"Lewy" nie zachwycił, ale liczby go bronią. Lepszy od Messiego i Ronaldo [OPINIA]

PAP/EPA / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
PAP/EPA / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Barcelona tylko zremisowała z Athletic Bilbao, więc nie ma mowy o zadowoleniu w ekipie Roberta Lewandowskiego. Polak nie błyszczał, ale dane, które opublikowano przed meczem nie pozostawiają wątpliwości. Góruje nad największymi gwiazdami piłki.

W tym artykule dowiesz się o:

Ten sezon nie jest usłany różami, jeśli chodzi o Roberta Lewandowskiego, choć wydaje się, że najgorsze już za nim. Późną jesienią Polak był przez wielu odsyłany na emeryturę do Arabii Saudyjskiej, ale na wiosnę złapał formę i został nawet wybrany najlepszym piłkarzem ligi hiszpańskiej w lutym.

Seria kilku meczów z golem dała mu też chwilę wytchnienia, jeśli chodzi o media. To wszystko powoduje, że Robert ma możliwość nieco spokojniejszego podejścia do kolejnych meczów. A jeśli chodzi o ten z Athletic Bilbao, to ani nie był super w jego wykonaniu, ani jakiś bardzo słaby.

Lewandowski nie miał zbyt wielu sytuacji. Raz przestrzelił, raz został zablokowany. W meczu walki, bez wielu sytuacji dla żadnej ze stron, Robert był w sumie jak inni. Nieco bezbarwny. Ale...

Kilka godzin przed meczem portal Łączy Nas Piłka opublikował (posiłkując się danymi z transfermarkt) listę najskuteczniejszych piłkarzy z pięciu najlepszych lig za dziesięć ostatnich sezonów. Ta klasyfikacja na polskim kibicu powinna zrobić piorunujące wrażenie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ronaldo szaleje. Tylko zobacz, co zrobił na treningu

Otóż najskuteczniejszym piłkarzem za 10 ostatnich sezonów w top ligach jest właśnie on, Robert Lewandowski. Polski napastnik zdobył 407 goli w 478 meczach, licząc wszystkie rozgrywki. W tym samym czasie Leo Messi trafił do siatki 377 razy (w 458 spotkaniach), a Cristiano Ronaldo zdobył 350 goli (w 406 meczach).

To pokazuje jak wysoko zaszedł Lewandowski, ale też jakie są wobec niego oczekiwania. I choć, jak wspomniano, mecz z Bilbao był w jego wykonaniu taki sobie, to z jednego trzeba się cieszyć. Że kapitan reprezentacji Polski zakończył go w pełni sił.

A patrząc na wydarzenia boiskowe, zwłaszcza w pierwszej połowie, nie było to takie oczywiste. Lewandowski raz ucierpiał walcząc w polu karnym, ale dużo mniej szczęścia mieli jego koledzy de Jong i Pedri, którzy ze łzami w oczach opuszczali boisko, zdając sobie sprawę z tego, że urazy, które odnieśli mogą ich wykluczyć z gry na dłużej.

Hiszpańscy dziennikarze utyskiwali zwłaszcza nad Pedrim, podsumowując, że to już jego ósma (!) kontuzja, od kiedy zaczął grać dla Barcelony. Dziennik "Sport" przypomniał, iż aż sześć urazów pomocnika Barcelony miało charakter mięśniowy. A swoją drogą to coś, o czym słyszymy w kuluarach od pewnego czasu. Że młode talenty Barcy sypią się zdrowotnie, a "dziadek" Lewandowski albo się trzyma, albo leczy kontuzję szybciej niż młode wilki.

Lewandowski przetrwał w dobrym zdrowiu do końca i niedzielnego meczu (0:0), co ma ogromne znaczenie i dla Barcelony, i dla reprezentacji Polski. 12 marca Duma Katalonii zagra rewanż w Lidze Mistrzów z Napoli i musi wygrać, aby awansować (w pierwszym meczu padł remis 1:1). A utrzymanie się w Champions League jak najdłużej ma wielkie znaczenie. I sportowe, i finansowe.

O zdrowie Lewandowskiego drży również Michał Probierz, bo przecież już za trzy tygodnie dojdzie do meczów, które określą miejsce polskiej piłki na wiele najbliższych miesięcy. A im bliżej meczu z Estonia, tym większe znaczenie nawet od bramek Lewandowskiego będą miały doniesienia dla nas o stanie jego zdrowia. Na razie jest dobrze. I oby tak do meczu z Estonią.

Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty