Marcin Ziach: Górnicze katharsis

Kiedy Górnik Zabrze na początku rundy jesiennej jak rozpędzony hajer na dole pokonywał kolejnych przeciwników i piął się na szczyt ligowej tabeli nikt z piłkarskiego środowiska nie dopuszczał do siebie myśli, że zabrzańska drużyna może nie zimować na podium tabeli zaplecza ekstraklasy. Po zadyszce, jaką górniczy zespół złapał w ostatnich sześciu jesiennych kolejkach pierwszoligowiec z Zabrza spadł na szóstą lokatę w tabeli, co sprawiło, że przy Roosevelta rozpoczęło się wielkie poszukiwanie winowajców. Tych jednak nie widać...

W tym artykule dowiesz się o:

Wszyscy ci, którzy wybrali się na stadion Górnika przy okazji meczu 1. kolejki I ligi z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, albo choć na moment włączyli telewizory przecierali oczy ze zdumienia. 17-tysięczny stadion przy Roosevelta wypełniony był do ostatniego miejsca, a w barwach pierwszoligowca z Zabrza po boisku biegali tacy zawodnicy jak Michał Pazdan, Robert Szczot, Grzegorz Bonin czy Przemysław Pitry. Wszyscy ci gracze jeszcze nie tak dawno znajdowali się na celownikach drużyn ekstraklasy, a mimo to zostali na Górnym Śląsku i zdecydowali się z Górnikiem walczyć o powrót do ligowej elity.

Początek zabrzanie mieli naprawdę wyśmienity. Najpierw pewne zwycięstwo nad beniaminkiem z Ostrowca Świętokrzyskiego, potem wyjazdowy triumf w Płocku nad nieprzewidywalną Wisłą i zwycięstwo w Śląskim Klasyku nad GKS Katowice. Wydawało się, że zabrzanie, którzy w poprzednim sezonie dali ciała na całej linii wreszcie poczuli w drużynie chemię i zrozumieli, że gra w piłkę nie polega na myśleniu "ja", a "my". Widać to było także po porażce. Kiedy ta nadeszła, dość niespodziewanie, po meczu w Gorzowie Wielkopolskim zabrzanie szybko się podnieśli i pokonali u siebie Podbeskidzie Bielsko-Biała.

Niestety, potem było już tylko gorzej. Górnik ciułał punkty, wygrywał mecze w minimalnym stosunku bramkowym, ale grą nie zachwycał. Szczęśliwie zdobyte punkty w meczach z MKS Kluczbork, Motorem Lublin i Górnikiem Łęczna pokazały, że w zabrzańskiej drużynie wcale nie dzieje się tak dobrze jak można by się tego spodziewać. Pokazały to w dobitny sposób porażki z Pogonią Szczecin i Dolcanem Ząbki. Po tej drugiej trener Ryszard Komornicki nie wytrzymał. - Górnik musi i powinien awansować. Ale czy chce? Tego nie wiem. Obserwując spotkanie zza linii bocznej widać jak na tacy kto gra w piłkę, a kto tylko się stara - powiedział szkoleniowiec utytułowanego śląskiego klubu.

O kogo chodziło trenerowi zabrzan można było wywnioskować z biegu późniejszych wydarzeń. Przy wyborze do kadry meczowej notorycznie pomijany był Dawid Jarka. Po szczęśliwym dla Górnika remisie w meczu z ŁKS Łódź z drużyny wypadli wcześniej wspomniany Szczot i Damian Gorawski. Decyzje trenera były surowe i niepodważalne. Ale ciężko w nich doszukiwać się jakiejkolwiek logiki. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że szkoleniowiec rezygnuje z usług trzech przyzwoitej klasy ofensywnych zawodników w sytuacji, w której kontuzjowany jest pomocnik i trzech napastników, a czwarty nie ma ważnego pozwolenia na grę?

Wprawdzie "Koko" zdecydował się postawić na uzdolnionego Roberta Trznadla, ale próżno oczekiwać, aby zaledwie 19-letni zawodnik już teraz był gotów wziąć na swoje barki ciężar całej gry ofensywnej drużyny 14-krotnych mistrzów Polski. Kolejne sygnały dotyczące tego, że w klubie z Roosevelta nie dzieje się najlepiej dał Robert Szczot, wypowiadając się w rozmowie z naszym portalem o trenerze w dość ostrych słowach. - Z trenerem Komornickim nie mam ochoty rozmawiać. Takie zachowanie, jak zachowanie trenera, jest karygodne. Z doświadczenia wiem, że przede wszystkim o takiej sprawie należy powiedzieć zawodnikowi, a nie chodzić do prasy i się żalić, że niektórzy zawodnicy się nie przykładają do gry - powiedział 27-letni gracz zabrzańskiej drużyny.

Po czym dał też do zrozumienia, że zespół na jesieni nie był najlepiej przygotowany do rozgrywek pod kątem fizycznym. - Chyba każdy kibic i obserwator widzi, że każdy z nas daje z siebie nie 100, a 110 procent, ale organizmu się nie da oszukać - powiedział popularny "Szczocik". Po tych słowach było już wiadomo, że konflikt, jaki w drużynie Górnika media węszyły już od dłuższego czasu rzeczywiście istnieje, a relacje na linii trener-zawodnicy nie są na najlepszym poziomie. O tym jak ciężka była dla Górnika runda jesienna świadczą słowa, jakie po ostatnim jesiennym spotkaniu powiedział kapitan zabrzan, Grzegorz Bonin. - Jesienią brakowało nam jaj. Mając przeciwnika na tacy nie umieliśmy zadać drugiego ciosu i go dobić, co często kończyło się dla nas stratą bramki i punktów. Dobrze, że ta runda już się kończy - przyznał lider śląskiej drużyny.

Teraz przed Górnikiem bardzo pracowita zima. Wielu zawodników zamiast na odpoczynku będzie skupiało się zapewne na poszukiwaniu nowego pracodawcy. Jak się bowiem okazuje mało który zawodnik jest bowiem gotów na to, by grać pod wielką presją mediów, kibiców i działaczy. Czy po tym, co jesienią wydarzyło się przy Roosevelta zapowiedzi o walce awans do ekstraklasy nadal mają rację bytu? Mają, ale na to by tak było sposób jest jeden - w Zabrzu musi nastąpić całkowite katharsis. Trzeba oczyścić drużynę z niepotrzebnych emocji, pozaboiskowych problemów i solidnie ją wzmocnić.

Tylko to da nadzieję, że wiosna nie będzie dla Górnika będzie batalią o powrót do elity, a nie tylko przykrym egzaminem, który pokaże, że przy obecnym stanie Górnik Zabrze na ekstraklasę jest po prostu za słaby.

Źródło artykułu: