Latem ubiegłego roku Lechia Gdańsk przeszła kadrową rewolucję. Pozbyto się zawodników zamieszanych w spadek z PKO Ekstraklasy, wymieniono niemal wszystkich. Jednym z nowych piłkarzy gdańskiego zespołu został Louis D'Arrigo. Australijczyk, młodzieżowy reprezentant swojego kraju, który nigdy wcześniej nie wyjeżdżał ze swojego kraju.
Miał spokojne życie w Australii, mieszkał z rodzicami i nie musiał się o nic martwić. Przeprowadzka do Polski wszystko zmieniła. Trzeba było zacząć samodzielne życie w zupełnie innym kraju, tysiące kilometrów od rodziny, pamiętać o płaceniu rachunków i codziennych sprawach. Na boisku jeszcze jest dość średnio, ale on sam pozostaje optymistą.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty: Zagrałeś w dwunastu meczach Lechii w tym sezonie, ale tylko dwa razy od 1. minuty. Jesteś zadowolony z pierwszego półrocza w Polsce?
Louis D'Arrigo, australijski piłkarz Lechii Gdańsk: Początek był trudny, bo dołączyłem do zespołu w trakcie sezonu, ale jestem pozytywnym człowiekiem, staram się motywować kolegów na każdym kroku. Nie jest łatwo wejść do zespołu, który dobrze funkcjonuje i wywalczyć sobie miejsce w składzie. Bo jeśli coś działa dobrze, to po co to zmieniać? Ja jednak każdego dnia ciężko trenuje, bo nigdy nie wiesz, kiedy nadejdzie twoja szansa.
ZOBACZ WIDEO: "Awaria transmisji". Ludzie przecierali oczy ze zdumienia
Dlaczego Lechia?
Było wiele powodów. Jednym z głównych było to, że chciałem zagrać na tym pięknym stadionie i być częścią zespołu, którego celem jest powrót do ekstraklasy. Lechia jest dużym klubem w Polsce i zasługuje nie tylko, by być w ekstraklasie, ale by walczyć w europejskich pucharach.
To nie tak, że pojawiła się propozycja z Lechii i z miejsca powiedziałem "tak". Musiałem się chwilę zastanowić, bo jednak trzeba było zostawić rodzinę i przyjaciół. Z perspektywy czasu nie żałuję tego ruchu. Na razie mieszkam tu razem z dziewczyną, ale za miesiąc po raz pierwszy przyjeżdżają moi rodzice.
To musisz im powiedzieć, żeby zabrali ze sobą kurtki zimowe.
Chcieli przyjechać wcześniej, ale pogoda w Polsce trochę ich odstraszyła. Dla nich zimno oznacza plus dwanaście stopni, a nie minus pięć. Na szczęście jest teraz trochę cieplej, więc mogą przyjechać, choć wiem, że może to być dla nich lekki szok.
Rodzice naciskali, żebyś wyjechał do Polski?
Oczywiście. Wspierają mnie na każdym kroku, są moimi największymi kibicami, wiele im zawdzięczam. Gdy tylko powiedziałem o propozycji z Lechii, to byli bardzo szczęśliwi.
Podobno miałeś obawy, czy wszyscy w zespole będą dobrze mówić w języku angielskim.
Trochę tak było, ale pozytywnie się zaskoczyłem już pierwszego dnia. W klubie każdy mówi po angielsku i nie ma żadnego problemu z barierą językową. Zostałem tu bardzo dobrze przyjęty. Nawet jeśli trener mówi na odprawach więcej po polsku, to od razu mamy wszystko tłumaczone na angielski. Wszystko rozumiem, zwłaszcza że jednym z trenerów jest Kevin Blackwell, który bardzo mi pomaga, jeśli nie złapię jakiegoś słowa.
Jakie to uczucie pierwszy raz w życiu zobaczyć śnieg?
To było przed derbami. Pamiętam, że dwa dni przed meczem wróciłem ze zgrupowania reprezentacji. Wysiadłem z samolotu i pierwszy raz zobaczyłem śnieg. Myślę sobie "wow". To było dla mnie coś zupełnie nowego. Ciężko grać w piłkę w takich warunkach. Nasz plan na mecz mogliśmy wyrzucić do kosza. To było ciekawe doświadczenie, ale teraz mogę powiedzieć, że jestem przyzwyczajony do niskiej temperatury i śniegu.
Dlaczego wybrałeś piłkę nożną? To nie jest sport numer jeden w Australii. Grałeś kiedyś w krykieta?
Nigdy. Zgadzam się, że futbol nie jest numerem jeden, ale jest u nas bardzo popularny. Zacząłem grać w piłkę w wieku pięciu lat, wtedy dołączyłem do pierwszego klubu. W domu jednak zawsze przewijał się ten sport. Moi rodzice byli kibicami, bo ich ojcowie nie widzieli świata poza piłką nożną. Pochodzę z bardzo piłkarskiej rodziny i może po prostu nie miałem wyboru. Ojciec grał w piłkę, ale bardziej amatorsko. Młodszy brat gra do dziś.
Piłka nożna w Polsce mocno się różni od tej w Australii?
Bardzo. Gra w Polsce jest dużo bardziej fizyczna, ale przede wszystkim u nas nie mogłeś spaść z ligi. Możesz grać dobrze i być w play-offach, a kiedy prezentujesz się gorzej, to nic się nie dzieje. Nie musisz się obawiać, że spadniesz. Trener może spróbować czegoś nowego, postawić na młodzież. To też był jeden z powodów, dla którego chciałem zmienić ligę. To zupełnie inny rodzaj presji. Chcę się bić o awans, a później walczyć o najwyższe miejsca w ekstraklasie.
Zaczęliście 2024 rok od dwóch zwycięstw z rzędu. Patrzycie w tabelę? Zastanawiacie się, co będzie za kilka miesięcy?
Nie patrzymy na to w ten sposób. Najbliższy mecz jest najważniejszy. Nie możemy daleko wybiegać w przyszłość, bo do końca sezonu daleka droga i dużo może się zdarzyć. Tak długo jak będziemy skupiać się na sobie, będziemy zdobywać kolejne trzy punkty i przechodzić do następnego etapu, czyli kolejnego przeciwnika.
Nie brakuje ci trochę liczb?
Oczywiście, że chciałbym strzelać gole, asystować, ale na pierwszym miejscu chcę pomagać zespołowi. Jeśli będę się dobrze prezentował na boisku, to i liczby przyjdą. Jestem o tym przekonany.
Mówiliśmy, że późno dołączyłeś do zespołu i straciłeś kilka spotkań na początku sezonu. Za miesiąc prawdopodobnie wyjedziesz na Puchar Azji do lat 23 i też nie będzie cię przez parę tygodni.
Wszystko zależy do selekcjonera. Rozmawiałem z nim i sam nie wiem, czy będę w kadrze. Mam nadzieję, że tak. Zdaję sobie sprawę, że przez to opuszczę kilka meczów Lechii, ale moim marzeniem jest udział w Igrzyskach Olimpijskich. Z drugiej strony chciałbym pomóc Lechii w awansie, więc stanę przed trudną decyzją, gdy przyjdzie powołanie.
W pierwszej reprezentacji jeszcze nie zadebiutowałeś.
To mój cel i marzenie numer jeden. Po to gram w piłkę od dziecka.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty