Podczas gdy wszyscy odliczali czas do godz. 19, kiedy - według zapowiedzi z PZPN - mieliśmy poznać listę wybrańców Michała Probierza, selekcjoner przeczytał ją podczas… konferencji prasowej dotyczącej turnieju golfowego. To sytuacja absurdalna, co wzburzyło środowisko. Więcej TUTAJ.
Tymczasem selekcjoner, na ile go znam, a w Cracovii przez pięć lat poznałem z bliska jego sposób funkcjonowania, osiągnął dokładnie to, czego chciał. Odwrócił uwagę od meritum. Dyskutujemy nie o tym kogo powołał (bądź nie), ale o tym, w jaki sposób to ogłosił.
Ściągnął presję z powołanych, oszczędził im analizy ich przydatności. Oczywiście, ściągnął na siebie gniew środowiska. Nie PZPN, bo nie wierzę, że zrobił to bez zgody związku. Tym bardziej że konto federacji na "X" było przygotowane na to nietypowe ogłoszenie kadry.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak się żegnać, to z przytupem. Klopp nieźle zaszalał!
Ale świadomie naraził się na ataki, bo więcej zyska, niż straci. Inwestycja zwróci mu się dwukrotnie. Zbiera jej owoce teraz i zbierze też w niedzielę 2 czerwca, gdy spotka się z dziennikarzami w pierwszym dniu przedturniejowego zgrupowania. Mogę się założyć, że wpuści obecnych na konferencji w wybrane przez siebie koleiny.
Nazywany jest "polskim Guardiolą", ale pod względem psychologicznych gierek bardziej przypomina Jose Mourinho. Jak trzeba, to znajdzie wspólnego wroga, co scala zespół lepiej niż cokolwiek. Nie dlatego na konferencjach odpowiada na niezadanie pytania i nie odpowiada na zadane, cytuje gangsterskie filmy, przychodzi z doniczką albo w różowych okularach, że piłka to show.
Czasem jest odbierany jak wariat z amerykańskich filmów, który snuje się po ulicy obwieszony tekturową narzutą z napisem: "Koniec jest bliski". Wszystko robi z premedytacją. W ten sposób skupia na sobie całą uwagę i mało kto mówi wtedy o piłkarzach. Zawodnicy to uwielbiają. Między innymi dlatego odświeżył atmosferę w kadrze, że piłkarze wiedzą, że robi wszystko dla ich dobra. Nawet narażając siebie.
Kiedyś nazwałem go "Mourinho dla ubogich", ale po latach okazało się, że miał rację. Można się było śmiać z jego doniczki, ale 2,5 roku później z tej sadzonki wyrosły największe sukcesy Cracovii od 72 lat: zdobycie Pucharu i Superpucharu Polski.
Nie bez wpływu na zachowanie Probierza były też zapewne wydarzenia z wtorku. Skoro zobaczył na meczyki.pl i TVP Sport swoją kadrę, to mógł uznać, że nie jest już zobowiązany do trzymania się planu. Zaśmiał się nam w twarz. Był przygotowany - listę przeczytał z kartki w teczce. Powtarzam, nie wierzę, że to była jego samowolka.
Probierz nie cierpi, gdy coś wycieka z jego otoczenia. Zwłaszcza coś tak ważnego. To sytuacja bez precedensu w polskiej piłce, by na ponad dobę przed planowanym ogłoszeniem powołań, dwa portale podały pełną listę bez pudła. Mogło go to doprowadzić do szewskiej pasji. Nie lubi ludzi nielojalnych, na których nie może polegać. W PZPN może się zacząć polowanie na winnych wycieku.
Zresztą, gdyby ogłoszenie kadry odbyło się z pompą, też pojawiłaby się krytyka. Na pochyłe drzewo każda koza skacze. Marka PZPN pod rządami Cezarego Kuleszy jest tak bardzo osłabiona kolejnymi kryzysami i wpadkami, że drwiny są pierwszą reakcją odbiorców na jej działania.
Przede wszystkim jednak polska piłka ma większe problemy niż sposób ogłoszenia szerokiej de facto kadry na Euro 2024. Ta grupa jeszcze może się zmienić, bo listę zawodników należy przesłać do UEFA do 7 czerwca. I wtedy, dzień po meczu z Ukrainą, selekcjoner będzie odpowiadał na pytania dziennikarzy. Albo i nie, jak to ma w zwyczaju.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty