Don Carlo po raz piąty. Szczere słowa po finale

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Image Photo Agency / Na zdjęciu: Carlo Ancelotti
Getty Images / Image Photo Agency / Na zdjęciu: Carlo Ancelotti
zdjęcie autora artykułu

- Pracuję w najlepszym klubie na świecie. Mogliśmy przegrać ten mecz, ale zachowaliśmy spokój - mówił po sobotnim finale Carlo Ancelotti. Na Wembley udowodnił, dlaczego w liczbie zdobytych Pucharów Mistrzów nie ma sobie równych.

W tym artykule dowiesz się o:

Z Londynu – Dariusz Faron, WP SportoweFakty

- Co dalej? Jaki jest teraz pana cel?

Po pytaniu dziennikarki na konferencji prasowej Carlo Ancelotti przez chwilę milczał, jakby się zastanawiał. Choć w 2025 roku minie 30 lat od rozpoczęcia przez niego pracy pierwszego trenera, w sobotni wieczór po raz kolejny udowodnił, że ciągle jest jednym z najlepszych.

Stworzony dla Realu

Kiedy dokładnie trzy lata temu (1 czerwca 2021 roku) wracał na Santiago Bernabeu, wielu powątpiewało, czy jego powtórna misja w Madrycie okaże się sukcesem. Miał przecież za sobą burzliwy okres w Napoli i nieudany pobyt w Evertonie.

Dziś nikt nie ma wątpliwości, że "Carletto" to trener stworzony dla Realu. Odkąd znów powiesił swój garnitur w garderobie na Bernabeu, dwa razy sięgnął po Ligę Mistrzów i dołożył do tego dwa tytuły w La Liga. I nadal ma w sobie taką samą pasję, jak gdyby był rok 1995, a Ancelotti zaczynał pierwszą samodzielną pracę w Reggianie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak się żegnać, to z przytupem. Klopp nieźle zaszalał!

Dlatego na pytanie dziennikarki odpowiedział krótko. - W lecie piłkarze rozjadą się na Euro i Copa America. A potem wrócą i... będą nadal chcieli wygrywać dla Realu - stwierdził.

Powtórka z rozrywki

Sobotni finał miał bliźniaczy scenariusz to tego z 2022 r., gdy "Los Blancos" grali w Paryżu z Liverpoolem. To piłkarze Jurgena Kloppa mogli się bardziej podobać. To oni częściej zagrażali bramce rywala. Ale po zmianie stron do siatki trafił Vinicius Junior i puchar pojechał do Madrytu.

Ancelotti mówił przed potyczką z BVB, że finał Ligi Mistrzów to "najbardziej niebezpieczny mecz z możliwych, bo kiedy ci nie idzie, możesz poczuć strach". On sam po koszmarnej pierwszej połowie się nie przestraszył. Wręcz przeciwnie - pomógł zawodnikom, modyfikując ustawienie.

- Moi gracze porozmawiali ze sobą w szatni, ale to ja podjąłem decyzję o zmianach. Skoncentrowaliśmy więcej piłkarzy w środku pola, co okazało się dobrym rozwiązaniem. Ta grupa chłopaków daje mi wiele radości. Nigdy się nie poddajemy, walczymy do końca. Po złej pierwszej połowie zachowaliśmy spokój - tłumaczył.

- Dortmund świetnie przechodził z obrony do ataku, przez co straciliśmy balans. Mogliśmy nie wygrać tego spotkania. Rywal rozegrał fantastyczny mecz - przyznał.

Rodzinny biznes

W sobotnią noc Ancelotti świętował nie tylko z piłkarzami, ale też z synem, Davide, który jest ważnym członkiem jego sztabu.

- Real Madryt jest rodziną. To wiele mówi o naszym klubie. Mamy bardzo zdrową atmosferę, tradycję i strukturę. Czujemy się w ośrodku Valdebebas jak w domu. Pomaga mi, że mam syna obok. Może mi powiedzieć rzeczy, których nie powie mi nikt inny - opowiadał Ancelotti.

Gdy jeden z dziennikarzy zaczął zadawać pytanie mocno zachrypniętym głosem, włoski trener wypalił: "co ci się stało?", wywołując śmiech pozostałych.

On sam podczas finału gardła nie zdarł. Nawet gdy wydawało się, że wszystko się pali, spokojnie stał przy linii, charakterystycznie unosząc brew. A kilkadziesiąt minut później wzniósł Puchar Mistrzów.

Właściwie do tego też zdążył już przyzwyczaić.

Czytaj także: "Królewscy" poza zasięgiem. Piłkarze Realu rekordzistami Ligi Mistrzów Magiczna noc Realu na Wembley 

Źródło artykułu: WP SportoweFakty