Szacunek dla Jagiellonii - rozmowa z Wojciechem Grzybem, pomocnikiem Ruchu Chorzów

Jednym z motorów napędów Niebieskich od początku sezonu jest były kapitan Ruchu Chorzów Wojciech Grzyb. W meczu z Jagiellonią wychowanek klubu z Cichej zaliczył asystę przy golu Łukasza Janoszki. Ostatecznie 14-krotni mistrzowie Polski zwyciężyli 5:2.

Michał Piegza: Tak wysoka wygrana z Jagiellonią może zaskakiwać. Co było kluczem do zwycięstwa?

Wojciech Grzyb: Przede wszystkim ogromna determinacja i walka na boisku o każdą piłkę. W meczu bardzo dużo biegaliśmy. A wracając do samego rezultatu, to wynik oczywiście cieszy zarówno nas jak i naszych wspaniałych kibiców. Natomiast spotkanie mogło się również podobać oglądającym mecz w telewizji widzom w całej Polsce.

Kibice nie pamiętają kiedy po raz ostatni w ekstraklasie Ruch strzelił pięć bramek.

- Rzeczywiście. Bardzo dawno nie strzeliliśmy tylu goli, ale i dawno tylu bramek u siebie nie straciliśmy. W końcu ten moment musiał przyjść, gdy nasz golkiper skapituluje przy Cichej. Myślę, że dzięki temu zeszło pewne ciśnienie, które było na liniach defensywnych i bramkarzu. Ale strzelić pięć goli to nie lada sztuka. Potwierdzamy, że w tej rundzie jesteśmy w świetnej dyspozycji, gdzie nawet tak dobry zespół jak Jagiellonia, który do tej pory podobnie jak my stracił w sezonie siedem goli, w Chorzowie musiał kapitulować aż pięć razy. Taka sytuacja musi budzić szacunek.

To Jagiellonia zagrała słabiej w defensywie czy po prostu to Ruch jest mocny w ataku?

- Nie jestem od oceny gry przeciwników. Mogę oceniać swój zespół i siebie. W krótkiej pogadance z naszym byłym kolegą z zespołu Remkiem Jezierskim zgodziliśmy się, że na dzień dzisiejszy jesteśmy lepszy zespołem od Jagiellonii. I to było widać na boisku. Na pewno po naszej stronie był atut własnego boiska. Ważne było, że goście chcieli grać w piłkę.

Co było kluczem do wygranej?

- Staraliśmy się grać skrzydłami i to w pierwszej połowie przyniosło efekty. Po przerwie trafialiśmy do siatki po indywidualnych akcjach, ale myślę, że w meczu nie możemy przyczepić się do gry żadnej naszej formacji.

Jak już wcześniej wspomniałeś Ruch stracił pierwsze gole w bieżącym sezonie na własnym stadionie. Jednak pięć bramek chyba rekompensuje te straty?

- Remik Jezierski świetnie się zachował przy pierwszym golu. Myśmy chyba ułatwili mu trochę zadanie. Jagiellonia zbyt łatwo weszła w nasze pole karne. Możemy w każdym meczu tracić po dwie bramki jeżeli będziemy strzelać pięć. Ktoś mądrze powiedział po spotkaniu do Krzyśka Pilarza, że teraz nikt nie będzie nam już liczył tej passy bez straconego u siebie gola.

Wierzyliście, że Grzegorza Sandomierskiego da się pokonać. Przecież od sześciu meczów zachowywał czyste konto?

- Czułem, że jego passa zostanie przełamana. I okazało się, że miałem rację. Chyba jednak nikt się nie spodziewał, że puści pięć goli. Ostatnio na tym stadionie w barwach Jagiellonii dostał cztery gole, teraz pięć razy wyciągał piłkę z siatki. Myślę, że Cicha po takich wydarzeniach będzie mu się śnić w koszmarach.

Z trybun można było odnieść wrażenie, że strata bramek was nie załamywała. Wręcz przeciwnie. Na gola Jagiellonii odpowiadaliście dwoma trafieniami. Czuliście się dzisiaj mocniejsi?

- Gdy straciliśmy bramkę wiedzieliśmy, że nic wielkiego się stało. Bardzo szybko udowodniliśmy to sobie i... Sobiech strzelił drugiego gola. Później, jeszcze przed przerwą, trafiliśmy po raz trzeci. Była to niezwykle ważna bramka. W szatni mówiliśmy sobie, że jest 0:0 i żebyśmy się nie "podpalili". Paradoksalnie kwadrans po przerwie straciliśmy ważną bramkę. Jednak znowu się podnieśliśmy i zdobyliśmy kolejne dwa gole, więc nasz ogromny wysiłek został zwieńczony sukcesem. Muszę jednak po raz kolejny przyznać, że mamy duży szacunek dla Jagiellonii za to, że chciała grać w piłkę. Wszyscy widzieli, że nie przyjechali do nas murować bramki, ale atakować. Gdy tylko zostawiło im się trochę miejsca do gry, to już się robiło groźnie. Przecież Remik Jezierski jest stworzony do gry kombinacyjnej. Podobnie Tomek Frankowski i Kamil Grosicki, którzy są naprawdę groźni i w meczu z nami to udowodnili. Wydaje mi się jednak, że z rozpędzonym Ruchem mało kto by miał w niedzielę szansę na dobry wynik.

Teraz przed wami mecz z Lechem, a później u siebie z Koroną Kielce, która chyba nie zagra tak otwartej piłki jak Jagiellonia?

- Być może tak właśnie będzie. Nie wiem co zrobią, ale oglądając nasze spotkanie z Jagiellonią być może przyjadą do nas i zamurują bramkę. Oby tak się nie stało. My cały czas staramy się jak najlepiej robić to, co do nas należy. Cieszy, że strzeliliśmy pięć bramek zespołowi, który podobnie jak my do tej pory świetnie grał w defensywie.

Źródło artykułu: