Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Legendarny holenderski piłkarz Marco van Basten powiedział, że jesteśmy "sztywnym zespołem". Co pan na to?
Michał Probierz, selekcjoner reprezentacji Polski: Wybaczam mu, bo lubi grać w golfa, tak jak ja. Jeżeli chodzi o te słowa: zawsze ktoś coś powie, a ja akurat uważam, że mecz z Walią był bardzo dobry w naszym wykonaniu. Mówili to nawet walijscy kibice. Zaczepiali mnie po spotkaniu i chwalili nas, że dawno nie widzieli tak ofensywnie grającego zespołu na wyjeździe. Do naszej szatni po meczu przyszedł prezes tamtejszej federacji, pogratulował nam awansu, powiedział kilka fajnych słów. Duża klasa z jego strony.
Czuł pan wagę meczu w Cardiff?
Bardziej skupiałem się na samym spotkaniu i na tym, byśmy mieli wszystko poukładane organizacyjnie i merytorycznie. Na otoczkę nie zwracałem uwagi. Dało się zauważyć w mediach, że jest ciśnienie, ale nie zaprzątałem sobie tym głowy.
Jaką szatnię zastał pan na początku pracy z kadrą?
Odbiór był zupełnie inny niż obecnie - tak jak czytało się wtedy w mediach: że wszystko jest w środku rozwalone. Do tego wielu zawodników miało problemy z regularnymi występami w klubach lub kontuzjami. Dawidowicz złapał uraz, Kiwior, Salamon, Walukiewicz i Bochniewicz nie grali. Sięgnąłem po Patryka Pedę, którego znałem i pracowałem z nim kilka tygodni wcześniej w młodzieżówce. Musieliśmy sztukować.
ZOBACZ WIDEO: Ależ słowa o Polaku. "Grał artystycznie. To piłkarz z innej gliny"
A sfera mentalna? Krzyczał pan do zawodników, żeby uwierzyli w siebie. Widzieliśmy to w kulisach.
Pracowaliśmy na żywym organizmie. Z Mołdawią nie było Roberta Lewandowskiego, który jest podstawą drużyny i zawsze ją niesie. Nie lubię "gdybać", ale pewnie inaczej wyglądałoby zgrupowanie z Robertem w październiku. Kluczowy jest jednak efekt końcowy i nasz awans na Euro.
Porównując do spotkania w Cardiff - piłkarze byli pewniejsi siebie w Walii niż przed meczem z Mołdawią w Warszawie?
Zdecydowanie tak. Dla mnie istotny był też mecz z Estonią. Rozegraliśmy go na własnych zasadach. Widać było po zawodnikach, że z dnia na dzień mają większą pewność siebie. Każde zwycięstwo, nawet z takim rywalem, ma znaczenie.
Przez te kilka miesięcy mocno zmienił pan szatnię reprezentacji.
To zawodnicy są kluczem do sukcesu, my ze sztabem szkoleniowym staramy się im tylko pomóc. Ja się zachowywałem tak, jak robię to na co dzień. A oni funkcjonowali jako całość. Mieli radość z tego, że grali razem i przebywali w jednej grupie. Starałem się tego nie zepsuć. Podobały mi się obrazki po spotkaniu z Walią i satysfakcja piłkarzy, którzy przecież już dużo osiągnęli w swoich karierach.
Trochę skromnie mówi pan jednak o sobie.
Zawsze taki byłem.
I jakiś za spokojny pan.
Ale ja naprawdę od zawsze taki jestem.
Nie był pan.
Mój odbiór był trochę inny niż rzeczywistość. Kwestia przekazywania informacji i narzucania pewnych trendów przez innych. Miało to na pewno wpływ na postrzeganie mnie.
Nawet Taras Romanczuk, który grał u pana w klubie, mówił, że stał się pan bardziej opanowanym trenerem na przestrzeni ostatnich lat.
Jeżeli pracujesz na co dzień i widujesz zawodników cały rok, to też ma znaczenie. Są inne emocje.
Czy trend nienawiści do pana osoby przestał już funkcjonować? Mówił pan o tym zjawisku, gdy rozmawialiśmy w czasie pańskiej pracy z młodzieżówką.
Na ulicach tego nie odczuwam, wręcz przeciwnie, jest sympatia. Ale nadal są zaczepki w social mediach czy na portalach. Trzeba z tym jednak żyć. Takie są czasy i należy się do nich dostosować. Personalne wrzutki zawsze będą. Mam swoje zdanie i będę miał przeciwników. Ja po prostu nie lubię chamstwa, które dotknęło choćby Janka Bednarka.
Ma pan na myśli krytykę Bednarka?
