Smuda wypalił w swoim stylu. "Ludzie złoci, bez przesady"

Agencja Gazeta / Marcin Stepien / Na zdjęciu: Franciszek Smuda
Agencja Gazeta / Marcin Stepien / Na zdjęciu: Franciszek Smuda

- Przed barażami czuję podwójny spokój. To będzie spacerek. Nie ma mowy o żadnej wpadce - mówi nam były selekcjoner kadry Franciszek Smuda. I tłumaczy, dlaczego dawno nie był w akcji: - Wcześniej cały czas byłem na chodzie. Ale mnie złapało.

Walka o awans na Euro 2024 wkracza w decydującą fazę. O godz. 20.45 Polska zmierzy się z Estonią w Warszawie na PGE Narodowym. Finały baraży zaplanowano na 26 marca. Polacy - jeśli wygrają pierwsze spotkanie - zagrają wówczas na wyjeździe z Finlandią lub Walią.

- Pamiętam, że po wyjazdowej porażce z Mołdawią zastanawiałem się, czy ten mecz odbył się naprawdę. Teraz nie ma mowy o podobnej wpadce. Gładko pokonamy Estonię - przewiduje były trener Polaków, Franciszek Smuda. 
Dariusz Faron, dziennikarz Wirtualnej Polski: Jest pan spokojny przed meczem z Estonią? 

Franciszek Smuda, były selekcjoner reprezentacji Polski: E no! Powiem panu, że ja czuję nie tyle spokój, ile podwójny spokój! My się nawet nie powinniśmy zastanawiać, czy z Estonią damy sobie radę. Kiedyś tylko liczyliśmy, ile bramek wpakujemy takim zespołom. I ja ciągle myślę właśnie takimi kategoriami. No ludzie złoci, bez przesady! Jak jeszcze graliśmy z drużynami z takich krajów w Pucharze Intertoto, to można było mieć jakieś małe wahanie. Ale reprezentacja? Mamy dużo lepszych piłkarzy niż Estonia. Nie ma co porównywać i nie ma mowy o żadnych obawach. To będzie spacerek, zdecydowane zwycięstwo Polski. Nie chcę wybiegać do drugiego meczu barażowego, ale myślę, że awansujemy na Euro.

ZOBACZ WIDEO: Czy Lewandowski może zrezygnować z kadry? Piotr Koźmiński rozwiał wątpliwości

Mówi pan, że nie ma co rozmawiać o Estonii, ale przed meczami z Mołdawią była podobna narracja, a w dwóch spotkaniach z nimi ugraliśmy zaledwie punkt.

Ja się po spotkaniu w Kiszyniowie poważnie zastanawiałem, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę. Trudno było uwierzyć. Tym razem według mnie nie ma mowy o kolejnej wpadce. Zobaczymy, jak będzie z Finlandią bądź Walią. To już zespoły o półkę wyżej i trzeba się będzie sprężyć. Ale jak najbardziej jesteśmy w stanie pokonać finalistę.  

Jako trener zawsze szalał pan przy ławce. Przed telewizorem jest tak samo? 

Zachowuję duży spokój. O ile nie oglądam meczu swojego zespołu, to siedzę cicho. Bo jak prowadziłem drużyny... no sam pan wie, co się wyrabiało! Wiele już tekstów powstało na ten temat, ale inaczej nie umiałem. Musiałem żyć piłką, dać z siebie wszystko przy linii. I koniec!

Michał Probierz to dobry selekcjoner? 

Pan jest fajny chłopak i zna mnie: nigdy nie chciałem komentować pracy selekcjonerów. Widzę, że często jest na meczach, sztab ciężko pracuje. Natomiast czy wybrał odpowiednich piłkarzy? Musimy poczekać, ja się nie podejmę tej oceny.

Najlepszą wiadomością dla Probierza i kibiców jest chyba powrót do optymalnej formy Roberta Lewandowskiego? 

Robert to maszyna do strzelania goli i tu się nic nie zmieni. Może mieć słabszy okres, o którym zresztą rozpisywali się ostatnio dziennikarze, ale dla mnie to ciągle topowy napastnik. Powinniśmy jak najmocniej wykorzystać okres, w którym będzie jeszcze występował w reprezentacji. Potrafi strzelić, ale też podpowiedzieć coś kolegom z drugiej linii, pokierować młodszymi chłopakami. Nawet jeśli już nie będzie tak często trafiał do siatki, ciągle ma tej drużynie bardzo wiele do zaoferowania. I może jej bardzo pomóc.

Cieszy mnie, że jest tylu młodych chłopaków, którzy przebijają się w silnych ligach zagranicznych. Probierz ma bardzo duży wybór. Przyznam szczerze, że trochę więcej oczekiwałem po Jakubie Kamińskim, który ma wielki talent. Zgubił mi się gdzieś Michał Skóraś, trochę żałuję. Ale naprawdę... tylu tych młodych, że można się pogubić. Myślę, że w niedalekiej przyszłości może odpalić Adrian Benedyczak.

W sierpniu miną dwa lata, odkąd ostatni raz zasiadał pan na ławce trenerskiej. Będzie jeszcze powrót, czy lepiej rozsiąść się w fotelu i oglądać piłkę w roli kibica? 

Muszę ustabilizować zdrowie. Niekoniecznie wrócę na ławkę trenerską. Jeśli ktoś będzie tego potrzebował, zawsze mogę coś doradzić. Gdyby nie kłopoty ze zdrowiem, na pewno bym jeszcze pracował.

Na co pan zachorował? 

Ogółem problemy zaczęły się po wybuchu pandemii. Od razu złapałem koronawirusa. Przez cztery dni miałem temperaturę, bardzo bolały mnie mięśnie. A potem zaczęły się innego typu problemy. Wcześniej cały czas byłem na chodzie, nic mi nie dolegało. Ale mnie złapało... Regularnie odbywam kontrole. Nie mogę się przemęczać. Natomiast nie chcę wchodzić w szczegóły i proszę to uszanować. Powiem tylko tyle, że mogło być naprawdę różnie. Mam nadzieję, że najgorsze za mną. Teraz czuje się OK, dbam o dietę. Może pan napisać, że Franciszek Smuda podładuje baterie i będzie jak nowy. Tematu zdrowia naprawdę nie chcę rozwijać.

W takim razie życzę szybkiego powrotu do formy. 

Widzi pan, jak to jest, całe życie ludzie na imieninach i urodzinach powtarzali: "dużo zdrowia". Zawsze odpowiadałem: "kur**, coś innego byście wreszcie wymyślili!". A teraz nic innego się nie liczy.

Rozmawiał Dariusz Faron, dziennikarz Wirtualnej Polski

Oglądaj mecz Polska - Estonia w Pilocie WP (link sponsorowany)

Zobacz także: 
Gorzka prawda o reprezentacji. "Jesteśmy od tego bardzo daleko" 
Co pojawiło się za plecami "Lewego"? Jest reakcja PZPN 

Źródło artykułu: WP SportoweFakty