Lewandowski obrywa pomidorami od tłumu [OPINIA]

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Robert Lewandowski doszedł do pułapu nieosiągalnego dla polskiego piłkarza. A gdy lekko się potknął, szybko pożegnał się ze statusem świętego. Dziś obrywa pomidorami od sfrustrowanego tłumu.

Lewandowskiemu na pewno nie jest przyjemnie obserwować, co dzieje się wokół niego, ale w pewnym sensie był na ten moment przygotowany. W zakulisowych rozmowach kapitan reprezentacji Polski już dużo wcześniej przewidział taki scenariusz. Kilka lat temu, w szczycie formy, podczas nieoficjalnego spotkania z grupą dziennikarzy powiedział: - Wiem dobrze, że jeżeli przestanę strzelać gole, szybko zmieni się opinia na mój temat - przyznał wtedy, czym kompletnie zaskoczył towarzystwo. Bo przecież kto mógłby sądzić, że kibice aż tak bardzo zapomną o tych wielkich wyczynach, kiedy na całym świecie gratulowano nam, że jesteśmy z kraju "Lewego".

Tymczasem lata świetnych występów Lewandowskiego na najwyższym poziomie coraz szybciej zanikają w świadomości kibica. Dobrze obrazuje to wynik ostatniego plebiscytu na Sportowca Roku "Przeglądu Sportowego" i telewizji Polsat. "Lewy" nie załapał się nawet do pierwszej dziesiątki. W ogólnej klasyfikacji nominowanych długo szorował po dnie, ostatecznie zajął 17. miejsce - między innymi za golfistą, kajakarkami czy snowboardzistą.

Kibice nie ocenili poprzedniego roku na podstawie sportowych sukcesów Lewandowskiego. To był manifest, bunt, upust emocji fanów za ostatni fatalny rok reprezentacji Polski.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gola zapamięta do końca życia. Co tam się stało?!

Przepaść. Tyle głosów dostał Lewandowski w plebiscycie

A przecież, przypomnijmy: kapitan kadry zmienił klub na jeden z najbardziej elektryzujących w Europie, z Barceloną po czterech latach przerwy zdobył mistrzostwo kraju (także Superpuchar Hiszpanii), a na dodatek wygrał wyścig o koronę króla strzelców La Liga z innym świetnym snajperem Karimem Benzemą. I to nie o gola, ale kilka bramek różnicy.

Lewandowski znalazł się w dziwnym punkcie kariery. Dziś ocenia się go za wszystko, ale często za mało istotne detale. Wytyka mu się nie tylko złe przyjęcie piłki lub niecelne podanie w meczu, ale także złą minę czy gestykulację do kolegi z zespołu. Do miana dramatu podnosi się jego każdy kolejny mecz bez gola w klubie i reprezentacji. W świecie mediów społecznościowych szydzi się nawet z tego, że piłkarz tańczy z żoną podczas przyjęcia.

Coraz częściej pluje się na człowieka, który przez lata był inspiracją dla ludzi z różnych środowisk zawodowych w kraju. A to nadal ten sam chłopak, który przebił mur i pokazał, że sukces może osiągnąć każdy. Bez nadzwyczajnego talentu, "pleców" w branży czy zasobnego portfela rodziców. I to wszystko mimo ciosów już na początku drogi: po odrzuceniu przez Legię w momencie groźnej kontuzji oraz wczesnej śmierci ojca.

Przypomnijmy: Lewandowski został gwiazdą Bayernu Monachium - jednego z najlepszych klubów w Europie. Wygrał Ligę Mistrzów, dwukrotnie wygrał plebiscyt FIFA Best na najlepszego piłkarza, był o krok od sięgnięcia po Złotą Piłkę, pobił w Bayernie tyle rekordów, że nie sposób ich zapamiętać. Strzelił w jednym sezonie więcej goli niż legendarny w Monachium i historii Bundesligi Gerd Muller, czego nie mógł dokonać nikt przez prawie pół wieku. Przez lata ciągnął również na swoich barkach reprezentację Polski, wprowadzając ją na cztery duże turnieje.

