Od utraty prawa jazdy po czołowego bramkarza w lidze. To cichy bohater Lechii

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Angel Rodado i Bohdan Sarnawśkyj
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Angel Rodado i Bohdan Sarnawśkyj

Bohdan Sarnawśkyj jest jednym z trzech Ukraińców grających w Lechii Gdańsk. I tak samo jak Maksym Chłań czy Iwan Żelizko miał swój wkład w awans do PKO Ekstraklasy. Przygodę z klubem zaczął jednak od utraty prawa jazdy.

Lechia Gdańsk zaledwie po roku przerwy wraca na najwyższy poziom rozgrywkowy w Polsce. Trener Szymon Grabowski stworzył zespół praktycznie od zera i bardzo szybko osiągnął wynik, którego nie spodziewał się prawdopodobnie nikt w Polsce (nawet w Gdańsku ludzie byli raczej sceptyczni te kilka miesięcy wstecz).

Jednym z architektów awansu był Bohdan Sarnawśkyj. Ukraiński bramkarz często pozostawał w cieniu, na początku swojej przygody z Lechią zawalił w paru sytuacjach, ale to go nie złamało i dziś zalicza się do grona czołowych golkiperów w Fortuna I lidze.

Zanotował czternaście czystych kont - jedynie Maciej Gostomski z Górnika Łęczna zanotował więcej meczów bez straconego gola. - Recepta? Łukasz Skowron [trener bramkarzy w Lechii - red.] - uśmiechnął się Sarnawśkyj. - Robimy swoje i po prostu tak wychodzi - dodał.

- W meczu derbowym też chcę zagrać na zero z tyłu. To będzie taka wisienka na torcie. Musimy wygrać, mamy do spłacenia dług u kibiców - powiedział bramkarz Lechii.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: głośno o polskim bramkarzu. Zobacz, co wyrzucił w trybuny

I zdaje sobie sprawę, jak ważne jest to spotkanie. Gra toczy się nie tylko o zapewnienie sobie pierwszego miejsca w lidze na kolejkę przed końcem, ale też - przede wszystkim - o pokonanie największego rywala. Na trybunach Polsat Plus Areny zasiądzie ponad 36 tys. kibiców. Dla niego będzie to pierwszy w karierze mecz przy tak licznej publiczności. Podczas gry w lidze ukraińskiej nie miał zbytnio okazji do gry przy takiej publiczności. Ma jednak doświadczenie derbowe, w Izraelu zdarzyło mu się wystąpić w meczu Maccabi Tel Awiw - Hapoel Tel Awiw. Występował wówczas w tym drugim zespole i cóż, nie poszło najlepiej, bo skończyło się przegraną 0:5.

W Polsce przeżył już swoje pierwsze derby. Jesienią Arka wygrała 1:0 i wtedy po raz pierwszy mógł poczuć na własnej skórze, że Lechia nie jest lubiana w Gdyni. - Nie zawracałem sobie tym głowy. Skoncentrowałem się na swojej robicie i nie interesowało mnie to, co działo się na trybunach. Jesteśmy przyzwyczajeni, że na nas gwiżdżą - powiedział.

Co ciekawe, przed niedzielnymi derbami Trójmiasta dopiero po raz pierwszy w tym sezonie wypowiedział się dla mediów. Wcześniej unikał ich niczym ognia, choć z rozmów z ludźmi z klubu wynika, że jest jedną z bardziej pozytywnych postaci w zespole.

- Nigdy nie miałem żadnych problemów z dziennikarzami, po prostu nie mam czasu. Mam w domu małą córkę i po meczach chcę się udać jak najszybciej do niej i do żony - stwierdził.

Efekt rozpoznawalnej twarzy nie pomógł mu jednak w starciu z policją. Kiedyś jechał tunelem pod martwą Wisłą z prędkością przekraczającą 100km/h i zostało mu zabrane prawo jazdy. Stąd też dziś na treningi jeździ jedynie w roli pasażera, a wozi go Maksym Chłań.

- Nie do końca zdawałem sobie sprawę, że jechałem tak szybko, ale teraz już wszystko wiem i jeżdżę 50 na godzinę, chociaż samochód może 300 - podsumował bramkarz Lechii.

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty

Komentarze (0)