W 2005 roku Ensar Arifović zasilił Polonię Warszawa i los potoczył się tak, że już do końca kariery został w Polsce. Najlepszy jej okres zaliczył w ŁKS-ie Łódź, dla którego w latach 2006-08 zagrał 55 meczów i strzelił 14 goli. Później grał dla m.in. Jagiellonii Białystok, gdzie po raz pierwszy zespół prowadził obecny selekcjoner Michał Probierz.
Obecnie Bośniak pracuje w swoim kraju jako agent piłkarski, a także prowadzi lokal gastronomiczny w Sarajewie. - Na brak roboty i nadmiar wolnego czasu nie narzekam - śmieje się na starcie rozmowy z naszym portalem.
Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Śledzi pan polską ligę?
Ensar Arifović: Tak jak najbardziej. Od mojej gry trochę się zmieniło. Widać rozwój infrastruktury, są lepsze stadiony i do tego mam wrażenie, że w futbolu jest więcej pieniędzy. Niestety wydaje mi się, że brak tego, co najważniejsze. Na przestrzeni tych lat nie podniósł się poziom piłkarski.
ZOBACZ WIDEO: Jan Bednarek nie zachwycił. Meczem z Walią oddalił się od pierwszego składu reprezentacji?
Co ma pan na myśli?
Widziałem prawie wszystkie mecze ŁKS-u i często, jak to oglądałem, to miałem wrażenie, że w polskiej lidze gra wygląda zbyt sztywno. Piłkarze są trochę jak roboty, wydają się bazować w całości na tym, co im przekażą trenerzy. Wszystko opiera się na taktyce. Brakuje indywidualności takich jak choćby kiedyś Semir Stilić, który jednym zagraniem potrafił odmienić całe spotkanie.
Wspomniany ŁKS znowu ma duże problemy w Ekstraklasie.
Moim zdaniem drużyna nie wygląda najgorzej, a obecnie nawet coraz lepiej. Niestety może za późno trafili na trenera, który wiedział jak poukładać grę. Brakuje mi tam też kogoś, kto wykończy akcje i mocno powalczy z rywalami w razie potrzeby, czyli takiego napastnika z prawdziwego zdarzenia. Kaj Tejan to nie ten typ. On jest bardzo dobry technicznie, ale wygląda, jakby potrzebował kogoś obok siebie, żeby pokazać pełnię możliwości. Lubi się cofać po piłkę, a wówczas brak go z przodu. To taki zawodnik "9,5", czyli ktoś pomiędzy graczem na szpicę a ofensywnym pomocnikiem.
Inny pana były klub niespodziewanie prowadzi w tabeli.
Tylko szczerze mówiąc, Jagiellonii praktycznie nie oglądałem w tym sezonie, więc trudno byłoby mi coś więcej powiedzieć. Niemniej cieszę się, że są tak wysoko i oby pozostało tak do końca. Choć mam nadzieję, że akurat w najbliższym meczu ŁKS sprawi niespodziankę i ją pokona, żeby później jakimś cudem uratować się przed tym spadkiem.
W obu klubach pan grał, ale jasno widać gdzie został większy sentyment.
Zdecydowanie lepiej wspominam czas w ŁKS. Niestety w Jadze w pewnym momencie przeżyłem chwile, które nie miały nic wspólnego z futbolem. Mam tu na myśli moment, gdy chciano mnie zmusić do rozwiązania kontraktu i przy tym używano metod nawet wręcz kryminalnych.
Z perspektywy czasu żałuje pan tego transferu?
Tak bardzo żałuję, że tamten transfer został zrealizowany. Albo raczej, że musiałem się na niego zdecydować. ŁKS był wtedy w takim stanie finansowym, że sprzedaż mnie i Roberta Szczota była konieczna, aby ratować sytuację. Gdyby to tylko zależało ode mnie, to raczej zostałbym w klubie. Chociaż, żeby było jasne, dla wszystkich to początek w Jagiellonii był naprawdę fajny, a dopiero końcówka zmieniła wszystko.
W Jagiellonii trafił pan na obecnego selekcjonera Michała Probierza, który wtedy tak jak pan dopiero zaczynał przygodę z klubem.
Już wtedy było widać, że Probierz jest czołowym trenerem w Polsce i ma świetny warsztat. Doskonale świadczyło o jego umiejętnościach to, że nigdy nie mieliśmy takiego samego treningu. Urozmaicał te zajęcia, a do tego potrafił świetnie motywować zespół. Pod względem mentalnym zawsze wyciągał z nas maksimum. Dlatego też, kiedy powierzono mu reprezentację Polski, to byłem już spokojny o awans na Euro 2024.
Polska podobnie jak Bośnia i Hercegowina musiała walczyć o udział w mistrzostwach Europy w barażach, ale skutek dla obu reprezentacji był niestety inny.
Polakom może nie szło łatwo w grupie, ale po zmianie selekcjonera byłem pewny sukcesu ze względu na znajomość siły metod motywacyjnych Probierza. W przypadku Bośniaków wiedziałem, że będzie problem z uwagi na tutejsze problemy. Naszym futbolem rządzą ludzie, którzy tak naprawdę nie mają z nim nic wspólnego. Dopóki polityka będzie mieszać w sporcie, to nie będzie lepiej. Na dziś jest bardzo słabo i nie widać nadziei na poprawę.
Mecz Jagiellonii z ŁKS-em w sobotę 30 marca o godz. 15. Transmisja na kanałach Canal+ Sport, a relację tekstową będzie można śledzić na naszym portalu TUTAJ.