[tag=2800]
Robert Lewandowski[/tag] nie przyjechał na Galę Mistrzów Sportu, którą - jak co roku - zorganizowała redakcja "Przeglądu Sportowego". I raczej nie żałuje. Musiałby się bowiem zmierzyć ze wzrokiem setek zaproszonych gości i setek tysięcy (a może i milionów) Polaków przed telewizorami. Każdy chciałby zobaczyć, jak sportowy terminator przyjmuje na klatę jedną z największych porażek w swoim życiu.
Nie, nie chodzi tutaj o porażkę sportową. Brak - po raz pierwszy od 2010 roku (!) - miejsca w czołowej dziesiątce plebiscytu na najlepszego Sportowca Roku nie należy odczytywać w tej kategorii. To wyraźny sygnał od kibiców: nie akceptujemy tego, co się działo w ostatnich 12 miesiącach.
A działo się wiele. I niestety w większości negatywnego. Symbolicznie fatalna passa rozpoczęła się od przestrzelonego rzutu karnego w pierwszym meczu mistrzostw świata w Katarze (tak, jeszcze w 2022 roku), z Meksykiem. Styl gry reprezentacji też nie pomógł kapitanowi naszej kadry. Kibice wybaczyliby jednak taką postawę (w końcu awansowaliśmy z grupy po raz pierwszy od 36 lat). Nie wybaczyli natomiast tego, co się działo poza boiskiem - afery premiowej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękne chwile. Arkadiusz Milik w roli głównej
Lawirowanie, zbywanie pytań, brak konkretnej reakcji - Lewandowski jako kapitan tego okrętu przez wiele tygodni nie był w stanie uderzyć się w pierś, przeprosić Polaków za to, że zamiast myśleć o kolejnych meczach, to wraz z kolegami dzielił miliony, które obiecał im premier Mateusz Morawiecki.
Nie był w stanie również stanąć - po blamażu w eliminacjach Euro 2024 z Mołdawią - przed kamerą TVP i jako przywódca Biało-Czerwonych zmierzyć się z trudnymi pytaniami. Na pożarcie został wysłany Jan Bednarek. Jak to się skończyło? Szkoda gadać (więcej znajdziesz TUTAJ >>).
Lewandowski wolał udzielić wywiadu Mateuszowi Święcickiemu, w którym zarzucił swoim kolegom, że mają problem - delikatnie mówiąc - z presją i odpowiedzialnością. Dolał oliwy do ognia. Na kilka dni przed arcyważnym spotkaniem z Albanią. Przegranym spotkaniem.
Te wszystkie wpadki okołosportowe wybiły tym bardziej, że rok 2023 był kiepski sportowo, jak na dotychczasową karierę Lewandowskiego. Owszem, mistrzostwo Hiszpanii czy tytuł króla strzelców La Ligi coś znaczą, ale generalnie polski napastnik zdobył najmniej goli od 9 lat. A o wiele częściej fachowcy mówili o kryzysie, niż zachwycali się jego formą.
Za to wszystko Polacy wystawili mu słony rachunek. Pokazali mu żółtą kartkę. Bo tak należy rozpatrywać braku miejsca w czołowej "10" plebiscytu. Fachowcy zastanawiali się czy będzie czwarty, czy może bardziej ósmy... A tutaj taki - jak to określił dziennikarz Canal Plus Janek Kałucki - plaskacz!
90 procent głosujących w naszej ankiecie poparło taką decyzję. Ich zdaniem dobrze się stało, że Lewandowskiego zabrakło w TOP-10 (TUTAJ znajdziesz więcej szczegółów >>).
Ale to dopiero żółta (choć bardzo wyraźna, niektórzy powiedzieliby, że... pomarańczowa) kartka. Przed czerwoną może jeszcze się wybronić. Przecież wiadomo, że "łaska kibiców na pstrym koniu jeździ".
Wygrane marcowe baraże, dobry występ na mistrzostwach Europy 2024, kilka ważnych bramek dla Barcelony, a co najważniejsze powrót starego, dobrego Lewandowskiego w kontaktach z kibicami i karta się odwróci. Piłkarz w przyszłym roku znów powalczy o czołową pozycję, a być może zostanie nawet po raz czwarty Sportowcem Roku.
A jeżeli nic się nie zmieni? To będziemy świadkami upadku kolejnego sportowego pomnika. Na razie posługując się pięściarską nomenklaturą Lewandowski jest liczony. Może jeszcze wstać i kontynuować walkę.
Marek Bobakowski
dziennikarz WP SportoweFakty