Nie, to nie krytyka, tylko chamstwo. Każdy kto może, wali w niego. Z każdej strony.
Kogo ma pan na myśli?
Mówię o wpisach w internecie na jego temat, trzeba poczytać. Można go krytykować za pewne zachowania na boisku, ale nie może się to przeradzać w jazdę bez trzymanki. W tym przypadku hejt wszedł na absurdalny poziom.
Ale przyzna pan, że do jego gry można mieć zastrzeżenia.
Każdy z zawodników popełnia błędy, ale nie wszystkim się je wypomina. Uważam, że jedną z najmniej winnych osób przy straconym golu z Estonią był Janek. A oberwało mu się najbardziej.
Podobnie jest w przypadku krytyki Roberta Lewandowskiego. Tyle jest dziś portali, opinii, tego wszystkiego. Każdy się wypowiada, ale nie każdy zdaje sobie sprawę, że mogłoby być inaczej lub gorzej. Robert pomaga zawodnikom poza boiskiem i jest bardzo istotnym piłkarzem dla tej reprezentacji.
Dlaczego w reprezentacji nie było ponownie Arka Milika?
Bo doznał kontuzji.
Ale już po powołaniach, które pan wysłał. Ma pan konflikt z Milikiem?
Nie ma co szukać drugiego dna, nie ma jakiegokolwiek konfliktu.
Co musi zrobić Arek, by wrócić do kadry?
Grać regularnie i strzelać gole. Tak jak większość napastników. Na dzisiaj powołani byli inni: Adam Buksa, Krzysiek Piątek, Kamil Grosicki.
Grosicki, który będąc jednym z najlepszych zawodników ekstraklasy, nie wystąpił nawet minuty na tym zgrupowaniu.
Zawsze będą dyskusje, kto powinien grać. Mamy odpowiedni system, do którego trudno jest wdrożyć Kamila. Chodzi mi o ustawienie z wahadłowymi. Mieliśmy plan na niego, gdyby w tej taktyce nam nie wychodziło. Ale Kamil jest bardzo ważną częścią tej drużyny.
Czy Patryk Peda ma szansę pojechać na Euro?
Skoro nie zmienił klubu, to ma małe szanse. Powiedziałem mu, że zimą powinien to zrobić. Miał trafić do Palermo, do wyższej ligi. Tak się nie stało. Ale dalej jest członkiem reprezentacji i nie wykluczałbym jego wyjazdu.
W Cardiff bardzo dobrze pokazał się Bartosz Salamon, podobnie jak w spotkaniu z Albanią w eliminacjach Euro. Ale jednak pauzował przez osiem miesięcy, bo w jego organizmie wykryto niedozwolony środek. Czy wyjaśnił pan tę kwestię z zawodnikiem?
Nie zajmuje się tematami, które były wcześniej.
Ale nie rozmawiamy o kontuzji czy zawieszeniu za kartki, a poważnym wykroczeniu.
Ta sytuacja mnie nie dotyczy i nie interesuje. Nie będę go pytał o to, co było wcześniej. Odcierpiał swoje, wrócił. Patrzę na jego formę sportową i to co obecnie prezentuje na boisku.
Wojciech Szczęsny po meczu z Walią powiedział: będzie mnie bardzo trudno namówić do dalszej gry w kadrze.
Na razie trzymam się tego, że nie powiedział "nie". W piłce to, co mówiło się wczoraj, dziś jest nieaktualne. Spokojnie, zobaczymy, co będzie.
Jakie widzi pan plusy po kilku miesiącach prowadzenia zespołu?
Poprawiliśmy organizację gry. Płynnie przechodzimy z obrony do ofensywy w ataku pozycyjnym. Wykrystalizował się szkielet drużyny, o czym mówi fakt, że wybrałem ten sam skład w dwóch meczach.
A mankamenty?
Kuleją trochę stałe fragmenty gry. Zawodnicy muszą popracować nad tym elementem indywidualnie w klubach.
Jak ma grać reprezentacja Michała Probierza?
Chcemy narzucać swój styl, grać wysoko, jeden na jeden.
Z jakim nastawieniem jedzie pan na Euro?
Nie położymy się, analizowaliśmy te zespoły jeszcze przed barażami i będziemy walczyć tak, jak każda drużyna na tym turnieju.
Czy ktoś wcześniej wytatuował na swoim ciele pana podobiznę?
Wiem, że Jacek Góralski ma taki plan. Cenię go, był zawsze oddanym zawodnikiem, mam z nim dobre wspomnienia. Cieszę się, że kibicuje naszej reprezentacji. A tatuaże? To jego wybór i chyba wie, co robi.
Rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty