Zagrał 12 minut, gola nie zdobył, ale widać było po jego zachowaniu na murawie, że w przerwie spowodowanej kontuzją nie stracił instynktu napastnika.
W kolejnym meczu, z Polonią Warszawa, Nowak zaliczył kolejne 12 minut i zagrał poprawnie. W Sosnowcu, w meczu z Cracovią popularny "Ula" w ogóle nie wystawił Nowaka argumentując to większą potrzebą obrony wyniku, niż wzmocnienia linii ataku. Po tym spotkaniu w zawodniku zaczęła wzbierać złość.
-Na każdym treningu daję z siebie wszystko, fizycznie na pewno nie czuję się gorszy od kolegów. No ale nie gram... A przecież była mowa, że jak tylko wrócę do pełnej dyspozycji, to będę rozgrywał przynajmniej w całości drugie połowy. - mówił jeszcze tydzień temu sfrustrowany napastnik bełchatowian.
I w końcu przyszedł mecz przełomowy dla gwiazdy Bełchatowa. W ostatniej kolejce, w meczu z Arką Gdynia, "Dawidek" dostał szansę zagrania dłużej niż tylko kwadrans w spotkaniu o stawkę. Wszedł na boisko w 57' minucie gry i już 5 minut później mógł cieszyć się ze zdobycia pierwszej w tym sezonie bramki dla GKS-u. Gol ten był o tyle ważny, że dał gospodarzom kolejne trzy punkty do tabeli i pozwolił przełamać się młodemu napastnikowi.
Mimo dobrej postawy, piłkarz nie był z siebie do końca zadowolony, gdyż jak sam powiedział w pomeczowym wywiadzie, powinien strzelić nie tylko jedną a 3 bramki.
Wszyscy, którzy sympatyzują z GKS cieszą się, że w końcu Dawid Nowak strzelił bramkę, i co najważniejsze, że w końcu Dawid Nowak jest zdrowy. Kto wie, może w Bełchatowie znowu modne stanie się hasło: tak czy owak Dawid Nowak? Na pewno wszyscy kibice górniczego klubu bardzo by sobie tego życzyli.