[tag=42287]
Harry Kane[/tag] zanotował znakomite wejście do Bundesligi. Anglik świetnie odnalazł się w Bayernie Monachium i niemal z miejsca zaczął regularnie trafiać do siatki. Jego wyczyny strzeleckie są na tyle imponujące, że Niemcy błyskawicznie zaczęli nieco deprecjonować Roberta Lewandowskiego.
Polak oczywiście obecnie występuje już w Barcelonie, ale przez kilka lat w stolicy Bawarii napisał piękną kartę w historii niemieckiego futbolu. Szczególnie było tak w sezonie 2020/21, gdy pobił rekord bramek w jednym sezonie, który dotychczas należał do Gerda Muellera.
41 goli strzelonych w trakcie sezonu ligowego to świetny wynik, ale cały czas pojawiają się spekulacje, że Kane już w swoich debiutanckich rozgrywkach na niemieckiej ziemi go pobije. Nie jest od tego daleko, ale też nie jest aż tak blisko, jak mogłoby się wydawać.
Po 25 spotkaniach Anglik ma 30 trafień na koncie. Dla porównania, w pamiętnej kampanii 2020/21 na tym etapie Robert Lewandowski miał już 32 gole. W dodatku nie zagrał wtedy w jednym meczu, więc zrobił to w 24 meczach, a Kane dotychczas grał w każdym starciu.
Można powiedzieć, że Kane jest w dość komfortowej sytuacji, bo przecież musi strzelić 12 goli w 9 meczach, co raczej jest do zrobienia. Niedawno w rozmowie z portalem meczyki.pl na temat tego rekordu wypowiedział się sam Robert Lewandowski.
- Trochę kolejek do końca sezonu zostało, ale Kane strzela jak na zawołanie. Jego dorobek strzelecki robi wrażenie. Czy pobije mój rekord? Nie wiem, ciężko powiedzieć. I nie chodzi o to, czy chciałbym tego czy nie. Wiem z doświadczenia, że to nie jest takie łatwe. Jeżeli będzie zdrowy, to ten rekord jest w zasięgu - zaznaczył.
W tym miejscu warto przypomnieć okoliczności, w jakich polski napastnik do ostatniej kolejki walczył o przejście do historii. Wiosną 2021 roku doznał kontuzji w meczu reprezentacji z Andorą i nie zagrał w czterech kolejnych spotkaniach ligowych Bayernu. W związku z tym łącznie na przestrzeni całego sezonu nie zagrał w pięciu rywalizacjach w Bundeslidze.
Zatem w ostatecznym rozrachunku daje nam to 29 meczów i aż 41 goli. Nie da się przejść obojętnie wobec takiego wyniku, bo przecież jest on kosmiczny. Możemy tylko domniemywać, na ilu trafieniach zatrzymałby się wtedy "Lewy", gdyby nie ta feralna kontuzja.
To też zauważył kapitan reprezentacji Polski we wspomnianej już rozmowie z portalem meczyki.pl. - Strzeliłem 41 goli, ale patrząc na to, że zrobiłem to w 29 meczach, to jeszcze z większą dumą patrzę na ten rekord. Często tak myślałem w jego kontekście, a nie w takim, czy zostanie on pobity - mówił 35-latek.
Czytaj też:
"Barbarzyńskie ataki". Prezydent interweniuje ws. gwiazdy
Barcelona może wynagrodzić Yamala. Skrzydłowy następcą Lionela Messiego?
ZOBACZ WIDEO: Karetka na boisku, a piłkarze... dalej grali. Kuriozalne sceny na meczu