Z Berlina – Dariusz Faron, WP SportoweFakty
Dla lidera kadry to czwarte i najpewniej ostatnie mistrzostwa Europy. Bilans: pięć goli w jedenastu meczach. Jeśli na niemieckich boiskach znajdzie drogę do siatki, zrówna się pod względem liczby bramek z Thierrym Henrym czy Zlatanem Ibrahimoviciem.
HUŚTAWKA NASTROJÓW
Na mistrzostwach Europy Lewandowskim targały w przeszłości skrajne emocje. Turniej w Polsce i Ukrainie (2012) rozpoczął się przecież od jego wspaniałego gola z Grecją, ale potem nadeszła katastrofa - odpadnięcie z jednej z najsłabszych grup, w jakiej rywalizowaliśmy na wielkich turniejach.
Cztery lata później, na Euro, do którego wracamy z ogromny sentymentem, trafił do siatki dopiero w ćwierćfinale przeciwko Portugalii. We Francji był jednak najbliżej spełnienia jednego z wielkich marzeń - osiągnięcia spektakularnego sukcesu z reprezentacją. Kadencja Adama Nawałki pokazała, nie tylko Lewandowskiemu, że mimo naszych piłkarskich ograniczeń taki sukces jest możliwy.
Euro 2020, rozgrywane w 2021 r. ze względu na pandemię, to kolejny emocjonalny rollercoaster Lewandowskiego. Na start rozegrał chyba swój najgorszy mecz na wielkiej imprezie w koszulce reprezentacji (1:2 ze Słowacją), by potem niemal w pojedynkę dźwigać drużynę narodową w stronę awansu. Wspaniały gol z Hiszpanią i dwa trafienia ze Szwecją nieco osłodziły mu turniej, ale nie wystarczyły, by uratować zespół.
O ile w futbolu klubowym Lewandowski osiągnął już wszystko, on sam czuje, że w reprezentacji ma jeszcze coś do zrobienia. I nadal marzy.
- Sukces z reprezentacją Polski byłby wisienką na torcie przed zakończeniem kariery. Z drugiej strony trzeba też realnie patrzeć na nasze możliwości i nie mieć zbyt dużych oczekiwań. Nigdy nie wiadomo, może czeka nas jakaś niespodzianka - mówiła w rozmowie z WP SportoweFakty Iwona Lewandowska, mama piłkarza, przed mundialem w Katarze.
Przed Euro 2024 mogłaby śmiało powtórzyć te słowa. Są jeszcze bardziej aktualne, bo "Lewy" jest bliżej końca kariery niż w grudniu 2022. Nawet jeśli fizycznie czuje się dobrze, to może być jego ostatni duży turniej z orzełkiem na piersi.
Mistrzostwa w Niemczech muszą cieszyć go tym bardziej, że w nim samym zaszła na przestrzeni kilkunastu miesięcy duża zmiana.
KAPITAN MIAŁ DOŚĆ
Aż do awansu na Euro 2024, wywalczonego w Cardiff, czas po mundialu w Katarze był dla reprezentacji pasmem katastrof. Kadra zaliczała kompromitujące występy (vide: Kiszyniów), a poza boiskiem działo się równie źle, bo związkiem co chwilę targały afery.
Jeśli chodzi o kwestie pozasportowe, w ogromnej większości przypadków Lewandowski był bez grama winy, a jako największa gwiazda i twarz tej kadry obrywał rykoszetem. Bo przecież to nie on przydzielał sobie ochroniarza oskarżonego o udział w grupie przestępczej i nie on zapraszał na pokład reprezentacji osobę z korupcyjną przeszłością.
Najbardziej "Lewemu" i kolegom oberwało się za aferę premiową, która miesiącami wracała w mediach jak bumerang. Tu spore rysy pojawiły się nie tylko na wizerunku związku, ale też piłkarzy. Włącznie z Lewandowskim. Tłumaczenia reprezentantów, że przecież oni nie domagali się żadnych pieniędzy i wysłuchali jedynie obietnic premiera, mało kogo przekonały. Poza tym kadrowicze zareagowali zdecydowanie za późno. Następnie, zamiast gasić pożar, kolejnymi wypowiedziami tylko go rozniecali, dając aferze kolejne życia.
Nic dziwnego, że kapitan miał dość.
Przede wszystkim amatorszczyzny związku. Dał temu wyraz we wrześniu 2023, w głośnym wywiadzie dla "Meczyków" i Eleven Sports.
- PZPN pod względem sportowym - tu nie mogę narzekać. Jest naprawdę ok, jeśli chodzi o transport, logistykę i to, co jest w reprezentacji. Ale to, co się dzieje wokół… To jest w dzisiejszych czasach nieakceptowalne - mówił Mateuszowi Święcickiemu.
- Na pewnych stanowiskach trzeba oczekiwać i wymagać klasy. To ważne. Trzeba wiedzieć, jak się zachować na tym stanowisku i jak zarządzać tym wszystkim - stwierdził.
ZRZUCIŁ WIELKI CIĘŻAR
Lewandowski musiał być zmęczony psychicznie nie tylko tym, co działo się wokół związku. Na boisku też trudno mu było odnaleźć radość z gry dla reprezentacji.
Wyraźnie cierpiał za kadencji Czesława Michniewicza, preferującego do bólu pragmatyczny styl. Mistrzostwa świata w Katarze zakończył z dwoma golami, a kadra pierwszy raz od 36 lat awansowała do fazy pucharowej, ale kapitan nie skakał z radości. Otwarcie mówił, że marzy mu się inna gra reprezentacji.
- Uważam, że nasza kadra ma potencjał ofensywny i może go wykorzystywać. Zawsze to mówiłem, także trenerowi - tłumaczył na łamach Przeglądu Sportowego i Onetu.
Kadencja Fernando Santosa to z kolei jedna wielka katastrofa. W przypadku Portugalczyka zgadzało się jedynie CV. Miał odmienić polski futbol, a tymczasem przyjechał do naszego kraju odcinać kupony. Nie znał ani nie chciał poznać reprezentantów Polski.
Frustracja Lewandowskiego rosła.
Dlatego nie dziwi scena, która miała miejsce w hotelu reprezentacji Polski w Cardiff kilka godzin po awansie reprezentacji na Euro 2024. Lewandowski wyszedł do dziennikarzy około północy. I wyglądał na człowieka, który przed chwilą zrzucił ze swoich barków kilkutonowy ciężar. Na twarz kapitana wrócił uśmiech.
- To mój najtrudniejszy awans na duży turniej [...] Od pierwszego meczu eliminacyjnego wszystko było na nie. Szło nam bardzo ciężko. To duży pozytyw, że na ostatnich trzech zgrupowaniach coś ruszyło - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty.
- W ostatnim czasie przyjeżdżam na zgrupowania z większym spokojem i uśmiechem na twarzy. Doceniam każdy kolejny mecz w reprezentacji. Nie muszę już sobie nic udowadniać. Moje indywidualne osiągnięcia zeszły na dalszy plan - opowiadał.
Marzenia o sukcesie z reprezentacją na wielkim turnieju znów stały się realne. Michał Probierz od razu znalazł z piłkarzami wspólny język. Przekonał ich do swojej wizji. Dotyczy to także Lewandowskiego, który uwierzył, że to jeszcze nie koniec.
Czy w przypadku porażki w Cardiff "Lewy" ogłosiłby rozstanie z reprezentacją? Tego nigdy się już nie dowiemy.
Ale taki scenariusz był bardzo możliwy.
WYJDŹCIE I CIESZCIE SIĘ
Teraz, mając na horyzoncie mecze Euro, końcem kariery "Lewy" w ogóle nie zaprząta sobie głowy. Właśnie tego potrzebował na jednym z ostatnich etapów – odważnego selekcjonera.
- Mamy na tyle zwariowanego trenera, którzy wierzy, że możemy grać w piłkę, więc musimy grać w piłkę.
Wszyscy mu uwierzyli. Nigdy wcześniej nie podchodziliśmy tak do meczów z silnym zespołem - mówił po meczu z Holandią Wojciech Szczęsny.
Lewandowski zapewne by się pod tym podpisał. W Hamburgu nie zagrał ze względu na uraz mięśnia dwugłowego, ale w piątek ma zagrać. Nie wiadomo jeszcze, w jakim wymiarze.
Ma rację - nie musi już nic udowadniać. Niezależnie od tego, oczekiwania wobec reprezentacji spadły do tak niskiego poziomu, że w Niemczech kadra Probierza może głównie zyskać. A skoro presja jest mniejsza niż zwykle, przypominają się słynne słowa Johana Cruyffa do piłkarzy Barcelony przed finałem Ligi Mistrzów na Wembley: wyjdźcie i cieszcie się.
To moja prośba do kapitana Biało-Czerwonych.
Niech po prostu dobrze się bawi. I cieszy każdym spotkaniem na mistrzostwach Europy w reprezentacji. Niezależnie od tego, ile ich jeszcze zostało.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". To już dzisiaj! Najważniejszy mecz Polaków