z Gdyni Tomasz Galiński, WP SportoweFakty
Do 87. minuty nic nie zapowiadało takiego rezultatu. Arka Gdynia prowadziła 1:0, wydawała się zespołem lepszym. Tu w teorii nic złego nie mogło się jej stać. Ale piłka nożna ma to do siebie, że jest piękna i przewrotna.
Najpierw fenomenalnego gola z rzutu wolnego strzelił Bartosz Wolski, a w trzeciej minucie doliczonego czasu gry z defensywą żółto-niebieskich zabawił się rezerwowy Mbaye N'Diaye i zdobył zwycięską bramkę. Piłkarze Arki nie potrafili powstrzymać łez, a na trybunach zapanowała totalna cisza.
Gospodarze mieli w garści Ekstraklasę i po raz kolejny ją wypuścili. Przypomnijmy, że najpierw roztrwonili przewagę dziewięciu punktów na sześć kolejek przed końcem, a teraz dali sobie wydrzeć awans w finale baraży. Tymczasem Motor wraca do polskiej elity po ponad trzydziestu latach! Po raz ostatni grał na najwyższym poziomie w Polsce w sezonie 1991/92. Wtedy jeszcze nie nazywało się to Ekstraklasą, a I ligą. Dodajmy, że to absolutny beniaminek - w poprzednim sezonie awansował z drugiej ligi do pierwszej, teraz z pierwszej do Ekstraklasy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak się żegnać, to z przytupem. Klopp nieźle zaszalał!
Samo spotkanie nie stało jednak na najwyższym poziomie. Widać było, że gra toczy się o dużą stawkę i dużymi fragmentami paraliżowało to zawodników jednej i drugiej drużyny. A niektórym to już totalnie odcięło prąd, jak w 13. minucie, kiedy Kamil Kruk i Kacper Rosa skompromitowali się przy próbie wznowienia gry z piątego metra. Jeden źle podał, drugi źle przyjął i Olaf Kobacki trafił z bliska do pustej bramki. Lublinianie chyba oglądali mecz polskiej młodzieżówki z Macedonią Północną, bo niemalże powtórzyli wyczyn Maksymiliana Pingota i Oliwiera Zycha.
Inna sprawa, że mieliśmy tu do czynienia ze sporą kontrowersją, bo Kobacki wbiegł w pole karne zanim Rosa zagrał w piłkę. W świetle przepisów gol nie powinien być w takiej sytuacji uznany.
Ale na koniec nie można powiedzieć, że sędziowie wypaczyli wynik. Bo Motor zagrał w drugiej połowie lepiej, odważniej. Oczywiście nadziewał się przez to na kontrataki i fakty są takie, że Arka powinna podwyższyć prowadzenie, natomiast dwóch sytuacji sam na sam z Rosą nie wykorzystał Kobacki.
Lublinianie grali do końca. Można też było odnieść wrażenie, że są zespołem świeższym, bardziej wybieganym, a przecież to oni parę dni temu grali dogrywkę w półfinale z Górnikiem Łęczna. Gospodarze cofali się coraz głębiej, w powietrzu czuć było, że pachnie golem wyrównującym i tak rzeczywiście się stało. Trafienie Wolskiego było fenomenalne - Lenarcik nawet nie drgnął. Natomiast, co warte podkreślenia, Motor nie stanął, tylko poszedł za ciosem i w doliczonym czasie postawił kropkę nad "i".
Arka Gdynia - Motor Lublin 1:2 (1:0)
1:0 Olaf Kobacki 13'
1:1 Bartosz Wolski 87'
1:2 Mbaye N'Diaye 90+3'
Składy:
Arka: Paweł Lenarcik - Marc Navarro, Michał Marcjanik, Ołeksandr Azaćkyj, Przemysław Stolc - Tornike Gaprindaszwili, Michał Borecki, Jakub Staniszewski, Alassane Sidibe (62' Sebastian Milewski), Olaf Kobacki - Karol Czubak.
Motor: Kacper Rosa - Filip Wójcik (79' Paweł Stolarski), Kamil Kruk, Arkadiusz Najemski, Krystian Palacz - Michał Król (69' Rafał Król), Bartosz Wolski, Mathieu Scalet (60' Marcel Gąsior), Kamil Wojtkowski (46' Mbaye N'Diaye), Piotr Ceglarz - Samuel Mraz.
Żółte kartki: Azaćkyj (Arka) oraz Palacz, Wojtkowski (Motor).
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).