Lewandowski stał się wizytówką Polski na arenie międzynarodowej. Miał ogromny wpływ na to, że Polak przestał kojarzyć się w Niemczech przede wszystkim z cwaniakiem-złodziejaszkiem. Zainspirował w kraju masę młodych zawodników, ale idę o zakład - także ludzi spoza sportu. Stał się namacalnym dowodem na to, że Polak może wyznaczać trendy na świecie.

To dalej bardzo dobry piłkarz, może już nie "kosmita" lub maszyna do strzelania goli, jak przez niemal dziesięć ostatnich lat, ale jednak - wielki sportowiec.

Ostatni rok był dla Lewandowskiego trudny i bolesny. Zaczęło się od wyraźnego spadku formy przed mundialem w Katarze. Na wizerunku "Lewego" zaczęły pojawiać się rysy: zaczynając od afery premiowej i pokrętnych tłumaczeń, przez prostowanie memów, do głośnego wywiadu na początku sezonu, w którym uderzył między innymi w zawodników kadry.

Ludzie zaczęli go inaczej postrzegać ze względu na konflikt z byłym agentem Cezarym Kucharskim. Reprezentacja kompromitowała się w meczach eliminacji Euro 2024, skandale otaczały federację, a Lewandowski, jako twarz polskiej piłki, najbardziej obrywał.

Po ludzku jestem w stanie zrozumieć, że tego wszystkiego naraz Lewandowski po prostu mógł nie dźwignąć. Może byłoby mu łatwiej, gdyby miał o kilka lat mniej i dalej prezentował formę sprzed dwóch, trzech lat.

Pewna era się kończy i trudno dyskutować z faktami. Lewandowski jest już innym piłkarzem. Potrafi zagrać bardzo dobrze, zachwycić golem, świetnym podaniem, ale zdarzać się to będzie coraz rzadziej. W meczu w Tiranie z Albanią złapałem się na tym, że pisząc relację ze stadionu, pierwszy raz od bardzo dawna nie użyłem nawet nazwiska naszego kapitana.

Z jednej strony "Lewy" może narzekać na brak kreowania szans przez kolegów w Barcelonie i kadrze. Z drugiej, powiedzmy szczerze, stopniowo zatraca dotychczasowe punkty stałe, czyli: utrzymanie się przy piłce, zastawkę, szybkość reakcji.

Maciej Żurawski mówił kiedyś, że "starzenie się piłkarza" przychodzi nagle. Niby wszystko wygląda tak samo, ale ułamki sekund decydują, że strzał blokują obrońcy.

Nie pamiętam jednak, który polski piłkarz, gdy miał 35 lat, był kluczowym zawodnikiem topowego i legendarnego klubu w Europie.

Perspektywa postrzegania Lewandowskiego mocno się zmieniła. Zaczął on dzielić kibiców jak partie polityczne wyborców, zapanowała w tym względzie jakaś przedziwna psychoza.

W 2006 roku Ebi Smolarek zajął szóste miejsce w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" po nieudanym mundialu w Niemczech i kilku strzelonych w sezonie golach dla Borussii Dortmund (w kolejnym roku był drugi za udane eliminacje i historyczny awans polskiej kadry na Euro 2008). Lewandowski po bardzo solidnym minionym roku znalazł się dopiero na końcu drugiej dziesiątki rankingu.

Robert Lewandowski doszedł do pułapu nieosiągalnego dla polskiego piłkarza. A gdy lekko się potknął, szybko pożegnał się ze statusem świętego. Dziś obrywa pomidorami od sfrustrowanego tłumu. Jestem przekonany, że gdy całkowicie zejdzie ze sceny, bardzo szybko zatęsknimy za graczem choćby pokroju tej późniejszej, już słabszej wersji Roberta Lewandowskiego.

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty

Za nami Gala Mistrzów Sportu! Poznaliśmy najlepszego sportowca 2023 roku

Mocne słowa o wycofaniu dotacji dla PZPN

Źródło artykułu: WP SportoweFakty