Brutalny klasyk wykreowany na potrzebę mediów

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images /  Tnani Badreddine/DeFodi Images / Na zdjęciu: fani PSG podczas meczu z Olympique Marsylia
Getty Images / Tnani Badreddine/DeFodi Images / Na zdjęciu: fani PSG podczas meczu z Olympique Marsylia
zdjęcie autora artykułu

Nie ma we Francji bardziej nienawidzących się grup niż fani Olympique Marsylii oraz PSG. Wojnę tę sztucznie, na początku lat 90., rozkręcili jednak właściciele obu zespołów. Dziś nikt już do tego nie wraca. Najważniejsze to zmiażdżyć rywali.

- Nie zabrałbym dzieci na mecz na Parc des Princes - przyznawał bramkarz PSG, Gregory Coupet.

- Stawką jest przetrwanie klubu. Stało się bowiem najgorsze. Namiętność przekształciła się w brudną, bezsensowną, morderczą wściekłość. Miłość do barw klubowych stała się nienawiścią do drugiej osoby, nienawiścią do sportu i do życia - grzmiała z kolei Rama Yade, francuska minister sportu.

To był szczytowy moment napięć pomiędzy PSG a Olympique Marsylią. W 2010 roku, w wyniku zamieszek, które towarzyszyły spotkaniu obu drużyn, śmierć poniósł 38-letni Yann Lorence.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodzianka na treningu Bayernu. Zobacz, kto odwiedził piłkarzy

I choć wydarzenia te pociągnęły za sobą liczne konsekwencje i walkę z przemocą na stadionach, to nienawiść między obiema stronami ani trochę nie zelżała. Prawda jest natomiast taka, że dziś "święta wojna" we Francji, to sztuczny twór marketingowy.

Święto cudzej krzywdy

Sierpień 2020 roku. Kibice Marsylii wychodzą świętować na ulice. Czasy niełatwe, bo świat dopiero co powoli stara się wrócić do jakiejkolwiek normalności po wybuchu pandemii koronawirusa. Świętowanie sukcesu własnego klubu to jednak rzecz święta.

No właśnie nie do końca. W tym przypadku bowiem rzesze kibiców OM zalały ulice miasta by wspólnie cieszyć się... z porażki PSG w finale Ligi Mistrzów z Bayernem. - Gdzie są paryżanie? Gdzie oni są? - skanduje tłum.

W przypadku "Le Classique" bowiem porażka rywala cieszy nie mniej niż własny sukces.

Zbuduj sobie wroga

Wielkie, ogólnokrajowe starcia często mają swoje podłoże w historii. W różnych zaszłościach czy to politycznych, czy klasowych. Tak jest chociażby w Hiszpanii w przypadku starć Barcelony z Realem, w Anglii gdy Manchester United podejmuje Liverpool czy we Włoszech, gdzie biedne południe reprezentowane przez Napoli mierzy się z bogatą północą  pod postacią Juve.

We Francji jest inaczej. Oczywiście istnieją pewne napięcia związane z samym kontrastem bogatego, stołecznego Paryża z bardziej prowincjonalną Marsylią, która dodatkowo od lat, w wyniku napływu arabskich imigrantów, jest muzułmańskim sercem Francji.

Cała wojna między klubami to jednak sztuczny twór, który na początku lat 90. zainicjował Bernard Tapie, ówczesny prezes klubu z Marsylii.

Tapie stwierdził, że jego klubowi brakuje "rywala". Wroga, który do czerwoności rozgrzewałby emocje fanów, którzy mogli być już nieco nasyceni dominacją Olympique w lidze (w latach 88-93 OM sięgnęło po 5 mistrzostw z rzędu). Takiego wroga trzeba było jednak sobie wykreować. Wybór padł na PSG.

Stołeczny klub był wówczas w posiadaniu Canal+, w związku z czym Tapie udał się na rozmowy z gigantem telewizyjnym, który szybko podchwycił pomysł stworzenia "klasyku".

Freak fighty mogły się uczyć

Władze PSG podeszły do tematu bardzo poważnie. Na początku trzeba było jednak przede wszystkim sprawić, by paryżanie byli w stanie rywalizować z Olympique'iem na gruncie sportowym. W związku z tym do stolicy Francji ściągnięto m.in. Davida Ginolę czy Georga Weaha. Wszystko oczywiście odpowiednio pompowano też w mediach.

- Marsylczycy to bandyci i mam prawo to powiedzieć. Wiem o tym odkąd  tylko spotkałem ich we francuskiej drużynie. To wstyd! Cieszę się, że nie pochodzę z Marsylii - grzmiał Bernard Lama, 44-krotny reprezentant kraju i bramkarz PSG.

- PSG da z siebie 200 procent. Nie wiem, jak zagra OM, ale my się po nich przejedziemy, zmiażdżymy ich! - zapowiadał z kolei przed jednym ze spotkań w 1992 ówczesny trener PSG, Artur Jorge.

- To będzie wojna - wtórował mu Ginola.

Te wszystkie wypowiedzi miały jeden cel - zbudować klimat ogromnego konfliktu. Można powiedzieć, że mechanizmy, które dziś z powodzeniem wykorzystują freak fighty do budowania zainteresowania, już 30 lat temu używali Taipe wraz Canal+.

I trzeba przyznać, jakkolwiek byśmy dziś tych ruchów nie oceniali, że plan wypalił w 100 procentach. Co prawda aspekt rywalizacji sportowej storpedowała karna degradacja Marsylii za kupno meczu, jednak nie wyhamowało to już powstałej zadry między sympatykami obu klubów.

Dość powiedzieć, że gdy w związku z przytoczonym skandalem władze ligi odebrały Marsylczykom zdobyty w 1993 roku tytuł i chciały go oddać drugiemu w tabeli PSG, to Canal+ odmówił jego przyjęcia z obawy o wściekłość fanów z południa kraju, którzy mogliby okazać ją bojkotując usługi nadawcy. Ostatecznie tytułu za sezon 1992/1993 nie otrzymał nikt.

W kolejnych latach mecze OM z PSG wielokrotnie kończyły się burdami, w wyniku których dziesiątki kibiców trafiało do aresztów, policjanci kończyli z ranami, niszczone były klubowe autobusy, a w skrajnych przypadkach dochodziło do tragedii. Tak było w 2000 roku, gdy 18-letnia fanka OM została sparaliżowana po trafieniu krzesełkiem jak i 10 lat później, gdy doszło do śmierci wspomnianego na starcie Yanna Lorence'a.

I choć po tym ostatnim wydarzeniu podjęto wiele działań zwiększających bezpieczeństwo, to wciąż zdarzają się incydenty. Kolejna próba francuskich służb będzie miała miejsce już w niedzielny wieczór. O 20:45 Marsylia podejmie bowiem na własnym obiekcie zmierzające po kolejne mistrzostwo PSG.

Czytaj także: - Lewandowski potrzebował zmiany?Sceny w polskiej lidze [WIDEO]

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (1)
avatar
Jagafan !
31.03.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dlaczego teraz się nie da niczego ukraść ??? my jako legia kiedyś płaciliśmy za wszystko......a teraz grób, jesteśmy niczym