Pareikę polscy kibice dobrze znają. W latach 2011-13 występował w Wiśle Kraków, rozegrał w jej barwach 64 spotkania w Ekstraklasie (łącznie zaś 88), w 2011 r. zdobył z nią mistrzostwo Polski.
Był także bramkarzem reprezentacji Estonii, w której zagrał w 65 spotkaniach. Między innymi przeciwko Polsce. 15 sierpnia 2012 r. Estończycy nieoczekiwanie pokonali w Tallinie Biało-Czerwonych 1:0 w meczu towarzyskim (był to debiut Waldemara Fornalika).
21 marca 2024 r. obie reprezentacje spotkają się ponownie, a stawka będzie zdecydowanie większa - awans do finału baraży o Euro 2024. Tym razem gospodarzem będą Polacy, którzy nie tylko z tego powodu uważani są za wyraźnych faworytów (Estonia zajmuje 123. miejsce w rankingu FIFA).
ZOBACZ WIDEO: Barcelona ma kolejny wielki talent. Po tym golu komentator aż krzyczał
Sergei Pareiko twierdzi, że jego reprezentacja może sprawić niespodziankę na PGE Narodowym w Warszawie. Kreśli nawet pewien scenariusz.
- Wiem, że Polska będzie pod ścianą, a Estonia stanie przed sporą szansą. Jeżeli naszej drużynie udałoby się doprowadzić na przykład do serii rzutów karnych, to mogłoby być różnie - stwierdził Pareiko w rozmowie z tvpsport.pl.
Zdaniem Pareiki kluczowa będzie pierwsza połowa. Jeśli Estończycy przetrwają ją z korzystnym rezultatem, to z każdą minutą ich szanse na sprawienie sensacji będą rosnąć.
- Powiem tak: najwięcej zależeć będzie od wyniku pierwszej połowy. Nasz bramkarz (w ostatnich meczach eliminacyjnych między słupkami stał Karl Jakob Hein - przyp. red.) potrafi bronić karne, ale Wojciech Szczęsny jest przecież świetnym golkiperem. Ma ogromne doświadczenie, nie tylko w seriach rzutów karnych, ale też w takich ważnych meczach. Dla Polski to "mecz roku", dla Estonii to po prostu duża szansa - dodał Pareiko.
Przypomnijmy, że zwycięzca spotkania Polska - Estonia zagra w finale baraży o awans na mistrzostwa Europy. Jego gospodarzem, 26 marca, będzie zwycięzca drugiego półfinału: Walia - Finlandia.
Czytaj także: Lewandowski zapytany o reprezentację. Jasny cel Polaka
Czytaj także: Znowu są nim zachwyceni. Lewandowski na okładce