Jagiellonia Białystok jest liderem PKO Ekstraklasy na niespełna pół sezonu przed końcem rozgrywek. Jeszcze kilka miesięcy temu taka sytuacja wydawała się scenariuszem rodem z filmu fantasy. Zespół miał duże problemy i długo walczył o pozostanie na najlepszym ligowym poziomie. Trener Adrian Siemieniec odmienił go jednak w niesamowity sposób i uczynił najatrakcyjniej grającym w Polsce.
Klub z Podlasia nieoczekiwanie stał się głównym kandydatem do mistrzostwa. Niby sielanka trwa, ale... No właśnie. Zakłóciła to niedawna porażka u siebie z Lechem Poznań (1:2). Drużyna nie wykorzystała dużej szansy na odskoczenie rywalom w tabeli. Kibic mógł przeżyć swego rodzaju "deja vu" z ostatnich lat, gdy szkoleniowcami byli Michał Probierz i Ireneusz Mamrot.
Zjedzeni przez presję?
Jagiellonia czterokrotnie w historii realnie liczyła się w walce o mistrzostwo Polski. Pierwszy raz działo się to w sezonie 2010/11, gdy zespół prowadzony przez Probierza był rewelacją rundy jesiennej i skończył ją jako lider tabeli. Start po przerwie zimowej był jednak fatalny i w ciągu kilku tygodni stało się jasne, że sensacyjnego tytułu nie będzie. Ostatecznie skończyło się ledwo obronionym 4. miejscem, które dało przepustkę do europejskich pucharów.
ZOBACZ WIDEO: Jakub Błaszczykowski odpowiada na trudne pytania przed premierą swojego filmu
Kolejna okazja do "gry o tron" pojawiła się po czterech latach. Jagiellonia po powrocie Probierza znowu była zaskoczeniem, a po świetnym początku rundy wiosennej mogła objąć prowadzenie w lidze. Nieoczekiwanie jednak przegrała u siebie z Koroną Kielce (1:2), a później na wyjeździe z Lechem Poznań (0:2) i do końca rozgrywek taka szansa już się nie pojawiła. Na osłodę pozostało pierwsze podium w dziejach klubu.
Oczywiście w obu powyższych przypadkach wpływ na końcowy rezultat białostoczan miało sporo innych czynników. Jako te newralgiczne można by wymienić choćby sprzedaż Kamila Grosickiego zimą 2010 roku czy zaskakująco dużą liczbę błędów sędziów na niekorzyść zespołu w kluczowych sytuacjach w sezonie 2014/15. Przyglądając się dokładniej meczom nie sposób jednak nie zauważyć, że w najważniejszych momentach zawodziły głowy piłkarzy w większości niedoświadczonych grą o taką stawkę.
Lider, który parzył
Dwie największe szanse na mistrzostwo Polski Jagiellonia zaprzepaściła w sezonach 2016/17 i 2017/18. W pierwszym przypadku zespół znowu notował nadspodziewanie dobre wyniki pod wodzą Probierza. Zauważalny był jednak pewien schemat. Zazwyczaj kiedy udawało się objąć pozycję lidera tabeli to jakość gry się pogarszała, a za tym nie raz rozczarowały także i same rezultaty meczów. Ostatecznie po szalonym spotkaniu z Lechem Poznań (2:2) skończyło się niby historycznym, ale tak naprawdę tylko wicemistrzostwem.
Rok później sytuacja białostoczan była nieco inna. Drużyna prowadzona już przez Mamrota kapitalnie weszła w rundę wiosenną i po serii pięciu efektownych zwycięstw została okrzyknięta głównym kandydatem do tytułu, ale wkrótce coś się popsuło. Wyraźny regres formy spowodował niespodziewane porażki i dość szybko nastąpiła strata prowadzenia w tabeli, a później zespół kilkukrotnie zawiódł kiedy rywale dali okazję do jego odzyskania. Regularnie wygrywać zaczął dopiero na finiszu rozgrywek, ale wtedy już nie było kolejnej okazji aby przeskoczyć z drugiej na pierwszą pozycję.
- Dla mnie z obecnej perspektywy byłego już piłkarza nie ma wątpliwości, że lepiej jest być liderem niż gonić za nim - mówi nam Ivan Runje, który był jedną z kluczowych postaci Jagiellonii we wspomnianym okresie. - Ja dużo lepiej się czułem, gdy byliśmy na szczycie. To daje dużą przewagę mentalną nad rywalami, rośnie pewność siebie. Jeżeli wygrasz w takich okolicznościach to możesz tylko zyskać. Dodatkowo wiesz, że nawet jeśli zdarzy się jakiś błąd i stracisz punkty to ten za tobą i tak będzie pod presją. Od niego jeszcze bardziej się oczekuje, on wtedy musi wygrać. A jak coś musisz to wtedy nacisk psychiczny tylko wzrasta - dodaje.
"Chyba większej szansy już naprawdę nie będzie"
Runje odszedł z Jagiellonii na początku ubiegłego roku po tym, gdy kontuzja zmusiła go do zakończenia kariery. Nadal jednak utrzymuje kontakt z zespołem i ogląda mecze, a w jego wypowiedziach czuć mocne związki z klubem i otoczeniem. - Myślę, że ta drużyna jest najlepsza w historii. Ostatni rok to coś niesamowitego - zachwyca się.
- Pierwsza część sezonu była świetna, od startu sezonu Jaga pokazuje naprawdę wysoką dyspozycję. Dominuje każdego przeciwnika, z łatwością tworzy sytuacje i zazwyczaj pewnie wygrywa. Bardzo przyjemnie się na to patrzy. Oczywiście zobaczymy jak będzie na koniec, ale szansa jest ogromna. Kilka lat temu Lech, Legia Warszawa czy nawet Lechia Gdańsk grały na dobrym poziomie, a obecnie czołówka ma kryzys. Ostatnio obejrzałem mecz zespołu ze stolicy w europejskich pucharach i był wręcz dramatyczny. Klub z Poznania nie gra stabilnie, wygląda średnio. Nawet Raków Częstochowa ma słabszy okres. Wszystko wydaje się być po naszej stronie - nie kryje dalej Chorwat.
Runje nie ma wątpliwości, że Jagiellonia jest gotowa na mistrzostwo Polski i nie ma obaw o to czy jej piłkarze są w stanie psychicznie wytrzymać walkę o taki cel. - Moja drużyna 5-6 lat temu również była świetna i pewność siebie w niej podobnie duża, ale jednak nie graliśmy z taką łatwością. Można spokojnie powiedzieć, że chłopaki pokazują zdecydowanie najlepszy futbol w Polsce i jeśli teraz nie zdobędą tego tytułu to chyba większej szansy już naprawdę nie będzie - kończy.
Mecz Jagiellonii z Ruchem Chorzów w sobotę o godz. 15. Transmisję telewizyjną przeprowadzi stacja Canal+ Sport, a relację tekstową będziecie mogli śledzić na naszym portalu TUTAJ.
Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty