W kwietniu przytaczaliśmy państwu historię Daniela Migacza (więcej -> TUTAJ), kibica i artysty-amatora. Jego świat zawalił się w ułamku sekundy. W lipcu 2022 roku mężczyzna poczuł, że jego ciało drętwieje po lewej stronie. Diagnoza zabrzmiała jak wyrok. Stwardnienie rozsiane, które u niego stwierdzono, nieleczone może prowadzić do całkowitej utraty sprawności. Prawdopodobieństwo jest ogromne.
Choć po nagłośnieniu dramatycznej sytuacji kibica Ruchu Chorzów i Widzewa Łódź zainteresowanie zbiórką na jego leczenie wzrosło, nadal trudno mu radzić sobie z rzeczywistością.
- Są chwile, gdy tracę nadzieję. Mój stan zdrowia nie ulega poprawie. Ostatnio zdiagnozowano u mnie zwyrodnienie odcinka szyjnego kręgosłupa i uszkodzenie jego korzenia rdzeniowego. To również pokłosie choroby. Czuję się jak stary samochód. Z jednej strony nie cierpię się żalić i szukać litości wśród obcych osób, z drugiej jednak jestem bezradny. Moje życie prywatne jest w rozsypce. Choroba zupełnie je paraliżuje - mówi Daniel Migacz, kibic i artysta-amator.
W pomoc fanowi zaangażowały się Ruch Chorzów i Widzew Łódź. Ci pierwsi przekazali koszulkę z autografami zawodników. Dochód z jej sprzedaży został przeznaczony na leczenie. Z kolei klub z serca Polski zaprosił go na mecz, gdzie mógł wykonać rzut karny przed meczem przyjaźni pomiędzy Ruchem, a Widzewem, w Łodzi. Migacz regularnie jest zapraszany na mecze.
- Nie na wszystkie mogę jeździć. Pasja niekiedy koliduje z moim leczeniem. Dlatego z żalem, ale rzadko bywam w Łodzi. Meczów Ruchu staram się nie opuszczać. Jestem wdzięczny za pomoc, przede wszystkim płynącą z Chorzowa. Fanklub z Rudy Śląskiej regularnie zaprasza mnie na spotkania. Jest w kontakcie z zarządem. Organizowano na trybunach zbiórkę na moje leczenie. Trudno mi opisać słowami, jak bardzo jestem wdzięczny za wszystko. Koszulka z autografami drużyny to świętość dla kibica. Towarzyszył mi żal, że nie mogę jej zachować. Niemniej wszystko podporządkowuję leczeniu. Robię to dla siebie i rodziny. Decyzja mogła być tylko jedna i podjąłem ją błyskawicznie - zauważa fan Ruchu.
Hobbystycznie Migacz trudnił się tworzeniem makiet stadionów (jego dzieła zobaczysz -> TUTAJ). I tym razem jednak musiał spasować, bo choroba uniemożliwia mu realizowanie tej pasji. W dodatku boryka się z poważnymi problemami w życiu prywatnym. Ma na utrzymaniu trzyletnią córkę, a w dodatku jego żona jest w ciąży, która nie przebiega bez komplikacji.
- Nie radzę sobie najlepiej. Wiem, że trzeba szukać plusów i walczyć, ale to nie jest takie proste. Nikomu nie życzę, by znalazł się w podobnej sytuacji, niemniej dopóki tak się nie stanie, trudno to wszystko pojąć. Brutalnie zderzyłem się z rzeczywistością. Obcy ludzie poświęcają mi więcej uwagi niż osoby, które do niedawna uważałem za przyjaciół. To otwiera oczy - zauważa Migacz.
Wciąż można wspierać zbiórkę kibica, z której dochód w całości przeznacza na leczenie. Wiele badań, które kibic musi przejść, nie jest refundowanych przez NFOZ. Niektóre i tak należy załatwiać prywatnie, ze względu na kolejki i odległe terminy.
- Muszę przejść operację kolana, zostałem zakwalifikowany do zabiegu, ale muszę czekać na niego kilka miesięcy. Terminy rezonansów magnetycznych wcale nie napawają optymizmem. Jeśli chcę leczyć się skutecznie, potrzebuję pomocy, choć nie umiem o nią prosić. Mogę za to podziękować wszystkim, od których ją otrzymałem. To dla mnie wzruszające. Mówimy o jednej z niewielu rzeczy, które przywracają mi nadzieję - podsumowuje Daniel Migacz.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Wymowne słowa na temat Casha. Nie jest zdziwiony brakiem powołania
- Od kibica do bohatera. Nieprawdopodobna historia napastnika Realu