To było dziwne zakończenie pierwszej części sezonu. FC Barcelona grała z bardzo słabą Almerią i… miała mnóstwo kłopotów. Wprawdzie Duma Katalonii wygrała ostatecznie 3:2, ale najadła się sporo strachu. Robert Lewandowski gola nie strzelił, ale zaliczył asystę przy decydującej bramce Sergiego Roberto.
I choć był to ostatni mecz o punkty Barcelony w tym roku, to przed tym zespołem jeszcze jedno, dziwne spotkanie. Dziwne, bo z punktu widzenia sportowego nikomu w klubie niepotrzebne.
O co więc chodzi? Jak nie wiadomo o co, to wiadomo, że o pieniądze. W amerykańskim Dallas Barcelona, w nocy z czwartku na piątek polskiego czasu (od 3:00), zmierzy się w towarzyskim meczu z Club America z Meksyku.
W podróż trwającą kilkanaście godzin w jedną stronę drużyna ruszyła… prosto ze stadionu, zaraz po meczu z Almerią. No i właśnie, sedno sprawy polega na tym, że za ten mecz kataloński klub otrzyma 5 milionów euro.
Trzeba odrabiać straty z Ligi Mistrzów
To kwota, która ma spore znaczenie dla borykającej się z problemami finansowymi Barcelony, stąd decyzja władz klubu, że trzeba lecieć. Wcześniej zastanawiano się jeszcze nad odwołaniem tego spotkania, ale o wyprawie zadecydowały dwie, niewkalkulowane, porażki w Lidze Mistrzów. Szachtar i Antwerpia zabrały Barcelonie nie tylko sześć punktów, ale właśnie 5 mln euro, bo w tych rozgrywkach trzy punkty wyceniane są na 2,5 mln euro.
Tak naprawdę wyprawa do Dallas jest więc odrabianiem finansowych strat. Ale czy trzeba na nią "ciągnąć" najbardziej doświadczonych piłkarzy? No, tu litości nie ma. W umowach na tego typu mecze organizatorzy zawsze starają się wymóc, aby znane zespoły pojawiały się w najsilniejszym składzie. W końcu za to płacą. A widzowie chcą oglądać Lewandowskiego, a nie piłkarzy drugiego planu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: o Polaku wciąż pamiętają. Zapisał się w historii klubu
Stąd więc obecność na liście powołanych polskiego napastnika. Ale… Tu dochodzimy do kluczowej kwestii. Choć wyprawa do Dallas w takim terminie nie jest zapewne szczytem marzeń Polaka, to z kuluarów dopływają do nas dobre wieści na jego temat. I nie chodzi już o potyczkę z Meksykanami, która nie ma większego znaczenia. Chodzi o przyszłość kapitana kadry.
Jak wiadomo, Polak jest w Hiszpanii pod dużą presją, a niektórzy katalońscy dziennikarze wysyłają go już do Arabii Saudyjskiej. Co na to Lewy? Przede wszystkim, z tego co słyszymy, Polak jest bardzo spokojny. Sam podkreśla, że fizycznie czuje się bardzo dobrze, a to przecież podstawa. Według Roberta, jedyne czego brakuje to skuteczności. A jeden-dwa gole powinny sprawić, że forma strzelecka powróci.
Lewandowski nie panikuje
Dlatego właśnie Lewandowski nie panikuje, a mecz z Almerią jest tego dowodem. Lewy nie spóźniał się do piłek, rywale go nie wyprzedzali. Polak oddał sześć strzałów i zaliczył kilka ładnych podań. Jeśli ścigał się z obrońcą, to właśnie Lewy był z reguły o ułamek szybszy. To ma być dowód na to, że poziom fizycznej formy kapitana kadry znów/wciąż jest na wysokim poziomie. Tak to właśnie widzi sam Robert i to dobry znak, bo zimowa przerwa wcale nie jest taka długa.
Po powrocie z USA piłkarze Barcelony dostają wolne, ale wracają do zajęć już 28 grudnia. 4 stycznia czeka ich ligowy mecz z Las Palmas, a trzy dni później spotkanie w Pucharze Króla. A wracając do formy fizycznej RL9. To właśnie dlatego, o czym pisały WP SportoweFakty, Polak chciał lecieć na mecz Ligi Mistrzów z Antwerpią, mimo że nie znalazł się na pierwotnej liście przygotowanej przez Xaviego. Polak nie czuł i nie czuje się zmęczony, a żadne parametry czy wyniki badań nie wskazują na to, że nagle się "zestarzał".
Na Amerykę czy Saudyjczyków ma jeszcze czas
A co do przyszłości, to podejście Lewandowskiego się nie zmieniło. Polak nie myślał i wciąż nie myśli o mega ofertach z Arabii Saudyjskiej. Bardzo dobrze czuje się w Barcelonie i zamierza w niej dograć nie tylko ten sezon, ale i następny. A potem? Aż tak daleko wybiegać w przyszłość się nie da. Oczywiście, Arabia Saudyjska czy właśnie amerykańska MLS majaczą gdzieś na horyzoncie, ale w tym momencie można napisać z dużą dozą pewności, że to wciąż odległa kwestia. Według naszych informacji mierzona bardziej w latach niż w miesiącach.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty